Trwa ładowanie...

Kryzys pasywności

Avatar placeholder
19.12.2013 14:57
Kryzys pasywności
Kryzys pasywności

Nasze dzieci ze wszystkich stron ogarnia coraz bardziej interaktywna i coraz lepiej rozumiejąca je technologia, ale zamiast zwiększonego zaangażowania wielu rodziców obserwuje coś zupełnie przeciwnego – apatię, pasywność wobec dostępnych możliwości, a przede wszystkim przełączanie się malucha w tryb widza, a nie uczestnika.

spis treści

1. Oglądaj zamiast robić

Minecraft - galeria
Minecraft - galeria [2 zdjęcia]

W grze Minecraft można budować całe miasta według własnego projektu.

zobacz galerię

Moje dziecko (ale nie tylko, również dzieci naszych znajomych, koledzy z klasy i w zasadzie wszyscy z podwórka) gra w Minecrafta, grę o budowaniu struktur z sześcianów, ale też grę o tym, jak przeżyć w prymitywnym świecie o prostych zasadach. Granie jest przyjemne, dosyć żmudne, ale dziecko prędko zaczyna rozumieć siatkę zależności oplatającą Minecrafta i porusza się w nim coraz swobodniej. Buduje sobie domek, kopie dziury w ziemi i wydobywa rudę, przetapia ją na coraz lepsze zbroje.

Problem polega jednak na tym, że w zasięgu ręki jest Minecraft dużo ciekawszy, bardziej rozbudowany, a co ważniejsze – podany na tacy. Ten Minecraft znajduje się na YouTube, w formie filmów nagrywanych przez obcych ludzi.

Zobacz film: "HydePark: Gry są dla dzieci?"

Para młodych osób gra w Minecrafta, wspólnie przechodząc wymyślone przez siebie (ale częściej przez innych) arcytrudne poziomy. Komentują to, co widzą, rzucają niezbyt śmieszne żarty, jeden film trwa od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. Teoretycznie nie ma w nim nic ciekawego, tymczasem dzieciaki niczym uzależnione oglądają te filmy jeden po drugim, widząc to, czego same jeszcze nie potrafią osiągnąć.

To znaczy potrafią, ale im się nie chce, bo żeby wybudować wielki zamek w Minecrafcie, trzeba spędzić na tym działaniu wiele długich godzin. Dzieci prędko się zniechęcają, dlatego też zamiast same się męczyć, wolą wejść na YouTube i popatrzeć, jak wygląda gotowe dzieło. Pal sześć, że ktoś inny je zrobił, ważny jest efekt.

Co ciekawe, takie działanie dotyczy wyłącznie tworów wirtualnych. Gdy mój syn dostaje pudełko z klockami Lego, nie pędzi obejrzeć na YouTube, jak będzie wyglądało to, co zbuduje. Widzi to na okładce pudła, widzi to w instrukcji, ale jednak ma potrzebę fizycznego doświadczenia i zachwytu nad stworzonym dziełem. Siedzi przy klockach, czasami poprosi o pomoc. Lubi, gdy buduję razem z nim, ale niemal nigdy nie porzuca raz rozpoczętej budowy, bo chce zobaczyć efekt końcowy na żywo. W wypadku Minecrafta „na żywo” nie istnieje, bo efekt wewnątrz gry od efektu na YouTube różni się wyłącznie tym, że w tym drugim wypadku skazany jest na czyjąś transmisję i nie może własnoręcznie sterować bohaterem czy właściwie kamerą. Wirtualne dzieło, jak wielkie by nie było, nie może się równać z dużo mniej spektakularnym, ale prawdziwym przedmiotem i można je bez straty obejrzeć w retransmisji.

2. Oglądaj zamiast przeżywać

Nowocześni dorośli lubią gry komputerowe. Dzieci angażują się przy nich, robią coś więcej niż tylko pasywna obserwacja, mają wpływ na wydarzenia na ekranie, chętnie czytają i analizują. Okazuje się jednak, że dla wielu dzieciaków nawet taka rozrywkowa aktywność jest zbyt męcząca. Po co męczyć się i przechodzić grę aż do ostatniego bossa, skoro można go sobie obejrzeć na YouTube? Zamiast katować się na jakimś trudnym poziomie, znacznie wygodniej obejrzeć film, w którym ktoś sprawniejszy (czy raczej bardziej cierpliwy) przechodzi go za jednym zamachem. Plaga filmów z wyrazem „walkthrough” w nazwie owocuje tym, że wiele dzieciaków zamiast przechodzić gry, po prostu je... ogląda. Nie ma to wiele wspólnego z siedzeniem tacie za plecami i podpatrywaniem, jak w coś gra – bo tacie się nie udaje, tata powtarza jakiś fragment dziesięć razy i tata już się przez to robi nudny. Znacznie lepiej, wygodniej i szybciej obejrzeć zmontowany film, w którym wszystko się udaje od razu. Dzięki temu dziecko ma (oczywiście fałszywe) poczucie spełnienia i dość prędko traci zainteresowanie właściwą grą, bo przecież wszystko już w niej widziało. A że nie w niej, tylko na stronie z filmami? To zagadnienie drugorzędne.

Z powyższych powodów postrzegam YouTube za jedno z największych zagrożeń internetowych, przed którymi może stanąć dziecko. Pal sześć, że będzie chodzić po stronach, po których nie powinno, nie przeszkadza mi nawet, że trafi niechcący na jakieś nieprzyjemne bannery – ale YouTube to dla dziecięcych umysłów narzędzie spłaszczające i zobojętniające bardziej niż cokolwiek innego w Internecie. Sposób na uniknięcie jakiegokolwiek wysiłku, metoda na ominięcie przeszkód, ale niestety równocześnie obsadzenie naszego dziecka w roli pasywnego, apatycznego widza, który trawi kolejne filmiki z Minecrafta, w którymś momencie przestając je od siebie odróżniać. Nie mam nic przeciwko telewizji jako takiej, ale tam program lub odcinek serialu zamknięty jest w jakichś ramach fabularnych, o coś w nim chodzi. W filmiku z Minecrafta chodzi tylko o to, żeby na niego patrzeć. To apatia i bezmyślne siedzenie przed monitorem. Tym samym monitorem, na którym można uruchomić własnoręcznie Minecrafta i wybudować coś pięknego.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze