Trwa ładowanie...

10-krotny wzrost w 3 lata. "Na cudze dzieci płacić nie będę"

 Marta Słupska
03.07.2024 16:24
Nie chcą płacić alimentów na dzieci. "Mam nową rodzinę, przecież się nie rozerwę"
Nie chcą płacić alimentów na dzieci. "Mam nową rodzinę, przecież się nie rozerwę" (Adobe Stock, archiwum prywatne )

290 tysięcy Polaków zalega z alimentami. - Dzwonią i mówią: "Na cudze dzieci płacić nie będę", "No przecież to nie są pieniądze dla dziecka, tylko dla niej". "Wiadomo, że ona je wyda na siebie" - mówi Stanisław Korzeniewski, łódzki komornik.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, że już 290 tysięcy Polaków zalega z alimentami, a ich wspólna kwota długu wynosi prawie 15,5 miliarda zł. Pana zdaniem to dużo?

Stanisław Korzeniewski, łódzki komornik: - Bardzo, ale to nie jest zaskakujące. Niestety, skuteczność egzekucji komorniczych w Polsce to zaledwie ok. 20-25 proc. Mamy do czynienia z kolejnymi orzeczeniami sądów, wyrokami i nieskutecznymi egzekucjami, więc te kwoty będą rosnąć. Coraz więcej jest też rozstań i rozwodów, co tylko napędza problem.

Zauważa pan to w swojej praktyce?

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 3"

- Tak. Największy problem z alimentami mają panowie. Widzę też, że jest coraz więcej egzekucji alimentów po związkach partnerskich (nie po rozwodach). Załamanie instytucji małżeństwa to duża zmiana pokoleniowa: ludzie nie muszą się rozwodzić, rozchodzą się ot tak.

A potem często nie płacą alimentów. Rekordzistą w 2024 roku jest 46-letni mieszkaniec Wielkopolski, który jest winien swoim dzieciom 973 tys. zł. Według KRD zadłużenie najbardziej rośnie wśród najmłodszych ojców (18-25 lat): zwiększyło się prawie 10-krotnie w ciągu trzech ostatnich lat.

- To kwestia różnicy pokoleniowej. Dawniej mężczyźni mieli większe poczucie obciachu: "Co powie sąsiad", "Co powie rodzina". Młodzi tak nie mają. Mówią: "Jakoś to będzie", mają problem z odpowiedzialnością i inne możliwości: mogą na dowód wyjechać za granicę, a komornik działa tylko na terenie Polski. Uciekają więc do Niemiec, Hiszpanii…

Młodzi dłużnicy dzwonią do mnie, od razu skracając dystans. Są bardziej mobilni, mają większą swobodę w zmianie pracodawcy, co rzutuje na brak systematyczności spłaty. Często wykonują zawody związane z pracą fizyczną, transportem, budowlanką, a jednocześnie brakuje im stabilności finansowej. Żyją tu i teraz, nie myślą o przyszłości.

Jaka jest średnia alimentów zasądzanych w Polsce?

- 600 zł miesięcznie.

To bardzo mało. Jak dłużnicy tłumaczą, dlaczego nie płacą?

- Różnie. Dzwonią np. i mówią: "No przecież to nie są pieniądze dla dziecka, tylko dla niej". "Wiadomo, że ona je wyda na siebie". Często zakładają nową rodzinę i nie chcą zajmować się dziećmi z poprzedniego związku, które traktują jak nierozwiązany problem: "Na cudze dzieci płacić nie będę", "Mam nową rodzinę, nowe dzieci, przecież się nie rozerwę", "To już nie jest moja żona, niech teraz ponosi odpowiedzialność".

Niestety, często mają zorganizowane grupy wsparcia: rodziców, znajomych, aktualnych pracodawców, u których są zatrudniani na 1/4 czy 1/8 etatu. W społeczeństwie jest pozwolenie na niepłacenie. Słyszę: "Większość przecież nie płaci i jakoś żyje".

A jak "migają się" od płacenia?

- Kombinują, przeciągają. Nawet minimalne wynagrodzenie podlega egzekucji, starają się więc zaniżać swoje zarobki, ukrywać dochody. Używają też rachunków bankowych najbliższych, np. pensja jest przelewana na konto mamy.

Jeden 21-letni pan dzwoni do mnie co dwa miesiące i tłumaczy: a to że stracił pracę, a to że był w pośredniaku, ale nie dostał umowy, a to, że mu pensji nie wypłacili i tak w kółko. Informuje, ale nic z tego nie wynika.

Miałem też młodego dłużnika, z którym byłem umówiony na spotkanie. Dzwonił i mówił, że już jedzie i będzie za 20 minut. Po półgodzinie dzwonię, a on nie odbiera. W końcu dodzwoniłem się po godzinie i słyszę: "Nie uwierzy pan, miałem wypadek, czekam na policję". "Ale byliśmy umówieni". "No niestety, nie mogę dojechać". "A gdzie pan jest?". "Pod Zgierzem". "A dokładnie? To podjadę do pana". "Oj, nie wiem, gdzieś w polu". "To proszę sprawdzić w telefonie, może mi pan wysłać lokalizację". Rozmowa się skończyła, bo pan nagle zaczął mówić, że traci zasięg i wyłączył telefon.

Bywają też dobrze wyedukowani. Mam sprawę alimentacyjną pomiędzy policjantką a panem, który prowadzi swoją działalność i złośliwie wpłaca pieniądze z 2,5-miesięczną zaległością, bo wie, że ma trzy miesiące zanim ten dług będzie traktowany jako przestępstwo.

Jest coś, co na takich dłużników działa?

- Tak, odpowiedzialność związana z przestępstwem niealimentacji. Jeśli taka osoba nie płaci przez trzy miesiące, pojawia się odpowiedzialność wynikająca z przepisów Kodeksu karnego: zagrożenie pozbawienia wolności do lat dwóch.

Łatwo w Polsce trafić do więzienia za alimenty?

- To się rzadko zdarza. Wielokrotnie wydaję zaświadczenie o bezskutecznej egzekucji i są wszczynane postepowania, ale rzadko dochodzi do skazania. Prokurator nie widzi spełnionych wszystkich przesłanek przestępstwa albo na którymś etapie nagle okazuje się, że dłużnik jednak może zapłacić. "Panie komorniku, niech pan się nie wygłupia, przyniosę na jutro całą zaległość".

Czyli to dobry straszak.

- Tak. Często odzywa się wtedy np. babcia, która prosi: "Niech pan wnuczka uratuje". Niestety, tak się dzieje, jak już jest nóż na gardle. W innych przypadkach rodzina tłumaczy: "Przecież to jest dla byłej żony", "Są pokłóceni", "Ona przeszkadza w widzeniach z synem", "A czy pan by płacił, jakby była żona ograniczała panu kontakt z dzieckiem?", "Niech się pan komornik lepiej zajmie prawdziwymi przestępcami".

Tylko więzienia się tak boją?

- Nie, także zlicytowania majątku. Można np. zlicytować samochód. Często są to momenty kluczowe: nagle dłużnik, który przez pół roku nie odbiera telefonu, dzwoni i mówi, że przyjdzie i ureguluje dług.

Pamięta pan jakiegoś dłużnika rekordzistę?

- Tak, bywa, że dług tak urośnie, że dłużnik traci dom. Raz miałem pana, który przez lata gromadził zadłużenia, głównie alimentacyjne, w sumie kilkaset tysięcy złotych. Zlicytowano mu przez to mieszkanie.

Są też panowie, którzy płacą, bo przemyśleli sprawę. Np. jak słyszę "A skąd ja wiem, że ona to wyda na dziecko?", to mówię: "Zapraszam do sądu, jeśli uzyska pan władzę rodzicielską, to uzyska pan alimenty". Mężczyźni wtedy bledną. Jeden np. powiedział: "Dobrze, to niech już będzie, ona partnerką była kiepską, ale mamą jest dobrą".

Czyli udaje się ich przekonać?

- Czasami. Mówię: "Pan tu do mnie przyszedł, jest godzina 9, jest pan wyspany, a pana dwuletnie dziecko mamie raczej pospać nie dało". Wtedy brakuje im argumentów.

A dzwonią do pana matki czekające na alimenty?

- Jasne. Słyszę od nich: "Znowu się opóźnia, znów nie wpłacił, robi to specjalnie, niech pan coś zrobi". Dzwonię do jej byłego partnera i słyszę: "No przecież mówiłem jej, że mi się opóźni o kilka dni".

Niestety, w takich sprawach jestem między młotem a kowadłem, a matki utożsamiają mnie z nieudolnym państwem. "No przecież był wyrok zasądzony, dlaczego nie ma pieniędzy?", "Miało być do pierwszego, jest drugi, dlaczego nie płaci?". Muszę wtedy tłumaczyć, że pewnych spraw nie przeskoczymy, jak pan ma zajęcie wynagrodzenia, to trzeba poczekać, bo pensja wpływa na konto na koniec miesiąca. Odpowiadają nieraz: "A co mnie to obchodzi, niech pan zadzwoni i to załatwi". Sędzia wydał wyrok, komornik musi stanąć na głowie, żeby wyrwać te pieniądze.

Zdarza się, że dziękują?

- Tak, bywa, że ktoś jest dłużny 10-20 tysięcy zł i uda mi się te pieniądze wyegzekwować. Wtedy dzwoni matka. Ze łzami w oczach dziękuje i mówi: "Dzięki temu, że przyszedł przelew, mogę jechać z dziećmi na wakacje".

A jak często to matki zalegają z alimentami?

- W mojej kancelarii stanowią mniej niż 10 proc.

Czy unikają płacenia podobnie jak mężczyźni?

- Tak. Miałem np. postępowanie, że mężczyzna przejął władzę rodzicielską nad trójką dzieci. Kobieta wyjechała za granicę, założyła nową rodzinę i odcięła się od starej. Zaczęła nowe życie.

A co według pana jest potrzebne, by dłużników alimentacyjnych było mniej?

- Powinniśmy stosować tabele alimentacyjne, w których jasno jest zapisane, jakie powinny być kwoty wypłacane na dziecko w określonym wieku. To narzędzie funkcjonujące np. w Niemczech i Francji. Wtedy nie byłoby kombinowania, rozstrzygania, jaką kwotę powinien zasądzić sąd. A bywa, że matki pożyczają od znajomych paragony, by wykazać jak najwyższe wydatki na dziecko i otrzymać wyższe alimenty.

Do tego fundusz alimentacyjny jest tak skonstruowany, że mamy bardzo niską kwotę wypłaty świadczenia. Matki wychowujące samotnie dziecko i pracujące za najniższą krajową nie mieszczą się w limicie wypłaty pieniędzy z tego funduszu. To sprawia, że uznają, że nie opłaca im się iść do pracy na pełen etat, bo nie dostaną tych kwot, chociaż to tylko 500 zł. Wolą żyć z zasiłków, żeby nie stracić świadczeń. Albo proszą pracodawcę o umowę na część etatu, a resztę pieniędzy przyjmują "pod stołem".

Chciałbym też, żeby dłużnicy zalegający z alimentami byli społecznie pogardzani, wiedzieli, że stosują przemoc ekonomiczną wobec swoich dzieci. Muszą wiedzieć, że po drugiej stronie nie jest znienawidzona małżonka, tylko niewinne dziecko, a alimenty to nie prezenty.

To nie wina dziecka, że rodzice się kłócą. Dlaczego ono ma przez to stać z mamą w kolejce do MOPS-u lub chodzić w dziurawych butach?

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze