Żył dzięki miłości ojca. Poruszająca historia Jaśka
Gdy pracowałem jako rezydent w jednym z warszawskich szpitali, usłyszałem historię Jaśka, która poruszyła mnie do głebi. Z jednej strony kochający ojciec, oddany i poświęcający swoje życie dla syna, a z drugiej strony matka, która nie była w stanie dźwignąć choroby syna.
1. Jasiek walczył z rdzeniowym zanikiem mięśni
Jasiek chorował na rdzeniowy zanik mięśni. Podła genetyczna choroba. Niesprawiedliwa. Choroba, która niszczy neurony w rdzeniu kręgowym odpowiedzialne za sterowanie mięśniami, w tym najważniejszymi – mięśniami oddechowymi.
Kiedy Jasiek urodził się, nie wykryto choroby. Nie było żadnych objawów. I nagle pojawiły się pierwsze symptomy. Znaki, że dziecko chyba jest jednak na coś chore. Zaczęła się diagnostyka i dość szybko padła okrutna diagnoza.
I wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Matka zrezygnowała z syna. Odpuściła. Wyparła się go. Wyszła ze szpitala i nigdy do niego nie wróciła. Nie dźwignęła ciężaru choroby Jaśka. Z synem został ojciec. Dwóch mężczyzn od teraz mogło polegać tylko na sobie.
Jasiek nie opuszczał szpitala. Zanik mięśni powodował, że stopniowo przestał się poruszać, pojawiły się problemy oddechowe. To stan wymagający pełnej opieki, rehabilitacji, wsparcia, zaangażowania personelu medycznego różnej specjalizacji, a przede wszystkim - oddania rodziców, którzy już na zawsze, do końca życia będą przy dziecku.
Ojciec został. Przychodził każdego dnia. Pielęgnował, kąpał, odsysał, rehabilitował, uczył, rozmawiał, wspierał, kochał, był. Po czym wracał do domu i patrzył żonie w oczy. Miłość do syna, ale też miłość do kobiety nie pozwalały mu zostawić żadnego. Matka nie pogodziła się z chorobą syna. Odrzuciła go i przynajmniej powierzchownie wymazała z pamięci. W ogóle nie odwiedzała go w szpitalu.
W końcu nowoczesne technologie medyczne pozwoliły wrócić Jaśkowi do domu. Razem z całą aparaturą i świetną wiedzą ojca na temat leczenia i pielęgnacji, Jasiek miał szanse na mieszkanie w domu, własnym domu, w którym za ścianą jest matka nieprzyznająca się do własnego dziecka.
Jasiek był wyjątkowy. Takie dzieci leżą w łóżku, ale mają niezwykłe zdolności uczenia się, zapamiętywania. Opanował 4 języki obce perfekcyjnie, pisał wiersze, czytał. Rozwijał swój umysł do granic możliwości. Inteligencja to była jego najmocniejsza cecha. Tylko pozostawała uwięziona razem z nim do końca w domu.
To musisz wiedzieć:
Ojciec zajmował się idealnie synem. Zadbany, czysty, brak odleżyn, stale rehabilitowany. Nie było możliwości o zakażeniach, o niedopilnowaniu podania leku czy wymianie filtra. Wszystko zrobione zawsze do końca.
I tak można by żyć dalej. Jasiek mógłby uczyć się kolejnych języków, napisać książkę… Tylko ojciec zmarł. Nagle. Zawał. Pochowany kilkaset metrów od domu.
I Jaśkiem nie miał się już kto zająć. Musiała zrobić to matka. Musiała wejść do pokoju raz dziennie, dać jedzenie, zmienić pampersa, podać coś do picia, podać leki. I wychodziła. Bez uczuć, bez emocji, bez zaangażowania.
A po miesiącu Jasiek spoczął obok ojca… Razem jak przed miesiącem. Już na zawsze razem. Gdyby znalazła się druga osoba, tak wierna i oddana jak ojciec, to Jasiek miałby szansę. Mógłby jeszcze żyć kilka lat. Lekarze czuwający nad stanem Jaśka wielokrotnie podkreślali, że tak długi okres życia, w takich warunkach był tylko i wyłącznie dziełem ojca.
Po jego śmierci, chłopcu pękło serce z rozpaczy. Nie chciał być ciężarem dla matki... Wolał znowu być przy ojcu. Na tamtym świecie.