Została boską matką. "Byłam przerażona. Pomyślałam, że tego nie przeżyję"
Moment, w którym Aneta Strojanowska otrzymała diagnozę od onkologa, wspomina jako wielki szok. To był koniec września 2022 roku. "Byłam przerażona. Pomyślałam, że tego nie przeżyję, nie wychowam córki, że ona nie będzie mnie pamiętać" - opowiada w rozmowie z WP Parenting.
1. Niepokojący guzek w piersi
Ciąża to wyjątkowy, ale często także trudny czas dla kobiety. Okres, w którym większość swoich sił nakierowuje się na dbanie o zdrowie swoje i dziecka. Bywa jednak, że zamiast meblować dziecięcy pokoik, ciężarna ogląda szpitalne sale, a zamiast wybierać w sklepie wózki, musi stawiać się na cykliczne chemioterapie.
Jak mówi WP Parenting prof. Ewa Kalinka, onkolog z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, około sto do stu dwudziestu kobiet będących w ciąży zachorowuje rocznie w Polsce na raka piersi. Każdy przypadek medyczny jest nieco inny, panie łączy jednak wspólny cel: wyzdrowieć. Dla siebie i dziecka.
Gdy Aneta Strojanowska stawiła się w grudniu 2021 na kontrolne USG piersi, nie wiedziała, że to początek jej walki o zdrowie. Radiologa zaniepokoił wtedy jeden mały guzek. Aneta wybrała się więc do onkologa, który zalecił biopsję cienkoigłową.
- W dniu, w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży, jechałam akurat na wizytę potwierdzającą, że wszystko jest w porządku. Onkolog zalecił mi wówczas jedynie częstsze kontrole - wspomina kobieta.
Aneta przyznaje, że nie miała wówczas żadnych objawów chorobowych. Jedynie kłucie w piersi, które pojawiło się mniej więcej w połowie ciąży, ale myślała wówczas, że to kwestia zmian hormonalnych zachodzących w organizmie.
2. Trudna diagnoza
Minęły kolejne trzy miesiące. Na następnej kontroli podczas USG radiolog znów wspomniał o zmianie w piersi, którą lepiej ponownie zbadać. Aneta trafiła do innego onkologa. Ten zlecił tym razem biopsję gruboigłową. 28 września 2022 roku otrzymała wynik badania.
- To, co usłyszałam u onkologa, zwaliło mnie z nóg. Lekarz powiedział, że mam raka. W pierwszej chwili nie byłam w stanie w to uwierzyć, że teraz, kiedy przeżywam najpiękniejszy okres swojego życia, jestem w ciąży z pierwszym dzieckiem, nagle okazuje się, że jestem ciężko chora. Gdy to do mnie dotarło, byłam w ogromnym szoku. Byłam przerażona. Pomyślałam, że tego nie przeżyję, nie wychowam córki, że ona mnie nie będzie pamiętać. To był początek ósmego miesiąca ciąży - opowiada Aneta.
Profesor Ewa Kalinka w rozmowie z WP Parenting przyznała, że ciężarne kobiety dowiadujące się, że cierpią na chorobę nowotworową, przeżywają podwójny stres.
- To zawsze jest niesamowitym szokiem. Dla tych boskich matek, jak się je nazywa, to ogromne obciążenie, ponieważ one nie boją się tylko o siebie, ale też o dziecko. Ich stres jest podwójny. Takie kobiety nie mają wiedzy takiej, jak lekarze, nie wiedzą, czy nowotwór i jego leczenie wpływają na rozwój ciąży, co jest bezpieczne, a co nie. Ich pierwsza reakcja to szok i niedowierzanie, ale bardzo szybko przechodzą w etap zadaniowości. Niezwykle rzadko dochodzi u takich kobiet do załamania. One wiedzą, że muszą walczyć, bo to jest walka nie tylko o nie, ale i o dziecko - wyjaśnia.
Słowa profesor Kalinki potwierdza Aneta. Jak sama przyznaje, wiedziała, że musi walczyć dla dwojga. Mimo wielu chwil załamania w trakcie choroby, córeczka była dla niej motorem napędowym do działania.
- Marcelka dawała mi motywację. Wiedziałam, że mam dla kogo żyć, że muszę walczyć i być dzielna, że nie mogę się załamać. Rokowania na tym etapie były ostrożne, ale starałam się nie tracić nadziei na to, że wszystko będzie dobrze - wspomina.
3. Chemioterapia w ciąży?
Gdy minęło niedowierzanie spowodowane diagnozą, kobieta zaczęła szukać w internecie przypadków podobnych do swojego. Nie wiedziała, gdzie się udać, co zrobić. W szpitalu, w którym usłyszała diagnozę, proponowano jej wcześniejsze rozwiązanie ciąży. Aneta nie chciała jednak zaszkodzić swojej córeczce.
Poprosiła więc o pomoc fundację "Rak’n’Roll”, która prowadzi program "Boskich Matek". Wtedy dowiedziała się, że możliwe jest leczenie onkologiczne w ciąży. Ciężarne mogą nawet przyjmować chemioterapię.
- Chemioterapia jest jedyną metodą leczenia lekowego w przypadku choroby nowotworowej, która może być stosowana w ciąży. Możemy ją naprawdę bezpiecznie podawać w trzecim trymestrze ciąży, dość bezpiecznie w drugim, natomiast stanowczo nie robimy tego w pierwszym - wyjaśnia prof. Kalinka.
Aneta potrzebowała potwierdzenia. Trafiła do Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie, zasięgała porad różnych specjalistów.
- Chciałam chociaż u dwóch, trzech onkologów potwierdzić, że przyjmowanie chemioterapii w ciąży jest bezpieczne. To było dla mnie ważne, ponieważ nie chodziło tylko o moje życie, ale też o życie mojego dziecka. Bałam się, żeby terapia nie zaszkodziła córce, ale najbardziej paraliżujący był strach, że nie będę mogła jej wychować. Bardzo chciałam walczyć o nas dwie. To był trudny czas. Setki przejechanych kilometrów, wiele rozmów z lekarzami, natomiast priorytetem było upewnienie się, że chemioterapia w ciąży nie zagraża córce - tłumaczy.
Pierwszą chemię Aneta przyjęła w Warszawie, będąc już w zaawansowanej ciąży. Trudy częstych dojazdów do stolicy spowodowały jednak, że ostatecznie kontynuowała leczenie w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi - w mieście, gdzie na co dzień mieszka. Lekarze zapewnili ją, że będzie tu miała dodatkowo zapewnioną również opiekę położniczą.
- Przyjechałam do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki na dwudniową hospitalizację z podaniem chemioterapii. Trzy razy dziennie robiono mi KTG płodu, żeby sprawdzić, czy wszystko jest dobrze. Wyszłam do domu słaba i zmęczona - przyznaje.
Badania, leczenie, konsultacje z lekarzami zajmowały jej tyle czasu, że nie pozostawało go już na to, by spędzać ostatnie chwile przed porodem tak, jak spędza je większość mam.
- Miałam w sobie dużo smutku, żalu, zastanawiałam się, dlaczego w tym momencie życia mnie to spotkało. Dlaczego nie mogę przeżywać macierzyństwa tak jak inne kobiety. Dużo rzeczy związanych z tym wyjątkowym czasem zostało mi odebrane. Zamiast przygotowywać się do porodu, pakować dziecięce ubranka do walizki, w kółko wsiadałam w samochód i jeździłam po lekarzach, ponieważ po chemii niektóre ciążowe dolegliwości się nasilały - opowiada.
4. Marcelinka przychodzi na świat
1 grudnia 2022 roku urodziła zdrową, ponad trzykilogramową córeczkę. Poród odbył się siłami natury. Anecie nie dane było jednak długo cieszyć się Marcelinką - cztery tygodnie później, tuż po Bożym Narodzeniu, wróciła do szpitala na kolejną chemię.
- Gorzej czułam się po chemiach podanych już po porodzie. Po niektórych mnie mdliło. Moje żyły się pozapadały. Byłam cała pokłuta od wenflonów, nie mogłam już patrzeć na igły. Z czasem byłam coraz bardziej zmęczona leczeniem. Poza tym byłam młodą mamą, córeczka płakała po nocach, więc byłam dodatkowo bardzo niewyspana - opowiada.
Pięć tygodni po ostatnim wlewie chemii, w maju, przeszła mastektomię z jednoczasową rekonstrukcją. Po operacji nie mogła zajmować się córeczką, nie wolno jej było podnosić dziecka, a nawet przytulać.
- Mogłam wtedy leżeć tylko na plecach, nie mogłam się nawet obok córki położyć na boku - opowiada.
5. Wreszcie zdrowa!
Aneta o tym, że jest zdrowa, dowiedziała się w czerwcu. Wspaniałą wiadomość usłyszała od lekarzy na konsylium.
- Poczułam dużą ulgę, ale tak dobrą wiadomość przyjęłam z dużym niedowierzaniem, ponieważ po tak długiej walce ciężko jest w jednej chwili uwierzyć w to, że jest się zdrowym. Pomału do mnie dociera, że już mogę się cieszyć. Cieszę się, że już nie muszę się leczyć, jeździć do szpitala, myśleć o operacjach - że to już wszystko jest za mną. Mogę się teraz w pełni poświęcić córeczce - mówi.
Patrząc wstecz na miesiące walki z chorobą Aneta przyznaje, że wygrała dzięki Marcelince, ponieważ jej obecność wynagradzała jej trudy leczenia.
- Dzięki córce przetrwałam. To jest niesamowite, ale dziecko potrafi dać ogromną siłę. Dzięki niej mogłam przestać myśleć o wszystkich złych rzeczach. Miałam dla kogo walczyć. Nie wiem, gdzie bym teraz była, gdyby nie dziecko - dodaje.
Profesor Kalinka potwierdza, że niezwykłym źródłem siły u chorujących na nowotwory matek jest stawianie na pierwszym miejscu macierzyństwa i dziecka względem własnego zdrowia.
- Takie pacjentki przychodzą do nas już po porodzie, opowiadają o swoich dzieciach, a potem biegną po chemioterapii do domu do swoich maleństw, za którymi tęsknią. W nich nie widać nawet strachu związanego z chorobą nowotworową, tylko ogromną radość bycia matką - opowiada ekspertka.
6. "Muszą pamiętać, że mają dla kogo żyć"
Gdy pytam ją o najtrudniejsze momenty z czasu choroby, Aneta opowiada głównie o kwestiach związanych z Marcelinką. Pierwsza z nich nastąpiła tuż po porodzie.
- Ciężkie do przeżycia było dla mnie to, że nie będę mogła karmić piersią. To była bardzo trudna do przyswojenia wiadomość. Szczególnie gdy już urodziłam małą i wszędzie dookoła leżały kobiety, które karmiły piersią, a ja dostawałam buteleczki z mlekiem… To było strasznie trudne - opowiada szczerze.
Źle wspomina także późniejsze chwile - czas rozłąki z Marcelinką.
- Niezwykle trudne były dla mnie te momenty już po porodzie, gdy jeździłam co tydzień na jeden lub dwa dni do szpitala. Musiałam się wtedy rozstawać z córeczką. Pierwszy raz nastąpiło to, gdy miała zaledwie cztery tygodnie. Pojechałam wtedy na dwa dni. W szpitalu cały czas płakałam. Z okien widziałam oddział położniczy, gdzie mała się urodziła, i szczęśliwe mamy ze swoimi noworodkami. Mam bardzo ciężkie wspomnienia z tamtego okresu - mówi Aneta.
Wydaje się zaskoczona pytaniem o plany na najbliższe miesiące. Przyznaje, że te, które miała przed ciążą, będą musiały jeszcze poczekać na realizację.
- Chciałabym być wreszcie mamą na 100 proc. Być przy swoim dziecku i móc wszystko przy nim zrobić. Będę sobie próbowała teraz wynagrodzić przykre doświadczenia z czasu choroby - wyjaśnia.
Do innych chorujących onkologicznie mam ma jasne przesłanie: walczyć, bo tę walkę można wygrać.
- Chciałabym im powiedzieć, żeby walczyły. Żeby się nie poddawały. W tej walce najważniejsza jest psychika. Nawet w ciąży można wygrać z chorobą nowotworową i mieć zdrowe dziecko. To się dzisiaj leczy. Muszą pamiętać, że mają dla kogo żyć i to jest największa motywacja - dodaje na koniec.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski