3 z 11Patrycja: Podążam za moim dzieckiem
Opowiada Patrycja Wajda: Kojarzenie długiego karmienia piersią z wykorzystywaniem dziecka czy nawet kazirodztwem wiąże się z głęboką nieświadomością. Wszystko, co robię z moim dzieckiem jest podążaniem za naturą człowieka.
Współczesny, popularny model wychowania zakłada, że dziecku powinno się wszystko narzucać: to, kiedy powinno spać, jeść, jak się zachowywać. Tymczasem dziecko w momencie przyjścia na świat samo dokładnie i instynktownie wie, co jest dla niego najlepsze.
Ja jako matka jedynie wysłuchuję i spełniam jego potrzeby. I nie chodzi mi tu o żadną martyrologię ani poświęcenie, ale entuzjastyczne wykonywanie tego, co komunikuje mój syn.
Naturalną i podstawową potrzebą dziecka jest pierś. Już po porodzie, kiedy maleństwo zostanie położone na brzuchu mamy, samo instynktownie pełznie po nim do piersi, chwyta ją i zaczyna ssać. Sama rodziłam naturalnie, w domu, bez żadnej asysty i „przeszkadzaczy”, które zaburzają ten proces. To zupełnie normalne, że na początku dziecko jest właściwie przyczepione do piersi prawie przez cały dzień.
Mleko mamy jest nie tylko odżywcze pod względem fizycznym, dającym siłę i zdrowie, ale również emocjonalnym. Karmienie daje maleństwu poczucie bezpieczeństwa, pozwala na wzrastanie w poczuciu własnej wartości i miłości. Różne dzieci mają różne potrzeby, ale nie ma nic nienaturalnego w tym, że piersią karmiony jest trzy-, czy czterolatek, a znam mamy, które karmią nawet ośmioletnie dzieci.
Dla mojego prawie czteroletniego synka pierś nadal jest absolutnie niezbędna i nie zamierzam tego przerywać, dopóki on sam nie poczuje się na tyle silny, niezależny i samodzielny. To również jest naturalny proces, którego rytm wyznacza dziecko.
Najpierw dojrzewa w łonie, potem przez pierwsze kilka miesięcy cały czas jest blisko ciała matki, dopiero później, gdy zaczyna raczkować i chodzić, następuje coraz większe oddalenie, ale wciąż on wraca, żeby się przytulić, zaspokoić swoje potrzeby emocjonalne, possać pierś, aż do momentu całkowitego rozłączenia.
To naturalne kontinuum, które niestety obecnie przerywane jest przez współczesną kulturę i kobiety właściwie przestały za nim podążać.