Nie każde dziecko otrzyma darmowe leki. Lekarka mówi o dyskryminacji
Wrocławska "Gazeta Wyborcza", powołując się na słowa pulmonolożki, zwraca uwagę na to, że leki, które miały być darmowe dla dzieci od 1 września, niekoniecznie takie są. A dokładniej, mogą być, o ile mały pacjent spełni szereg warunków.
1. Darmowe? Owszem, ale nie na prywatnej wizycie
Darmowe leki przysługują tylko w ściśle określonych okolicznościach. Na przykład nie można ich otrzymać na wizycie lekarskiej w prywatnym gabinecie.
- Jeśli opiekuję się Jasiem Kowalskim w szpitalu, bo ma astmę, mogę mu wypisać lek za zero złotych. Natomiast jeśli Jaś Kowalski przyjdzie do mnie - ten sam pacjent do tego samego lekarza, nawet w ten sam dzień - ale do prywatnego gabinetu, który nawet ma umowę z NFZ, to już nie spełni kryterium, by dostać bezpłatny lek - cytuje wypowiedź pulmonolożki "Wyborcza".
Lekarka przyznaje, że na wizytach rodzice często dziwią się, że ich dziecko nie może otrzymać leku za darmo.
- Rodzice idą z dziećmi prywatnie do lekarza, bo w pediatrii czy specjalistyce pediatrycznej o dostęp do lekarza w ramach NFZ jest trudno. Terminy są odległe, bo jest mało specjalistów w systemie publicznej opieki medycznej. Widzę natomiast po swoich pacjentach, że oczekiwania zostały bardzo rozbudzone. Musiałam w weekend interwencyjnie przyjąć dziecko i od mamy usłyszałam: "Ale nie będzie leku za darmo?". Wtedy do mnie dotarło: no tak, ludzie nie mają żadnej informacji. Na który kanał nie przełączyłam telewizora, wszędzie powtarzał się news: leki za zero złotych, cieszmy się, tyle dzieci może dostać bezpłatnie tysiące leków - opowiada.
"Wyborcza" zwraca uwagę, że rodzice, nie mogąc się dostać z dzieckiem na wizytę refundowaną, umawiają ją w prywatnym gabinecie. W efekcie więc płacą i za spotkanie z lekarzem, i za lek.
Lekarka dodała, że leki można ponadto otrzymać wyłącznie na określone choroby.
- Jeśli Jasiu Kowalski ma zapalenie krtani, to lekarstwo, które daje się do aplikatora, może otrzymać za darmo. Ten sam Jaś Kowalski, który za dwa miesiące rozchoruje się na zapalenie oskrzeli czy płuc i lekarz też uzna, że jest mu potrzebne to lekarstwo do oddychania, ale on nie jest już chory na tę jednostkę chorobową, na którą przysługuje zniżka na lek, to zapłaci za niego pełną cenę - wyjaśnia.
2. Dyskryminacja części dzieci
Rządową kampanię i związany z nią chaos skomentowała dla "Wyborczej" także prof. Alicja Chybicka, pediatrka z prawie 50-letnim stażem, senatorka KO.
- Kolejki w ciągu ośmiu lat rządów PiS wydłużyły się gigantycznie. Do niektórych specjalistów czeka się nawet trzy lata. Gdyby więc teraz wszyscy pacjenci przenieśli się z prywatnej do publicznej opieki zdrowotnej, by mieć darmowe leki, czekaliby nie wiadomo ile. Teraz przecież nawet do prywatnych przychodni trudno się dostać - podkreśla prof. Chybicka.
Ekspertka mówi, że PiS dyskryminuje w ten sposób dzieci, ponieważ mały pacjent, który jest chory, wymaga natychmiastowej pomocy, zaś "wykluczenie z refundacji jednostek prywatnych to wykluczenie co najmniej połowy dzieci". Jej zdaniem rodzice są obecnie zdezorientowani, ponieważ według kampanii rządowej leki mają być dla dzieci darmowe. Tak naprawdę jednak chodzi jedynie o leki znajdujące się na specjalnej liście.
- Często to te same leki, tylko w różnej postaci. Osobno są wykazane tabletki i ten sam lek w zawiesinie. Tabletki mogą być w różnych dawkach i każda z nich też liczona jest osobno. Podobnie butelka 50 czy 100 ml - tłumaczy pulmonolożka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl