Dzieci uczą się w klasach na stojąco i ma być to sposób na walkę z otyłością. Zapytaliśmy ekspertów co o tym sądzą
Szkoła Kewstoke Primary School w Wielkiej Brytanii wprowadziła rozwiązanie, które ma pomóc w walce z nadwagą i otyłością wśród ich podopiecznych. Dzieci podczas lekcji w klasie, uczą się przez kilka godzin na stojąco. Grono pedagogiczne do takich kroków przekonały wyniki badań naukowych. Miały one potwierdzić nie tylko tezę, że jest to zdrowsze dla dzieci, ale także ma poprawić wyniki w nauce uczniów. Jak oceniają pomysł Brytyjczyków nasi lekarze specjaliści oraz pedagodzy? Sprawdziliśmy.
Z uwagi na to, że społeczeństwo Wielkiej Brytanii coraz bardziej cierpi na otyłość, poszukiwane są różne sposoby na walkę z tym problemem. Pomysł z nauką na stojąco, został wprowadzony w hrabstwie Somerset. Dzieci spędzają na stojąco w ciągu dnia ponad 3 godziny. Według obliczeń brytyjskich ekspertów, ma to pozwolić uczniom spalić w skali roku dodatkowo 30 tys. kalorii. To równowartość przebiegnięcia aż 7 maratonów.
Przeczytaj również:
Aby nauka w ten sposób była możliwa, dzieci zostały wyposażone w tzw. "stojące ławki". Każda z nich to koszt około 160 funtów, czyli 780 zł. Szkoły zakupiły sprzęt z własnych środków, wydzielonych z budżetu szkoły, przeznaczonego na urządzenia sportowe.
1. Badania nad "stojącymi" ławkami
Raport z najnowszego badania dotyczącego pozycji stojącej podczas nauki i pracy wykazał, że taka forma pozytywnie wpływa na przyswajanie wiedzy. Amerykańska firma A&M Ergonomics przeprowadziła wspomniane badania, z których wynika, że zaangażowanie dzieci korzystających ze stojących ławek jest o 12 proc. większe, niż w przypadku nauki w tradycyjnej, siedzącej pozycji. Oznaczać to ma to lepszy rozwój intelektualny dziecka.
Raport z badań powstał dzięki doświadczeniu, w którym grupa dzieci w wieku szkoły podstawowej, musiała rozwiązać kilka zdań wymagających wysiłku intelektualnego. Część uczniów zadania wykonywała w pozycji stojącej, natomiast druga część w siedzącej. Lepsze rezultaty miały osiągać dzieci będące w pozycji stojącej.
Grono pedagogiczne z placówek, w których realizowany jest pomysł nauki na stojąco twierdzi, że już widać pozytywne efekty tych zmian.**Nauczyciele podkreślają jednak, że nie będą zmuszali dzieci do tego typu formy nauki. Wielu uczniów jednak chętnie z nich korzysta.
2. Opinie ekspertów
Postanowiliśmy zapytać ekspertów, co sądzą o pomyśle nauki dzieci na stojąco. Rozmawialiśmy z ortopedą - dr n. med. Maciej Kasparkiem, fizjoterapeutą - dr. n. med. Tomaszem Chomiukiem oraz Wiolettą Krzyżanowską dyrektor Szkoły Podstawowej nr 323 w Warszawie. Oto co nam przekazali.
Czy dzieci, dzięki lekcjom na stojąco, mogłyby uniknąć w przyszłości schorzeń związanych z układem ruchu?
-Tego typu forma nauki w kontekście ochrony kręgosłupa, jak najbardziej może być wskazana. Wszystko zależy także od tego, czy dzieci kwalifikowane do realizacji tego pomysłu, miały jakieś wady, o których mogły nawet nie wiedzieć. Czy miały np. płaskostopie, koślawość stawu kolanowego, czy biodrowego, bo jeżeli tak, to wówczas takie postępowanie nie poprawi ich komfortu pracy, nie wpływa na ich leczenie. Ważny też jest okres obserwacji, aby można było stwierdzić jednoznacznie, że pozytywnie wpływa to na zdrowie u konkretnego dziecka - mówi dr Maciej Kasparek, ortopeda.
- Spalanie kalorii w większym stopniu w pozycji stojącej, to nie jest odkrycie. Tego typu rozwiązanie w dziedzinie profilaktyki schorzeń kręgosłupa, jest już od pewnego czasu wprowadzane w wielu przedsiębiorstwach o charakterze korporacyjnym, gdzie montuje się pulpity do obsługi komputera w pozycji stojącej, jak i siedzącej. To ma służyć dokładnie temu samemu, co u tych dzieci. Nazywane jest to profilaktyką schorzeń kręgosłupa - mówi Kasparek.
- Należy jednak podkreślić, że nie można użyć zwrotu "na pewno pomoże", gdyż w przypadku posiadania przez dziecko wad, o których wspomniałem wcześniej, albo innych wad postawy, wówczas to może zaszkodzić. Potrzebne byłyby dodatkowe wcześniejsze badania dziecka - dodaje.
Pomysł nauki na stojąco podoba się także dr. Tomaszowi Chomiukowi. Zapytałem go, czy pozycja siedząca jest rzeczywiście dużym problemem?
- Jeżeli przebywa się długotrwale w pozycji siedzącej, rośnie ryzyko przedwczesnej śmiertelności. Zmiany formy nauki na pozycję stojącą wymagałoby z pewnością gruntownych zmian warunków nauczania, byłoby to trudne do zrealizowania, ale korzyści zdrowotne, na pewno byłyby znaczące. Byłoby to na pewno pomocne przy dolegliwościach układu krążenia, metabolicznych, cukrzycy, chorobach związanych z narządem ruchu, głównie chodzi o kręgosłup, czy też stawy biodrowe - wyjaśnia dr Chomiuk.
- Nawet chwilowa zmiana pozycji, z pozycji siedzącej na stojącą, czy krótki spacer spowodują już korzyści dla naszego organizmu - dodał
- W czasie siedzenia mamy np. ograniczoną ruchomość klatki piersiowej. Pogarsza to oddech, a co za tym idzie - dotlenienie organizmu, a to ma na pewno wpływ nie tylko na zdrowie, ale i na naukę - stwierdza.
Wioletta Krzyżanowska pomysł spędzania przed uczniów 3 godziny dziennie na stojąco w klasach uważa za ciekawy. Chce jednak dowodów.
- Jeżeli będzie to połączone z np. programem zdrowego odżywiania i dzieci będą na tym korzystały zdrowotnie, to uważam, że jest to temat bardzo ciekawy i sprawa nad którą warto się zastanowić - mówi Wioletta Krzyżanowska.
- Nie jest absurdalnym pomysłem to, co ma za zadanie walczyć z otyłością i schorzeniami postawy. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Z pewnością dyrektorzy i władze oświatowe w Wielkiej Brytanii na pewno przygotowały się do tego merytorycznie i widzą w tym korzyści. Dzieci bardziej aktywne ruchowo z pewnością są zdrowsze - podsumowuje.
Jak mogłyby wyglądać kwestie organizacyjne?
- Ok. 780 zł to koszt bardzo duży. U nas w kraju, ławka dla pary uczniów to wydatek rzędu ok. 200 zł. W klasach jest nawet minimum kilkunastu uczniów, więc łatwo policzyć, jakie to koszta. Polskie szkoły mogłyby sobie z tym nie poradzić. Jeżeli to mogłoby funkcjonować, to najpierw w formie okresu próbnego, może wypożyczenia takich ławek, aby zbadać ich wpływ na dzieci. Takich pieniędzy nie można wydawać pochopnie - zaznacza.
I dodaje, że w Polsce takie rozwiązania może inicjować dyrektor w porozumieniu z radą rodziców, samorządem uczniowskim oraz organem prowadzącym szkołę. - Być może także w porozumieniu z innymi instytucjami, które tematem się zajmują. Mogą to być np. instytucje badawcze lub zajmujące się tematyką prozdrowotną. Chodzi o to, aby mieć wsparcie ekspertów w tym zakresie - podsumowuje.