Trwa ładowanie...

"Matka sadystka hoduje dziecko-roślinkę". Hejterzy w natarciu

Avatar placeholder
Magda Rumińska 11.03.2019 15:05
Hejterskie komentarze
Hejterskie komentarze (własne)

Po publikacji naszego tekstu o Monice, która opiekuje się swoją nieuleczalnie chorą córką, przez social media przelała się fala hejtu. "Uśpij dziecko", "poddaj eutanazji", "jesteś sadystką", "oddaj dziecko i zacznij żyć własnym życiem", to tylko niektóre komentarze jakie możemy znaleźć pod tekstem. Co jest nie tak z tymi ludźmi?

1. Roślinka, którą trzeba uśpić

Monika od prawie trzech lat opiekuje się nieuleczalnie chorą córką. Marianna ma lissencephalię, czyli najprościej mówiąc, jej mózg jest gładki i nie posiada bruzd odpowiadających za jego prawidłowe działanie.

Zobacz: ''Moja córka nie ma mózgu''. Monika codziennie walczy o życie swojego dziecka

Dzieci z tą chorobą zwykle żyją bardzo krótko. Marianna walczy prawie trzy lata. Ma rozwinięty pień mózgowy, odpowiedzialny za oddychanie. Reaguje też na niektóre bodźce, prawdopodobnie słyszy, a po kontroli u okulisty okaże się, ile widzi.

Zobacz film: "Wzruszające pożegnanie. Ian Davis żegna się z synem"

Pod naszym artykułem o walce Moniki i Marianki z chorobą pojawiło się mnóstwo komentarzy. Większość z nich, pisana anonimowo, była zwykłym hejtem. Monika mogła przeczytać, że powinna poddać się aborcji, a jeśli tego nie zrobiła, to jedynym wyjściem jest eutanazja córki.

Komentujący nazwali Mariannę roślinką, którą matka sadystka za wszelką cenę trzyma przy życiu. 46 stron komentarzy, z których wylewa się hejt i podłość.

2. Anonimowi pozwalają sobie na więcej

Sądząc po komentarzach większość osób przeczytała tylko tytuł tekstu, nie zadając sobie trudu, by kliknąć w artykuł. Wiedzieliby wtedy, że Monika przez całą ciążę była zapewniana, że Marianka rozwija się prawidłowo. Nie musieliby zamieszczać swoich przemyśleń o aborcji ze względu na wady płodu.

Przeczytaliby, że trombofilia, na którą choruje Monika, nie była przeciwwskazaniem do ciąży i w żadnym stopniu nie wpłynęła na rozwój dziecka. Mogliby sobie wtedy darować komentarz, o wyrodnej matce, która wiedząc o chorobie samolubnie zdecydowała się na dziecko.

Jeśli zajrzeliby na profil Marianny na Facebooku, albo kliknęli w filmik, który był w artykule, wiedzieliby, że Marianka reaguje na bodźce, próbuje się komunikować i codziennie walczy o życie. Nie pisaliby, że "trzymanie przy życiu dziecka-roślinki jest niehumanitarne".

Tacy ludzie pozwalają sobie na więcej, gdy mają pewność, że pozostaną anonimowi. Pod pseudonimem łatwo jest ferować wyroki. Łatwo jest kogoś uśmiercić. Łatwo dawać rady w stylu ''powinnaś dać temu dziecku umrzeć i zrobić sobie nowe''.

To tylko niektóre komentarze, jakie pojawiły się pod naszym tekstem
To tylko niektóre komentarze, jakie pojawiły się pod naszym tekstem (własne)

- Co ciekawe, większość osób, która pisała do mnie nieprzyjemne wiadomości prywatne to mężczyźni. Nie mieli problemu z ocenieniem mnie i mojego życia. Podsuwali też rozwiązania typu "uśpić to dziecko" - mówi nam Monika.

Na fanpage'u poświęconemu Mariance hejterzy nie wypowiadali się tak chętnie w komentarzach pod postami. Pewnie blokowała ich myśl, że na Facebooku nie są anonimowi. Mają swoje imię, nazwisko, zdjęcie profilowe. Wyrażanie swojej opinii jest trudniejsze, jeśli ktoś może cię rozpoznać i wejść w polemikę.

Prawo do wypowiadania własnego zdania ma każdy, ale czasem warto się zastanowić, czy wyrażenie go ma jakikolwiek sens. Czas, który anonimowi hejterzy poświęcili na napisanie komentarza można spożytkować w inny, lepszy sposób.

- Ja jestem na tyle silna psychicznie, że po mnie te komentarze spływają. Wiem, jaką pracę wykonuję przy Mariance i wiem, jakie efekt ona przynosi. I tak sobie myślę, że ci wszyscy komentujący powinni się ze mną umówić. Przyjść, pobyć z nami godzinę i wtedy komentować. Ciekawe, czy mieliby tyle odwagi, żeby stanąć w progu naszego domu i powiedzieć mi prosto w twarz to, co pisali - dodaje Monika.

3. Pozytywna strona medalu

Na szczęście znalazła się garstka osób, która pozwala odzyskać wiarę w ludzkość. Oprócz hejtu Monika dostała też w wiadomościach prywatnych dużo słów wsparcia. Kilka osób zapytało, w jaki sposób można jej doraźnie pomóc.

- Te osoby i ich słowa są dla mnie bardzo ważne. Hejterami się nie przejmuję, za to jestem wdzięczna każdej osobie, która mi w jakikolwiek sposób pomaga. I na tych ludziach się skupiam. Od dwóch dni chodzę z uśmiechem na twarzy. Hejterzy paradoksalnie dodali mi sił i sprawili, że mam więcej energii do działania - mówi Monika.

Wszystkich, którzy chcą poznać historię Marianki zapraszamy na fanpage "Pomoc dla Marianny". Warto obejrzeć filmiki, przeczytać posty, które pisze Monika.

I warto nie pozostawać obojętnym wobec komentarzy osób doradzających eutanazję, aborcję czy ''uśpienie jak psa''.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze