"Macierzyństwo to nie wyścigi z koleżanką, która pierwsza..." - rozmowa z Beatą Sadowską
Z synami Tytusem i Kosmą codziennie przeżywa "domowy kosmos". Ma poukładane w głowie, chociaż jak sama mówi: "czasami i jej plączą się sznurówki". Do tego regularnie biega, podróżuje i pisze książki. Jaką mamą jest dziennikarka Beata Sadowska?
Wirtualna Polska, Magdalena Bury: Co dla ciebie znaczy zdanie "Jestem matką"?
Beata Sadowska, dziennikarka: Uczę się każdego dnia. I dzieci, i siebie. Każdego dnia mam lekcję do odrobienia: z pokory, dojrzałości, elastyczności. To najtrudniejsza i najwspanialsza rola w życiu.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że przeżywasz "domowy kosmos". Wychowanie dwójki chłopców męczy?
No pewnie, że przeżywam, ale nie oddałabym ani jednego dnia z tego kosmosu. Nasi chłopcy są ultra żywiołowi, więc trzeba mieć przy nich kondycję. Z drugiej strony - nie pozwalają nam zgnuśnieć.
W dużym stopniu dbasz o aktywność fizyczną. Bierzesz udział w maratonach. Bycie matką nie przeszkadza w zdobywaniu kolejnych rekordów?
Nie walczę już o rekordy i życiówki. Wyrosłam ze ścigania się. Uprawiam sport, bo to chwila wytchnienia dla głowy. Ciało korzysta przy okazji. Da się to wszystko połączyć: wystarczy wstać na trening na basenie, zanim wstaną dzieci (śmiech).
Jak dbasz o zdrowie?
Sport i zdrowe odżywianie się, kontakt z naturą i chwile, kiedy zwalniam... Połączenie tych wszystkim elementów sprawia, że zwyczajnie mam siłę. Chciałabym się jeszcze wysypiać, ale o tym na razie nie ma mowy.
Długo zastanawiałaś się nad macierzyństwem? Już w dzieciństwie bawiłaś się lalkami, wyobrażając sobie, że kiedyś będziesz mamą?
Lalkami bawiłam się jak każda dziewczynka, ale nie myślałam wtedy o byciu mamą, poza tym ukochaną zabawką zawsze był dla mnie miś. Nie, nie zastanawiałam się długo, przyszedł odpowiedni moment i... zostałam mamą. Macierzyństwo to nie wyścigi z koleżanką, która pierwsza. To też nie grafik, bo teraz wypada albo jest najlepiej.
Biegałaś także w ciąży...
Biegałam do końca ósmego miesiąca nie dlatego, że jestem wariatką, ale dlatego, że miałam i zgodę lekarki, i organizm przyzwyczajony do aktywności fizycznej. Ciąża to nie choroba, nie trzeba zawieszać wszystkiego na kołki, ale też trzeba pamiętać o rozsądku.
Zapytam przewrotnie - jaki najczęstszy błąd popełniasz jako matka?
Pewnie mnóstwo. Nie jestem matką wzorcową, zresztą takich nie ma. Staram się nie popełniać tych samych błędów, ale i to nie zawsze mi wychodzi.
Agata Młynarska podczas konferencji "Zdrowie na Szpilkach" określiła cię jako osobę, która "ma naprawdę poukładane w głowie". Wszystko masz na swoim miejscu?
Dziękuję za komplement, ale mnie też czasami plączą się sznurówki i za dużo biorę sobie na głowę, choć już coraz bardziej wiem, jak i z czego rezygnować. Na pewno wiem, że są sprawy ważne i ważniejsze. Na pewno też mam świadomość, co jest "moje". To "moje" nie musi być powszechnie uznawane czy gratyfikowane społecznie. Ja i tak pójdę swoją drogą.
Angażujesz się w wiele akcji charytatywnych. Co najbardziej wzruszającego z nich pamiętasz?
Zawsze te momenty, kiedy się udało: uratować malcowi oczko, nóżkę, uzbierać na profesjonalną rehabilitację, Nie wartościuję. Każdy uśmiech rodzica i dziecka jest bezcenny.
Zwalniasz czasami tempo?
Muszę, inaczej bym zwariowała. Idę na rower, basen albo pobiegać. Zwalniam w ruchu. Oddycham. Czasem zwyczajnie pogapię się w niebo podczas spaceru z psem. Bez pośpiechu i włączonej komórki.
Wrzucasz też wiele zdjęć ze swoich podróży. Zabierasz na nie swoich chłopaków?
Zawsze. Nie chcę mieć wakacji od dzieci. Będąc razem, najlepiej się poznajemy, uczymy siebie, coraz bardziej rozumiemy. Wakacje z nimi to wysiłek, ale też wielka frajda.
Jesteś autorką kilku książek. Jedną z nich jest "I jak tu nie jeść!". W kuchni też sobie radzisz?
Uwielbiam gotować, ale stawiam na szybkie i zdrowe dania. Kuchnia to frajda, zabawa, improwizacja. Moje dzieci nie znają słoiczków, bo wolę zrobić im zupę. Nie dlatego, że jestem super matką, dlatego, że tak mi łatwiej i wygodniej. Poza tym, jak sama coś ugotuję, przynajmniej wiem, co jem.
Teraz czas na córkę...?
Nigdy nie myślałam: chciałabym mieć syna albo córkę. Chciałam mieć zdrowe dzieci. I - Bogu dzięki - mam.