Trwa ładowanie...

To nie jest zwykłe hobby. Dla nich historia to sposób na życie

 Ewa Rycerz
09.06.2017 08:47
To nie jest zwykłe hobby. Dla nich historia to sposób na życie
To nie jest zwykłe hobby. Dla nich historia to sposób na życie

Spanie w płóciennych namiotach to dla nich norma. Udział w turniejach rycerskich – ogromna frajda. I choć niektóre z nich mają dopiero po kilka lat – już teraz żywo interesują się historią. Nie datami, tylko odtwarzaniem życia społecznego. Mówi się o nich "rycerskie dzieci", bo choć na co dzień chodzą do szkoły, to w wolnych chwilach spędzają czas na rekonstruowaniu historii.

1. Pierwsi w województwie

Andrzej Majzner jest pierwszą osobą w województwie lubelskim, która na poważnie zaczęła zajmować się rekontruowaniem historii. Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 70. XX wieku, w szkole. Dzięki nauczycielce historii czytał kolejne ponadprogramowe książki. A później zainteresował się modelowaniem. Tworzył modele zamków i kościołów, z biegiem czasu przyszła kolej na tworzenie modeli broni, a następnie – odtwarzanie strojów z różnych epok.

- Z roku na rok spędzałem na swoim hobby coraz więcej czasu, aż w końcu postanowiłem to zainteresowanie sformalizować - mówi w rozmowie WP parenting Andrzej Majzner. Tak w 1995 roku powstało Stowarzyszenie Bractwo Rycerskie Ziemi Lubelskiej.

Swoim hobby Andrzej Majzner "zaraził" żonę. Razem zaczęli brać udział w turniejach rycerskich. A później na świat przyszedł ich syn Kacper. - Na pierwszy turniej pojechał, gdy miał kilka miesięcy, a kiedy zaczął chodzić, uszyłem mu średniowieczne buty. Ileż było przy tym radości – wspomina Andrzej Majzner. - A później – idąc za ciosem – wciągnęliśmy w historię córkę. Z dziećmi jeździliśmy na Grunwald.

Zobacz film: "7 sposobów, aby wychować szczęśliwe dziecko"

Miłość do historii Kacper przekuł w tytuł magistra tej nauki, otworzył przewód doktorski z bronioznawstwa.

Kacper i Dominika nie są jednak jedynymi "rycerskimi dziećmi" w Stowarzyszeniu Bractwo Rycerskie Ziemi Lubelskiej. - W zasadzie to już dorosłe dzieci. Nasza grupa jest jednak stworzona własnie z ludzi młodych. Mamy 2 kilulatków, a reszta to już gimnazjaliści i licealiści. Wyjazdy na turnieje to dla nich prawdziwa szkoła odpowiedzialności, przyjaźni i wytrzymałości – mówi Majzner.

2. Lucetowe sznurki kontra łuk

Są momenty, kiedy Tomasz Jóźwiak na bok odkłada współczesne wydarzenia. Zamyka dom na klucz i razem z Bractwem Rycerskim Ziemi Łęczyckiej, swoją żoną oraz córką wyjeżdżają na turniej.

- Kiedy córka tylko usyłyszy słowo "turniej", od razu pakuje walizki. A jeśli zdarzy się tak, że z przyczyn technicznych nie może z nami pojechać, musimy się przed nią tłumaczyć. Ona żyje tym, co robimy. Mimo że na co dzień uczęszcza do szkoły podstawowej oraz szkoły muzycznej – opowiada Tomasz Jóźwiak.

Kasia od urodzenia należy do bractwa rycerskiego
Kasia od urodzenia należy do bractwa rycerskiego (Bractwo Rycerskie Ziemi Łęczyckiej)

Kasia ma 8 lat. Pierwszy raz pod płócienny namiot pojechała z rodzicami, gdy miała kilka miesięcy. - To był turniej pod Grunwaldem w 2010 roku. Pamiętam jak dziś, że już wtedy ubrana była w dawny strój, miała też zabawki rodem ze średniowiecza. Jakie? Typowe gałganki. Niestety, nie zachowały się żadne przekazy historyczne, które pokazywałyby jak wyglądały zabawki dla dziewczynek – mówi Tomasz Jóźwiak.

(Bractwo Rycerskie Ziemi Łęczyckiej)

Kasia bawiła się więc uszytą przez mamę lalką, wyglądem przypominającą "białogłowę". Później uczyła się toczyć kółko patykiem, czasami zagrała w piłkę zrobioną ze skóry. Jednak jej ulubionym zajęciem jest zaplatanie sznurków na lucecie. To przedmiot przypominający procę, z którego pomocą tworzy się ozdobne sznureczki. Często plecie też wianki.

Inaczej wyglądają zabawy chłopięce. - W średniowieczu chłopcy grali w kręgle drewniane, strzelali z łuku, grali w młynek i hefan tafle. Ta ostatnia to gra, którą przywieźli wikingowie, popularna także u nas. Z kolei młynek polega na ustawianiu pionków w odpowiedniej kolejności i w odpowiednim miejscu – opowiada Marcin Ramczyk z Lęborskiego Bractwa Historycznego, tata 7-letniego Pawła i 9-letniego Szymona. Na turniejach nie ma dostępu do prądu, dzieci nie mogą też zabierać elektroniki.

(Bractwo Rycerskie Ziemi Łęczyckiej)

Marcin swojego starszego syna po raz pierwszy zabrał na turniej, gdy dziecko miało 3 miesiące. - Dostaliśmy wtedy od znajomych przepiękną replikę tradycyjnej kołyski. Jej oryginalne egzemplarze znajdują się – jak mi się wydaje – jedynie w 3 muzeach w Europie. Wybujaliśmy w niej obu synów. A później przekazaliśmy dalej, tworząc w ten sposób niepisaną tradycję – opowiada Marcin.

(Lęborskie Bractwo Historyczne)

Co jedzą uczestnicy turniejów rycerskich i rekonstruktorzy życia społecznego w czasach średniowiecza? Życie według dawnych czasów wymaga poświęceń, także tych kulinarnych. Choć oni traktują to raczej jak dobrą zabawę. - Bo kto wie, że to białe warzywo, które kupujemy w marketach nie jest zazwyczaj pietruszką a pasternakiem? My taki pasternak jadamy tradycyjnie – podsmażany ze słoniną – mówi Marcin. A przybyli na turniej Belgowie podpowiedzieli im, że warzywo można spożywać także gotowane z bułką tartą, na słodko, jak kalafior.

(Lęborskie Bractwo Historyczne)

Na stołach obozowych goszczą także wszelakie kasze, na słodko z owocami i śmietaną, z miodem i cynamonem. I nie ma tutaj niejadków. Wszystko znika w mgnieniu oka. - Nic dziwnego, jesteśmy na świeżym powietrzu cały czas. Granie w piłkę, strzelanie z przystosowanego dla dzieci łuku, treningi szermierki - to wszystko męczy - śmieje się Marcin.

A Tomasz Jóźwiak dodaje: dzieci stają się bardziej samodzielne. Mają też ogląd na to, co jest niebezpieczne i wiedzą, jak tego niebezpieczeństwa unikać.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze