2 z 6Droga zabawki do dziecka
Za przykład weźmy zwykłego misia, którego tak uwielbiają dzieci. W jaki sposób trafia on do lubelskiego laboratorium? Jego droga nie jest prosta.
Gdy miś leży na sklepowej półce i czeka aż w końcu jakieś dziecko weźmie go ze sobą, znajduje go jeden z inspektorów Inspekcji Handlowej. Pobiera go następnie jako próbkę do zbadania.
- To są zabawki znalezione przez inspektorów na rynku. Nie tylko nowe, które wyszły z produkcji w tym roku. Te aktualnie znajdujące się w sklepach. Budzą one zazwyczaj podejrzenia. Są to zabawki z całego świata – chińskie, polskie, wszystko, co możemy znaleźć w sklepach i hurtowniach – mówi dyr. Kozak.
Co dalej? Miś zostaje zapakowany i przesłany do laboratorium. Tutaj przechodzi szereg badań – m.in. na rozciąganie czy ściskanie.
- Rozciągamy miękkie, wypchane zabawki. Tak stwierdzamy, czy podczas rozciągania z misia nie wydostanie się wata czy poliester, które dziecko może połknąć. Jeżeli misio ma plastikowe oczy, sprawdzamy czy nie będą się odrywać od zabawki i czy nie mieszczą się w tzw. cylindrze do małych części – dodaje dyrektorka.
Zabawki duże, czyli mające pow. 15 cm wysokości, poddaje się próbie palności. Zabawka może się zapalić, lecz ten płomień ma się rozprzestrzeniać na tyle wolno, by dziecko zdążyło odrzucić zabawkę.
Zobacz też: Urodzeni zimą mają gorzej? Naukowcy wyjaśniają