Przez 14 lat nic nie zauważyli. "Najbardziej spektakularny przypadek"
Dopiero przed szkolną tablicą orientują się, że źle widzą. - Dawniej krótkowzroczność u trzylatka była przypadkiem spektakularnym, dziś staje się powoli normą - mówi w rozmowie z WP Parenting Barbara Siess, okulistka dziecięca. I ma wytłumaczenie: - Rodzice wciskają niemowlakom telefony do zabawy.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Czy polskie dzieci często mają problemy ze wzrokiem?
Lek. Barbara Siess, okulistka dziecięca: 30 lat temu tylko 2 proc. dzieci w Polsce było krótkowzrocznych. Z powodu używania elektroniki, komórek, tabletów i tego, że dzieci wciąż siedzą i patrzą na przedmioty znajdujące się blisko nich, ucząc się, czytając i bawiąc, krótkowzrocznych jest około 20 proc. dzieci. Mamy dziesięciokrotny wzrost. Dzieci przez trzy lata pandemii siedziały z nosem w ekranie.
Czy da się wyróżnić grupę wiekową, w której najczęściej pojawia się problem?
- Kiedyś krótkowzroczność pojawiała się w późniejszym wieku. Obecnie rodzice wciskają niemowlakom telefony do zabawy. Przez to problemy ze wzrokiem pojawiają się u dzieci pięcio-, cztero- czy nawet trzyletnich. Dawniej krótkowzroczność u trzylatka była przypadkiem spektakularnym, dziś staje się to normą.
To nie jest kwestia genetyki. Rodzice maluchów zwykle nie mają wad wzroku, bo byli wychowywani inaczej. A ich dziecko od maleńkości bawiło się telefonem, czyli jego oczy silnie pracują poprzez akomodację przez dłuższy czas. Zresztą przed gabinetem często widzę rodziny, w których dzieci w oczekiwaniu na wizytę siedzą i oglądają bajki na komórkach.
W jaki sposób rodzice się orientują, że dziecko źle widzi?
- Najczęściej jak kilkulatek idzie do szkoły i okazuje się, że kiepsko widzi z tablicy. We wrześniu, październiku lub listopadzie umawiają wizyty i dowiadują się, że od jakiegoś czasu chodzi z wadą wzroku, ale nikt tego nie zauważył.
Są zaskoczeni?
- Bardzo. To jest dla nich wręcz szokujące. Bronią się, twierdząc, że dziecko widziało najdrobniejsze szczegóły wszystkiego wokół. Najczęściej, co wtedy słyszę, to "ale jak to mogło się zdarzyć, przecież dziecko wszystko widziało: samolocik na niebie, okruszki na podłodze". Tłumaczę, że to, że dziecko widzi samolot czy okruszki to świetnie, ale nie jest jednoznaczne z tym, że dobrze widzi. Nie wiemy też, czy widzi je jednym okiem, czy obojgiem oczu. Często się zdarza, że na jednym oku jest duże niedowidzenie i rozwija się tzw. "leniwe oko".
Jak taki pierwszoklasista trafi do gabinetu okulistycznego, to ma szansę na poprawę widzenia? Wada może się cofnąć?
- Na leczenie niedowidzenia w wieku siedmiu lat jest już za późno. Z neurofizjologii widzenia wiemy, że mózg dziecka jest plastyczny mniej więcej do siódmego roku życia. Po tym czasie terapia zasłaniania jednego oka nie przynosi już rezultatu lub jest on słaby. Dziecko będzie miało trwały ubytek..
Jak to możliwe, że nikt się wcześniej nie zorientował? Przecież każde dziecko w wieku dwóch-czterech lat przechodzi bilanse?
- Problem w tym, że badanie wzroku na bilansie nie zawsze wykonywane jest prawidłowo. Podczas oceny lekarza POZ badane jest całe dziecko, a samo badanie wzroku bywa pomijane.
Rodzice mówią, że lekarze badają wzrok obuocznie, zamiast zasłonić jedno oko, a potem drugie. Każą zasłaniać kilkulatkom oczy samodzielnie. Dzieci podglądają przez palce.
Lekarze rodzinni nie badają dzieciom wzroku na refraktometrze, ponieważ go nie mają. Nie podają kropli porażających akomodację. Korzystają z przestarzałych i niemiarodajnych tablic obrazkowych. Przyjmują w małych gabinetach, gdzie odległość między pacjentem a tablicą jest nieodpowiednia. Zamiast pięciu metrów, są na przykład trzy metry. Wynik jest zafałszowany.
Szwankuje zaplecze techniczne, brakuje dofinansowania gabinetów, przez co ocena lekarza jest subiektywna i pobieżna. W gabinecie okazuje się, że ośmiolatkowie już dawno mają utrwalone zaburzenie widzenia. Nie mamy, jak im pomóc. A w książeczkach zdrowia jest napisane, że podczas badania widzieli na 100 proc.
Bardzo odstajemy od innych państw Europy, gdzie stosuje się badania przesiewowe już dwu- i trzylatków. W Austrii nie da się zapisać do przedszkola bez przyniesienia zaświadczenia o wizycie okulistycznej. U nas tego nie ma.
Jeśli ośmiolatek jednym okiem widzi 10 proc., to już nie ma szans na poprawę widzenia. Mózg już utrwalił ubytek widzenia. Będzie musiał nosić okulary, ale jego wzrok już się nie polepszy. To są często dramaty rodzinne.
Najbardziej spektakularny przypadek miałam dwa lata temu. 14-letnia dziewczynka została uderzona piłką w prawe oko. Na skutek urazu zamknęła je i okazało się, że lewym praktycznie nic nie widzi. Trafiła do mojego gabinetu i w ten sposób dowiedzieliśmy się, że ma w tym oku krótkowzroczność rzędu -11 dioptrii. Ani rodzice, ani samo dziecko nie zauważyli, że jest w jednym oku praktycznie ślepa.
Inne dziecko miało w książeczce zdrowia napisane, że widzi 100 proc., a po zbadaniu okazało się, że ma wadę +8. Nie ma możliwości, aby przeczytało wszystko z tablicy na bilansie. Może wcale nie było badane, a lekarz w pośpiechu wpisał, że dobrze widzi.
Będzie już zawsze skazane na okulary?
- Z wady +8 dioptrii raczej się nie wyrasta, ale jeśli wcześniej ją zdiagnozujemy, damy okulary i wprowadzimy w rehabilitacje widzenia, dziecko ma szansę widzieć dobrze. A po ukończeniu lat 18 przejdzie zabieg chirurgii refrakcyjnej i pozbędzie się okularów.
Za widzenie odpowiada kora potyliczna mózgu. Oko tylko odbiera wrażenia wzrokowe i przenosi za pomocą nerwu wzrokowego dalej. Jeśli pojawi się przeszkoda w odbiorze wyraźnego obrazu, np. wada wzroku, to taki obraz mózg dostanie i takie widzenie utrwali.
Jeśli więc trafi do pani młodsze dziecko z wadą wzroku, to ma ono szansę na odzyskanie lepszego widzenia?
- Jak najbardziej. Tłumaczę rodzicom, że potrzebne są nie tylko okulary, ale też rehabilitacja wzrokowa. Zdarza się, że rodzice oczekują, że jednorazowa wizyta i same okulary naprawią widzenie. Trudno jest im wytłumaczyć, na czym polega proces leczenia.
Rodzice wprost mówią, że nie będą z dzieckiem podejmować terapii?
- Niektórzy się przyznają, że nie są w stanie. Najczęściej to względy finansowe albo logistyczne: problemy z dojazdem, jedno auto, kilkoro dzieci w domu.
Terapie są prowadzone głównie w dużych miastach. Gabinety muszą być wyposażone w różne drogie maszyny.
Terapia trwa zwykle tylko pół godziny, bo dziecko dłużej się nie skupi. A dla rodziców to horrendalne koszty.
Muszą za terapię płacić z własnej kieszeni?
- Oczywiście. Terapia widzenia i terapie optometryczne to wyłącznie prywatny sektor.
Cena?
- Między 70 a 100 zł za półgodzinną terapię. Prowadzi się ją raz w tygodniu mniej więcej przez pół roku. Rodzice dostają też zadania domowe do wykonania, by oko było codziennie stymulowane.
Faktycznie je wykonują?
- Większość dla dziecka jest w stanie zrobić wszystko i chętnie współpracuje. Istnieje też grupa rodziców, którym nie zależy. Na kolejną wizytę przychodzą z formularzami o orzeczeniu niepełnosprawności i widzę, że jest im to na rękę, bo mogą się starać o grupę inwalidzką dla dziecka i dofinansowanie z tego tytułu.
Często w gabinecie spotyka się pani z zaniedbaniami rodziców?
- Nawet dzisiaj miałam taki przypadek. Przyszli z 12-letnią dziewczynką z dużą wadą. Na ostatniej wizycie byli pięć lat temu. Wtedy dostała okulary i do tej pory nie badali wzroku, nie zmieniali okularów.
Po badaniu rodzice w szoku pytali: "ale jak to nie da się, żeby widziała lepiej?". Wytłumaczyłam im, że proces poprawy widzenia zachodzi latami i jednorazowa wizyta nie sprawi, by pojawiła się nagła poprawa. Leczenie to proces.
Tłumaczyli, dlaczego tak długo nie badali wzroku?
- Wytłumaczenia są różne. Czasem słyszę, że nie wiedzieli, że mają się pojawić ponownie, bo lekarz im tego nie przekazał. Ja w to nie wierzę.
Teraz ta dziewczynka ma 12 lat i na złe widzenie będzie skazana już przez resztę życia. Gdyby rodzice tego nie zaniedbali, prawdopodobnie widziałaby lepiej.
Według badania SW Research na zlecenie firmy Hoya Lens Poland z września 2021 roku, 62 proc. polskich dzieci z wadą wzroku ma właśnie krótkowzroczność.
Z badań American Academy of Ophthalmology wynika, że do 2050 roku połowa światowej populacji będzie krótkowzroczna, przy czym ok. 10 proc. będzie mieć krótkowzroczność wysoką..
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski