Zostawił dziecko w aucie. Do dzisiaj ma wyrzuty sumienia
Eric nie może zapomnieć o tym, co wydarzyło się rok temu. Gdy zostawiał trzyletniego syna w rozgrzanym do granic możliwości aucie, z niewielu rzeczy zdawał sobie sprawę. Refleksja przyszła po czasie. Chłopiec przeżył, ale wiele czasu spędził w szpitalu, pod kroplówką.
Eric Stuyvesant nie jest młodym ojcem. Razem ze swoją żoną wychowują ósemkę dzieci. Każde z nich ma też potomstwo z poprzednich małżeństw. Potrafią się nimi opiekować i zapewnić im bezpieczeństwo. A przynajmniej tak im się wydawało.
Był czerwcowy poranek, słońce mocno świeciło. Zazwyczaj każdego poranka Eric odwoził syna Michaela do opiekunki, a później podrzucał żonę do pracy. Jednak tego dnia plany się zmieniły, ponieważ Michelle musiała wcześniej wyjść do pracy.
Dlatego Eric zdecydował się najpierw ją odwieźć, a potem pojechać z synem do opiekunki. Do pewnego momentu wszystko szło zgodnie z planem.
- Moje dzienne obowiązki, gdy już odwiozłem Michelle do pracy były stałe i niezmienne – mówi Eric. - Działałem jak na autopilocie. Wróciłem do domu, wyszedłem z samochodu i poszedłem do domu. Wziąłem prysznic, zacząłem przygotowywać się na resztę dnia – wspomina.
W tym samym czasie jego trzyletni syn siedział zamknięty w nagrzanym samochodzie. O tym, że chłopiec się tam znajduje, ojciec przypomniał sobie dopiero po godzinie. Natychmiast pobiegł do auta.
- Krzyczałem, że zabiłem własnego syna – opowiada Eric. - Byłem pewny, że tak się stało!
Na szczęście, gdy mężczyzna dobiegł do samochodu, chłopiec – chociaż miał sine usta i tracił przytomność - nadal oddychał.
Michael natychmiast trafił do szpitala. Okazało się, że wysoka temperatura wyrządziła wiele szkód w ciele trzylatka. Wystarczyła godzina w rozgrzanym samochodzie, a chłopiec przeżył 6 udarów cieplnych. Lekarze nie mieli wątpliwości, że czeka go długa rehabilitacja.
Dziś Michael jest zdrowym chłopcem. Po przebytych udarach nie ma śladu. Biega, bawi się, jest energiczny i bardzo przyjacielski. Jego ojciec postanowił podzielić się tą historią, by pomóc i przestrzec innych rodziców.
To nie jest tak, że nie znamy własnych dzieci i o nich nie pamiętamy. Wykonując codziennie te same czynności popadamy w rutynę. Dlatego właśnie takie przypadki się zdarzają. I dlatego też chciałbym pomagać rodzicom, którzy przeszli przez to, co ja – mówi Eric.
Chcę też zwrócić uwagę, że łatwo jest kogoś oceniać z własnej perspektywy. Jeśli ludzie myśleliby nad tym, co chcą powiedzieć, na świecie byłoby mniej zawiści – dodaje.