Dziewczyna się cięła. Mamę obchodziło tylko, czy dostanie się do liceum
Do 13 czerwca nauczyciele mieli obowiązek wystawić oceny na koniec roku szkolnego 2022/2023. Dzień później mówią, że czują się o tonę lżejsi. - Nie chodzi o wakacje. Telefon, który od połowy maja dzwonił nieustannie, zamilkł. Rodzice dali mi spokój - mówi Agnieszka, nauczycielka ucząca w szkołach podstawowych w Łodzi.
1. Nauczycielka: musiałam postraszyć matkę policją
W połowie maja w szkołach są ostatnie zebrania dla rodziców. Dowiadują się o proponowanych na koniec roku ocenach.
- Wtedy się zaczyna. Telefony nie kończą się po 21. Wiadomości na Librusie, messenegrze, smsy. Nalegają, proszą, grożą. Chcą, żeby podwyższyć ocenę. To najczęściej nie rodzice zagrożonych, ale tych czwórkowych - opowiada Agnieszka. - Miałam kiedyś matkę, którą z dyrektorem i pedagogiem musieliśmy postraszyć, że zgłosimy na policję stalking. Wydzwaniała po kilkanaście razy dziennie.
Kobieta pisała w sieci, że Anna jest niesprawiedliwa i głupia. Podała jej imię, nazwisko, szkołę, w której uczy i zdjęcie. Znalazła je na Facebooku.
- Dziś odradzam podawanie numeru telefonu rodzicom. Dzwonię z zastrzeżonego, a stały kontakt utrzymuję przez Librusa. W social mediach mamy profile ze zmienionymi danymi, nie wstawiamy prywatnych treści. Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz - mówi.
2. Rodzice mówią, że niszczę dzieciom życie
Joanna uczy w jednym z topowych warszawskich liceów. Mówi, że co roku rodzice próbują wpływać na decyzję o ocenie. Rzadko odnoszą się do faktów.
- To długie i pełne emocji wiadomości na Librusie. Jeśli nie zmieniam zdania, dzwonią do dyrektora, choć to ja wystawiam ocenę. Jeśli rodzic i dziecko nie zgadzają się z oceną, można wystąpić o egzamin. Gdy się o tym dowiadują, dziękują - mówi.
Jakie są argumenty rodziców proszących o zmianę oceny?
- Że łamię dziecku kręgosłup, podcinam skrzydła, jestem złym człowiekiem. Uczę także przedmiotu, który nie jest obowiązkowy. A rodzice piszą, że ocena z niego będzie się ciągnęła latami. Że dziecko jest wyjątkowe, że będę je miała na sumieniu. Często ci uczniowie o proponowanej ocenie wiedzieli od dawna i nie korzystali z opcji poprawy - dodaje.
3. Prace pisane przez rodziców
- Ze średniej wychodzi ledwo trójka. Matka się upiera, że czwórka. Proponuję dodatkowe zadanie. Dostaję pracę. Wiem, że to nie dziecko jest autorem. Zrobił ją rodzic, korepetytor czy student, który sprzedaje usługi w sieci. Są uczniowie, którzy cały rok dostają jedynki i dwójki i nagle przynoszą pracę na poziomie akademickim. Nie chodzi o moje ambicje. To po prostu nie jest w porządku w stosunku do tych, którzy pracowali przez cały rok - mówi Joanna i dodaje:
- Często to nie jest wola i ambicja dziecka. Miałam uczennicę, która z uśmiechem zgodziła się na czwórkę, taka ocena wychodziła ze średniej. Mama słała wiadomości, że ją niszczę. Wysyłała mi długie ściany tekstu. W międzyczasie dziewczyna nie zgłaszała się do prac dodatkowych. Zrobiłam coś, czego nie powinnam. Pokazałam jej listy od mamy. Była zażenowana i zdziwiona. Twierdziła, że w ogóle o tym nie rozmawiały, nie prosiła o pomoc i nie chce tej piątki.
4. Obsesja kontroli rodziców
Nauczycielki mówią o obsesji kontroli.
- Rodzic ma cały czas dostęp do Librusa. Na żywo obserwuje zmiany średniej. Ma swój cel i na bieżąco reaguje, jeśli dziecko go nie realizuje. Traktuje syna jak wykres w Excelu, który ma się zgadzać. Jak cel sprzedażowy w korporacji - mówi Anna.
Fanką Librusa nie jest też Joanna.
- Jak się uczeń mocno spóźni, to nawet jak na lekcji się pojawi, ma nieobecność. Wpisuję to w system i po sekundzie dzwoni ojciec. Dziecko musi sobie zrobić selfie w klasie, żeby przestał na nie krzyczeć. Do tego nieustanny monitoring średniej. Gdybym ja była w sytuacji moich uczniów, dostałabym nerwicy - mówi nauczycielka i dodaje: - Za naszych czasów trzeba było iść do rodzica, spojrzeć w oczy i powiedzieć: 'nawaliłem, dostałem jedynkę'. Potem poprosić nauczyciela, żeby dał szansę. Trzeba się było wykazać sprytem, odwagą, zaradnością, inteligencją emocjonalną. Dziś to tresura do potulnego życia w klatce, a nie wychowanie do samodzielności.
- Najtrudniej, gdy uczeń ma nie zdać. I nie mam na myśli sytuacji, gdy jest zagrożony z jednego, dwóch przedmiotów. Rodzic się upiera, wywiera presję, płacze, grozi. Nie rozumie, że jak dziecko zostanie na siłę przepchnięte, to w kolejnej klasie będzie trudniej. Opanowanie materiału z II klasy, bez podstaw z I klasy, jest niemożliwe. W dorosłym życiu wszyscy rozumieją, że człowiek może mieć gorszy rok, że musi się zatrzymać, uporządkować prywatne sprawy. A jak dziecko ma powtórzyć klasę, to jest największe rozczarowanie na świecie - mówi Anna.
5. Psychiatra: Wzrost przyjęć o 168 proc.
Pytam dr Aleksandry Lewandowskiej, konsultantki krajowej w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, ordynatorki oddziału psychiatrycznego dla dzieci w Szpitalu im. Józefa Babińskiego w Łodzi, czy w szpitalach i poradniach zdrowia psychicznego widać, że koniec roku to dla uczniów trudny czas.
- Oczywiście. Pracuję w zawodzie 19. rok. Już gdy zaczynałam specjalizację widoczna była dynamika przyjęć i interwencji w obszarze psychiatrii wieku rozwojowego zależna od dynamiki roku szkolnego. Z roku na rok zjawisko się pogłębiało. Dziś sytuacja jest dramatyczna. W trakcie wakacji obłożenie jest mniejsze, w niektórych miejscach nawet o 50 proc. I drastycznie wzrasta wraz z okresem nauki i wystawiania ocen - mówi dr Lewandowska i dodaje:
- Jeśli porównamy rok 2019, ten przed pandemią, do roku 2022, to mamy wzrost pacjentów dziecięcych do 13. roku życia o 87 proc. Jeśli chodzi o starszych niż 13 lat, to mamy wzrost o 168 proc. To są dane statystyczne tylko z sektora publicznego. Gdybyśmy dodali prywatne gabinety, liczby byłyby jeszcze wyższe. Aż ciężko uwierzyć. Kilka razy sprawdzałam, czy dobrze to policzyłam. Powodów jest mnóstwo. Społeczeństwo po pandemii jest w gorszej kondycji psychicznej, do tego bliskość konfliktu zbrojnego, kryzys gospodarczy i klimatyczny. Przede wszystkim dzieciaki nie dają sobie rady z tym, co fundują im dorośli - mówi ekspertka. Dodaje, że historie Agnieszki i Joanny są spójne z tym, co od lat słyszy od nauczycieli z różnych regionów Polski.
- Wracam właśnie ze spotkania centrów zdrowia psychicznego. Porównywaliśmy doświadczenia z różnych województw. Dzieci mówią: "chciałem dostać się do szpitala, żeby odpocząć", "nie chcę wracać do domu, bo mam za dużo obowiązków i nie wyrabiam", "jestem przeciążona", "pracę dorosłych reguluje kodeks pracy, a od nas się tylko wymaga". Dla rodziców sukces dziecka jest często mierzony jedynie przez osiągnięcia szkolne, oceny. Dorośli postrzegają siebie przez pryzmat dziecka. Myślą, że złe oceny świadczą właśnie o nich - mówi dr Lewandowska.
6. Nadopiekuńczość może być przemocą
Pytam lekarki, czy zgadza się z Anną i Joanną, które zarzucają rodzicom nadmierną kontrolę.
- Nadopiekuńczość - zgodnie z definicją Światowej Organizacji Zdrowia - to forma przemocy. Okres adolescencji jest związany z potrzebą buntu, poszukiwania siebie, a jest ograniczany przez nieustanny, nadmiarowy nadzór. Mamy kryzys relacji. Rodzic skupia się na tym, co widzi w Librusie, a nie wie o dziecku podstawowych rzeczy - mówi dr Lewandowska i dodaje: - Typowa scena. Przyjmujemy 14-latka na oddział. Przeprowadzamy wywiad z rodzicem. Wie: do której klasy dziecko chodzi, jakie ma oceny, co słychać w Librusie. Nic więcej. Mówi: "dziecko tylko siedzi w telefonie". Sam robi to samo. Wychowywać też usiłuje przez telefon, czyli analizując Librusa. Znika kultura spędzania ze sobą czasu.
Jaki sygnał wysyłają dziecku rodzice, którzy usiłują poza jego wolą i wiedzą wywalczyć lepszą ocenę?
- Że sobie samo nie poradzi, że nie potrafi, że w nie nie wierzymy, że jest słabe. Poczucie braku sprawności i niskiej samooceny jest dominujące w rozmowach z nastolatkami. Dzieci z ugruntowanym poczuciem wartości zaczynają stanowić mniejszość - twierdzi ekspertka.
7. Bezradne pokolenie
- Niedawno miałam spotkanie z uczniami różnych szkół w Łodzi. Młody człowiek, który kończy jedno z lepszych liceów w mieście, mówi: "Mam świetną średnią. Kompetencji nie mam żadnych. Nie mam umiejętności, by poradzić sobie z życiem". Trafiają do nas młodzi, którzy mają świetne oceny i problem, żeby wyrobić dowód, iść na rozmowę o pracę. Produkujemy bezradne, pogubione, niepewne siebie pokolenie. To jest przyszłość naszego społeczeństwa - opowiada ekspertka.
Wspomina rozmowę z mamą nastolatki.
- O córce mówi: "Świetnie się uczyła i nagle przed egzaminem ośmioklasisty przestała". Szkoła średnia już została wybrana. Nie przez dziecko, a przez mamę, a właściwie całą rodzinę, bo do tego samego liceum chodziła właśnie ta mama, ciotka, kuzynka. Pojawiły się samookaleczenia. A rodzic nie widzi, że dziecko coś przeżywa. Skupia się na tym, że może nie przedłożyć rodzinnej tradycji nauki w prestiżowej szkole. Dziecko mówi wprost: motywacja spadła, bo non stop od rodziców i dziadków słyszy pytania o oceny i już wybraną szkołę. Cała narracja rodziny o tej dziewczynce opiera się o oceny. Przez objawy dzieci krzyczą, że nie mają zgody na to, co fundują im dorośli - mówi dr Lewandowska.
Przywołuje inną sytuację: - Chłopcy w wieku nastoletnim nie dogadali się w sprawie spotkania. Pokłócili się, a po chwili wyjaśnili. Ale mama jednego podsłuchała rozmowę i zadzwoniła do mamy kolegi syna z awanturą. Powiedziała, że sobie nie życzy takiego traktowania, że ta matka ma coś zrobić. Chłopcy mogli sami to rozwiązać. Czego ich to nauczyło? - pyta dr Lewandowska i dodaje:
- Już od dziesięcioleci wiemy, że to inteligencja emocjonalna ma większe znaczenie niż intelekt. Takie osoby lepiej sobie radzą w pracy, w kontaktach interpersonalnych. A nasze dzieci i nastolatkowie mają z tym problem. Powodem jest rozrastający się świat wirtualny i my, kontrolujący dosłownie wszystko rodzice.
Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl