Rodzice zawieźli 4-letnie dziecko do szpitala. Tak miał potraktować ich lekarz
Pewni rodzice postanowili skorzystać z nocnej opieki zdrowotnej w szpitalu w Kaliszu, dokąd pojechali z czteroletnim synkiem. Wizyta chłopca była jednak najwidoczniej nie na rękę miejscowemu lekarzowi. Ojciec czterolatka, zbulwersowany jego zachowaniem, poinformował o sprawie lokalne media.
1. "A dlaczego dziecko jeszcze nie śpi o tej porze?"
W nocy z 1 na 2 lipca w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym im. Ludwika Perzyny w Kaliszu pojawili się rodzice z dzieckiem. Chłopiec miał podwyższoną temperaturę, bóle brzucha i silne zaczerwienienie w okolicach pachwiny, gdzie wcześniej był wbity kleszcz.
"Chwilę po północy przyjeżdżamy z czteroletnim dzieckiem, które 10 dni wcześniej miało usuwanego kleszcza z okolic pachwiny. Powód to pojawienie się rozległego zaczerwienienia w okolicach miejsca po usunięcia kleszcza. Dodatkowo dziecko miało podwyższoną temperaturę i uskarżało się na ból brzucha. Zatem powodem wizyty było podejrzenie zakażenia boreliozą" - napisał ojciec chłopca w liście do "Faktów Kaliskich".
Na miejscu okazało się, że nie ma kolejki oczekujących. Do zaniepokojonych stanem zdrowia synka rodziców wyszedł lekarz, który nie miał żadnego identyfikatora, a na prośbę o przedstawienie się miał odpowiadać pytaniem na pytanie: "A jak Pan się nazywa?".
Ojciec dziecka relacjonuje, że medyk wyglądał na zaspanego i przywitał ich słowami "Ludzie, o tej godzinie przyjeżdżacie?!".
"Od samego początku było widać, że Pan 'lekarz' nie był zainteresowany problemem, który nas tu sprowadza, i co chwilę robił jakieś niekulturalne uwagi typu 'A dlaczego nie przyjedziecie z tym w dzień?', 'A dlaczego dziecko jeszcze nie śpi o tej porze?'. W końcu Pan 'lekarz' z wielką niechęcią i robiąc wielką łaskę zgodził się obejrzeć czteroletnie dziecko, z którym przyjechaliśmy. Po zrobionym na 'odwal się' zmierzeniu temperatury, zapytaniu dziecka czy go boli i czy go swędzi (gdzie dziecko odpowiedziało, że go boli i swędzi) Pan 'lekarz' postawił diagnozę, która brzmiała 'Ludzie, z takim czymś przyjeżdżacie do mnie w nocy?!'" - opisuje mężczyzna.
2. Brak pomocy ze strony medyka
Zbulwersowani rodzice czterolatka, jak twierdzi ojciec, nie otrzymali od lekarza żadnych informacji ani zaleceń dotyczących zdrowia synka. Nie dostali również żadnej recepty, a zgodnie z ich opisem zdarzeń medyk nawet nie sporządził z wizyty żadnej notatki.
"Brak jakiejkolwiek informacji o tym, co może być przyczyną takiego stanu dziecka, brak jakichkolwiek dalszych zaleceń co do leczenia. Po prostu zwykłe pretensje, że ośmieliliśmy się zakłócić spokój Panu 'lekarzowi' tak błahą sprawą. A przypominam, że oficjalnie Pan 'lekarz' pełnił dyżur, czyli był w pracy, za którą otrzymuje wynagrodzenie i powinien był w tym czasie wypełniać swoje podstawowe obowiązki zawodowe, które w przypadku lekarza można streścić jako "niesienie pomocy potrzebującym" - pisze ojciec.
Jak się okazało, 3 lipca rodzice zabrali chłopca do innego lekarza na prywatną wizytę. Ten rozpoznał boreliozę i wdrożył odpowiednie trzytygodniowe leczenie. Dziecko czuje się już lepiej.
Rozgoryczony mężczyzna złożył skargę do rzecznika praw pacjenta. Sprawę bada także szpital w Kaliszu.
"Jeśli chodzi o kwestię identyfikatora, to nie powinno mieć miejsca. Wszyscy znamy ustawę o działalności leczniczej, która jasno wskazuje, że trzeba nosić identyfikator. Jeżeli rzeczywiście lekarz go nie miał, to zostanie pouczony, że musi go mieć. A co do reszty przebiegu tej wizyty, czekamy na wyjaśnienia lekarza" - powiedział dla portalu faktykaliskie.info Paweł Gawroński, rzecznik szpitala w Kaliszu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl