Ma zastąpić Pawlaka. "Urząd nie może być tubą poglądów władzy"
- Dotykało mnie, że ja mam szczęśliwe dzieciństwo, a mój rówieśnik w domu jest bity. Nie mogłam tego zrozumieć. Poczułam ogromną niezgodę i bunt. Dlatego postanowiłam działać - wspomina adw. Monika Horna-Cieślak, która jest kandydatką sejmowej większości na urząd Rzecznika Praw Dziecka i pierwszą w Polsce prawniczką, która zajmuje się tylko sprawami małoletnich.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Urząd Rzecznika Praw Dziecka był sprawowany przez mężczyzn, z jednym dwuletnim wyjątkiem. Teraz czas na kobietę?
Adw. Monika Horna-Cieślak - Zdecydowanie tak. Jednak nie chciałabym, żeby ten urząd był determinowany przez płeć. Bo to nie ona powinna wygrywać, tylko kompetencje, doświadczenie, wiedza, program i empatia wobec dzieci i młodzieży.
20 listopada Borys Budka ogłosił, że jest pani kandydatką sejmowej większości na urząd Rzecznika Praw Dziecka. Co wyróżnia panią na tle innych, którzy starali się o to stanowisko?
- Myślę, że przy mojej nominacji ważnym aspektem okazało się to, iż pokazałam, że jestem osobą skuteczną. Brałam udział w tworzeniu najważniejszych w ostatnich latach ustaw dotyczących bezpieczeństwa dzieci i kobiet, czyli tzw. antyprzemocówki 1.0 i 2.0. Jestem też współautorką tzw. ustawy Kamilka z Częstochowy. Zawarte w niej rozwiązania prawne były od lat wyczekiwane przez środowisko, które działa na rzecz pomocy dzieciom. Tą tematyką zajmuję się od 19. roku życia. Mam 34 lata. Wydaje mi się, że będę dobrym łącznikiem między osobami młodymi a dorosłymi i ekspertami.
Pani dokonania robią wrażenie. Ale musi pani przyznać, że giełda nazwisk była naprawdę imponująca. Byli na niej prof. Marek Konopczyński, dr Konrad Ciesiołkiewicz, dr Grzegorz Wrona czy dr Paweł Kukiz-Szczuciński.
- Bardzo cenię wszystkich kandydatów. Mają wiedzę, doświadczenie i odpowiednie kompetencje, by objąć ten urząd. Współpracowałam z dr. Wroną i bardzo go szanuję. Pozostałych kandydatów miałam okazję obserwować i inspirować się ich działaniami. Praca na rzecz dzieci to nie jest łatwy kawałek chleba. Mam ogromny szacunek do osób, które w tym zakresie działają. Cieszę się, że to razem z nimi mogłam przedstawiać wizję tego, jak ten urząd powinien wyglądać.
A jak powinien wyglądać?
- Ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka jest do zmiany. Moim zdaniem ten urząd nie może być tubą poglądów władzy czy polityków tylko dzieci i młodzieży. Wszystko w myśl zasady "Nic o nas bez nas". Poza tym ma stać się miejscem eksperckim. Ja na co dzień spotykam się z młodymi i wiem, że ich głosu trzeba słuchać, bo mają w sobie ogromna mądrość. Jeżeli zostanę Rzecznikiem Praw Dziecka, to chciałabym, żeby moim zastępcą została młoda osoba. Będę działać w terenie, a nie siedzieć w wygodnym gabinecie.
To sam urząd. A jakie zmiany prawne należy wprowadzić?
- Tutaj nie ma priorytetyzacji. Dla mnie każda dziedzina ochrony praw dziecka jest tak samo ważna. Jestem umówiona z młodymi na zmiany, które muszą się dokonać.
Jedną z nich jest ustawa o dostępie do opieki psychologicznej dla osób poniżej 18. roku życia tak, by nie musiały z niej korzystać wyłącznie w obecności opiekuna prawnego. Ten projekt jest już gotowy.
Kolejnym problemem jest kwestia neuroróżnorodności. W tej sprawie działamy razem z Jankiem Gawrońskim z Fundacji Autism Team. Chcemy doprowadzić do zmiany oceny z zachowania, chociażby osób z autyzmem. Niestety nadal funkcjonuje taka łatka, że dzieci z neuroróżnorodnością są "trudne" i przez to często nie startują od tej najwyższej oceny, co bardzo je krzywdzi. Dlatego dążymy do tego, by ocena z zachowania była opisowa.
Kolejną palącą kwestią jest bezdomność dzieci i młodzieży. O tym problemie bardzo mało się mówi. Tutaj mam nadzieję na współpracę z Fundacją Po Drugie.
Musimy również przygotować narodową strategię walki z przemocą wobec dzieci, a także wdrożyć już przyjętą przez rząd krajową strategię walki z przemocą seksualną wobec dzieci. Należy także poprawić sposób traktowania dzieci przez wymiar sprawiedliwości. Kolejna ważna rzecz to bezpieczeństwo młodych w świecie online oraz przeciwdziałanie uzależnieniom.
Liczę również na współpracę z Ministerstwem Edukacji i Nauki. Musimy zrobić wszystko, by dzieci dobrze się czuły w szkole, były akceptowane. Niezależnie od tego, czy zostanę rzeczniczką, czy nie, na pewno będę dążyła do tego, by te zmiany wprowadzić.
Popiera panią wiele organizacji młodzieżowych. Ich przedstawiciele skandują "Monika na rzecznika".
- Bardzo się z tego cieszę. Gdy podjęłam decyzję, że będę kandydowała, w pierwszej kolejności zwróciłam się do organizacji, które są stworzone przez dzieci i młodzież. Chciałam dowiedzieć się, czy mogę być ich kandydatką, czy mnie popierają. Oczywiście potem zwróciłam się o poparcie do innych podmiotów, jednak wsparcie młodych było dla mnie najważniejsze.
Rozmawiałyśmy o możliwej przyszłości, teraz wróćmy do przeszłości. Jakim rzecznikiem był Mikołaj Pawlak?
- To był urząd, w którym zabrakło głosu dzieci i młodzieży. Mikołaj Pawlak zamknął się na najmłodszych, na dyskusję z nimi i na ich potrzeby. Urząd Rzecznika Praw Dziecka powinien charakteryzować się dialogiem. A w kadencji pana Pawlaka bezapelacyjnie tego zabrakło. Było za mało kampanii społecznych i uświadamiających.
Lista zarzutów wobec niego jest długa. Środowisko oświatowe nazwało go "niedorzecznikiem", który był skupiony na obronie praw "dzieci nienarodzonych". Czyich praw nie bronił?
- Urząd Rzecznika Praw Dziecka musi bronić każdego dziecka. I tu postawię kropkę. Nie ukrywam, że mam inną wizję tego urzędu.
Będzie pani rzeczniczką wszystkich dzieci - zarówno tych obchodzących Tęczowy Piątek, jak i mu przeciwnych?
- Tak. Każde dziecko będzie dla mnie tak samo ważne. Wprowadzę jedną zasadę: zero dyskryminacji.
Dlaczego zainteresowała się pani obroną praw dzieci?
- Dorastałam w dobrej i szczęśliwej rodzinie. W latach 2000 o tym, że w Polsce dzieci są krzywdzone, dopiero zaczynało się mówić. Mam bardzo wysoki poziom empatii i odczuwania i gdy oglądałam kampanie społeczne, które mówiły o przemocy wobec najmłodszych, to wrzały we mnie emocje. Dotykało mnie, że ja mam szczęśliwe dzieciństwo, a mój rówieśnik w domu jest bity. Nie mogłam tego zrozumieć. Poczułam ogromną niezgodę i bunt. Dlatego postanowiłam działać.
Zaczynała pani w Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę.
- Najpierw byłam wolontariuszką. Chodziłam do sądu i towarzyszyłam rodzicom, których dzieci zostały pokrzywdzone w wyniku przestępstwa. To było moje pierwsze zetknięcie z wymiarem sprawiedliwości. Potem odbierałam telefony od osób, które potrzebują wsparcia. Byłam na pierwszym roku studiów prawniczych. Miałam 19 lat i nie byłam przygotowana na taki poziom dramatyzmu. Po roku zrezygnowałam.
Potem nawiązałam kontakt z Komitetem Ochrony Praw Dziecka, gdzie spotkałam moją obecną wspólniczkę Aleksandrę Ejsmont. Była tam szefową działu prawnego. Wtedy już chodziłam na spotkania z klientami i zaczęłam walkę o prawa dzieci. Potem na chwilę wróciłam do fundacji. Pracowałam w sekretariacie. Gdy skończyłam studia prawnicze, nie było dla mnie etatu. Jednak potem się znalazł.
Oprócz tego tworzyłam kampanie społeczne, szkoliłam pracowników wymiaru sprawiedliwości i instytucji pomocowych. Wydawałam szereg publikacji naukowych, występowałam na polskich i międzynarodowych konferencjach, współpracowałam z Radą Europy.
To prawda, że nie reprezentuje pani osób dorosłych?
- Tak. Od 2017 roku prowadzę kancelarię zajmującą się wyłącznie obroną krzywdzonych dzieci. Jestem pierwszą adwokatką w Polsce, która podjęła taką specjalizację. Prowadziłam jedną sprawę, w której reprezentowałam osoby dorosłe. Ale bardzo wiązała się ona z ochroną praw dzieci. Konsultuję sprawy z różnych dziedzin prawa, ale moim pierwszym wyborem jest bycie karnistką. Najważniejsza jest dla mnie walka o dobro dzieci. I to o nie będę walczyła, jeśli zostanę ich rzeczniczką.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl