Alina Wirzynkiewicz - mama trójki dzieci - walczy z glejakiem. "Nie mogłam rozpoznać swojej twarzy"
Alina Wirzynkiewicz miała nietypowe objawy nowotworu, nigdy nie podejrzewała, że bolące nadgarstki mogą zwiastować guza mózgu. Pewnego dnia wstała jak zwykle do pracy i poszła do łazienki, spojrzała w lustro i zamarła. - Wiedziałam, że to jestem ja, ale nie rozpoznawałam siebie – mówi w rozmowie z WP Parenting.
1. Pierwsze objawy
Pani Alina Wirzynkiewicz wyjechała kilka lat temu do Irlandii Północnej. Po pewnym czasie jej małżeństwo się rozpadło, a kobieta próbowała przeżyć w obcym kraju z trójką dzieci. Dużo pracowała, nie oszczędzała się, do tego miała sporo zmartwień i stresu. Młoda mama nie zauważyła nawet, że jej organizm zaczął wysyłać niepokojące sygnały.
W październiku 2019 roku, jak zwykle wstała rano do pracy, poszła do łazienki. Patrząc w lustro, nie była w stanie rozpoznać swojej twarzy. - Jakbym zaczęła tracić świadomość – mówi w rozmowie z WP Parenting.
- Wiedziałam, że to jestem ja, ale nie rozpoznawałam siebie, co było strasznie dziwne. Musiałam pojechać do szkoły mojej córki na spotkanie z nauczycielem i postanowiłam wziąć się w garść, bo to było w tym momencie najważniejsze - mówi.
Będąc na spotkaniu w szkole, pani Alina bardzo źle się poczuła. Silny ból głowy i mdłości doprowadziły do wymiotów. Kobieta wiedziała już, że coś się dzieje. Jak przyznaje, bała się, że umiera. Z pomocą koleżanki, która mieszka niedaleko szkoły, pani Alina dostała się do swojej przychodni. Stamtąd pielęgniarka od razu zadzwoniła na pogotowie, które przetransportowało kobietę do szpitala.
- Zrobili mi tomografię komputerową, rezonans magnetyczny i powiedzieli, że mam coś w głowie. Tyle się dowiedziałam – mówi. – Myślałam, że to udar, albo coś podobnego. Nie spodziewałam się guza. Wtedy nie rozumiałam, co to słowo po angielsku oznacza. No i co? Wyszłam ze szpitala i poszłam do pracy.
2. Diagnoza
Dopiero w dokumentach, które dostała przy wypisie, jej znajomy zobaczył, że ma guza i jest to najprawdopodobniej nowotwór. Kobieta udała się prywatnie do lekarza, który potwierdził diagnozę, ale zaznaczył, że trzeba wykonać dodatkowe badania. Kolejnym krokiem była biopsja i wtedy okazało się, że jest to złośliwy guz mózgu III stopnia – glejak gwiaździsty (gwiaździak anaplastyczny).
- Miałam już wcześniej symptomy tego guza, bo bolały mnie nadgarstki, ale kto by pomyślał, że ból nadgarstków zwiastuje guza w mózgu? Miałam także migrenowe bóle głowy, ale cóż – tabletka i dalej do pracy – mówi Alina Wirzynkiewicz.
O operacji nie było jednak mowy.
- Odmówili mi operacji, ze względu na zbyt duże ryzyko – mówi pani Alina. – Sama sobie się dziwię, że się nie poddałam i zaczęłam od razu szukać innych opcji. Przyjechałam do Polski i lekarz zgodził się mnie zoperować.
16 września 2020 roku lekarze podjęli próbę usunięcia guza. Niestety po operacji okazało się, że ze względu na jego rozmiar i umiejscowienie, nie udało się go wyciąć w całości i część została za prawym okiem.
Pani Alina usłyszała, że jedyna opcja, jaka jej została to standardowe leczenie, czyli chemio- i radioterapia. Szanse na powodzenie terapii to ok. 2 proc. Ze względu na trójkę dzieci, kobieta postanowiła szukać innych rozwiązań. W ten sposób trafiła do kliniki w Niemczech.
- Pojechałam tam pod koniec października na miesiąc immunoterapii, która może sprawić, że stanie się nieaktywny i nie będzie już odrastał – mówi. – Niestety potem pojawiły się ataki padaczki, a przez pandemię groziło mi, że znowu nie zobaczę dzieci przez następne miesiące, a rozłąka nie pomaga w leczeniu.
- Ręka boska nade mną czuwa i jakby znikąd przyszła informacja, że podobna terapia jest w Polsce pod Poznaniem, gdzie właśnie jestem i leczę się dalej, immunoterapią i holistycznymi metodami. Czuję się w tej chwili bardzo dobrze, nie odczuwam żadnych symptomów tego guza.
3. Zbiórka na leczenie
Obecnie pani Alina czeka na wyniki diagnostyki molekularnej w Hamburgu, która powie, na co guz będzie wrażliwy i jakie leczenie zastosować. Niestety nie wiadomo, w jakim obecnie jest stanie, ponieważ wyniki rezonansu wykonanego pod koniec marca w Irlandii, nie zostały jej udostępnione, a na kolejne badanie musi poczekać. Terapia nie może czekać, a pani Alina poza opłaceniem leczenia, musi utrzymać jeszcze troje dzieci.
- Kocham dzieci ponad życie i wszystko to robię dla nich. One są moją siłą napędową – mówi pani Alina. – Strasznie zareagowały na tę wiadomość. Jestem dla nich najważniejszą osobą. Staram się być najlepszą matką, jaką potrafię, dlatego nie przestaję walczyć.
Ze względu na stan zdrowia, nie może na razie pracować, dlatego została założona zbiórka (pomóc możesz TUTAJ). Również w Irlandii koleżanki pani Aliny pomagają zebrać pieniądze, organizując licytacje.
- No ale jest, jak jest, pandemia i koronawirus sprawiły, że wszyscy mają problemy finansowe i nie są w stanie aż tak bardzo pomagać, dlatego zbiórka stanęła - mówi.
Pani Alina przyznaje, że chciałaby pomagać ludziom, takim jak ona. Pokazać swoją historią, że diagnoza to nie wyrok i trzeba walczyć o zdrowie i życie. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzą dzieci.
- To jest mój cel. Choroba mnie nakierowała na tę drogę i myślę, że nią właśnie pójdę – podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl