Donoszą, że ktoś robi dzieciom zdjęcia z ukrycia. Policja: Nie ma zakazu
Mama siedmiomiesięcznego chłopca zauważyła w warszawskim metrze, że siedzący naprzeciwko pasażer robi dziecku ukradkiem zdjęcia. O mężczyźnie, który fotografuje maluchy, donoszą też inni mieszkańcy stolicy. "Nie ma zakazu robienia zdjęć" - komentuje stołeczna policja, która odesłała kobietę z kwitkiem.
1. Sytuacja w metrze
27 lipca w warszawskim metrze miało dojść nieprzyjemnej, a jednocześnie dość niecodziennej sytuacji. Sprawę na jednej z osiedlowych grup dyskusyjnych w social mediach opisała Paulina Wójciak, mama siedmiomiesięcznego chłopca. Podczas podróży ze stacji Imielin w kierunku centrum zwróciła uwagę na nietypowo zachowującego się mężczyznę, który siedział naprzeciwko niej.
Kobieta twierdzi, że nieznajomy robił jej siedzącemu wówczas w wózku synkowi zdjęcia z ukrycia. Zdenerwowana niejasnymi intencjami mężczyzny postanowiła się z nim skonfrontować.
"Kazałam mu włączyć galerie i to usunąć, na moich oczach usunął. Zdążyłam w tym krótkim czasie zauważyć, że w galerii było mnóstwo innych zdjęć" - napisała w poście.
2. Policja nie przyjęła zgłoszenia
Jak przyznała w rozmowie z WP Parenting, po wyjściu z metra była cała roztrzęsiona. Zgłosiła się na Komendę Rejonową Policji przy ulicy Malczewskiego w Warszawie.
"Poszłam na komisariat zgłosić to, co się wydarzyło i usłyszałam od pani, że właściwie to nic takiego się nie stało, że przecież ja panu też koniec końców wykonałam zdjęcie także jest 1:1. Zapytałam, czy naprawdę musi dojść do tragedii, aby ktoś łaskawie przyjął moje zgłoszenie i pani zapytała mnie: jakiej tragedii? Że dużo mogę sobie dopowiedzieć itd. Oczywiście moje zgłoszenie nie zostało nawet spisane przez kogokolwiek i zwyczajnie zostałam zlekceważona, wychodząc stamtąd sama się poczułam jakbym to ja czymś zawiniła" - opisuje w social mediach.
Redakcja WP Parenting skontaktowała się z mokotowską policją. Asp. Iwona Kijowska, oficer prasowa Komendanta Rejonowego Policji Warszawa II, w przesłanym do nas oświadczeniu pisze, że Wójciak została na miejscu "poinformowana przez służbę dyżurną, że zgodnie z aktualną wiedzą i stanem prawnym w przepisach prawa karnego, nie ma zakazu robienia zdjęć w miejscach publicznych".
Na nasze pytanie, dlaczego policja nie przyjęła zgłoszenia i prewencyjnie nie sprawdziła mężczyzny, asp. Kijowska wyjaśniła, że kobieta, zamiast iść z tą sprawą na posterunek, powinna wezwać mundurowych na miejsce zdarzenia.
"Właściwym zachowaniem osoby pokrzywdzonej w przypadku powzięcia podejrzenia, że osoba trzecia popełniła przestępstwo lub inny czyn zabroniony, powinno być bezpośrednie powiadomienie o powyższym organów ścigania, np. poprzez wykonanie połączenia na numer alarmowy 112. Powyższe spowodowałoby niezwłoczne podjęcie interwencji przez Policję, wylegitymowanie i sprawdzenie osoby wykonującej zdjęcie w warszawskim metrze. Poinformowanie o zdarzeniu „post factum”, powoduje znaczne utrudnienie w identyfikacji osoby, weryfikacji zdarzenia oraz ocenie prawno-karnej" - czytamy w mailu wysłanym do naszej redakcji.
Aby więc mężczyzna mógł zostać wylegitymowany, Wójciak musiałaby wezwać patrol na miejsce, czyli podczas jazdy metrem i dodatkowo - z niemowlęciem pod opieką - upewnić się, że mężczyzna się nie oddali.
Kobieta przyznaje, że ma żal do policji. Zaznacza, że rozumie, że samo zrobienie zdjęcia mogło nie być przestępstwem, ale zachowanie mężczyzny i telefon pełen zdjęć różnych dzieci powinien - jej zdaniem - uwrażliwić chociaż policjantów prewencji, którzy patrolują okolice.
- Nie rozumiem, dlaczego ktoś po prostu tego nie przyjął w momencie, kiedy ja naprawdę czułam zagrożenie. Ktoś powinien przyjąć zgłoszenie, sporządzić notatkę, postarać się o ustalenie tożsamości pana celem zweryfikowania, w jakim celu gromadzi zdjęcia dzieci na swoim telefonie. Może koniec końców okazałoby się, że wykonuje zdjęcia hobbystycznie i sprawę należałoby umorzyć. Chyba po to policjanci właśnie są, aby w momencie, kiedy podejrzewamy jakieś przestępstwo, to powinni należycie to zweryfikować. Pani jeszcze powiedziała, że jak ja sobie wyobrażam, jak mieliby namierzyć i znaleźć tego człowieka? No nie wiem jak, ale jakoś policja na świecie odnajduje i łapie różnych bandziorów. I też po to wykonałam tego pana zdjęcie, żeby mieć jakikolwiek jego obraz - podkreśla mama w rozmowie z WP Parenting.
3. To nie jedyny taki przypadek?
Wygląda na to, iż Wójciak nie jest odosobniona w swoich obserwacjach. Po zamieszczeniu postu w grupach dyskusyjnych w komentarzach odezwały się też inne kobiety, które potwierdziły, że również zaobserwowały podejrzane zachowanie mężczyzny na terenie Warszawy. Nie wiadomo, czy była to ta sama osoba, jednak niektóre panie twierdzą, że rysopis mężczyzny jest bardzo podobny.
Oto niektóre z komentarzy:
"Ja wczoraj miałam wrażenie, że w Pepco jakiś podobny typ nagrywał lub robił zdjęcia mi i mojej córce. Niestety, nie byłam tak odważna i nie zareagowałam, bo bałam się, że się przewidziałam",
"Wydaje mi się, że mojemu dziecku też zrobił zdjęcie i to już kilka miesięcy temu w okolicach Kabat. Ja też zwróciłam uwagę i usunął, ale dopiero potem do mnie dotarło, że usunął z WhatsAppa czy czegoś takiego, ale zdjęcie mogło zostać w galerii albo w koszu. (…) Wydaje mi się, że nie mówił po polsku, przynajmniej nie za dobrze. Siedział w słuchawkach, ale gdy zwróciłam uwagę, odezwał się po angielsku chyba ze wschodnim akcentem".
4. Ludzie oburzeni reakcją policji
Większość komentujących zwróciła uwagę, że takie zachowanie nieznajomego jest co najmniej podejrzane, a reakcja warszawskiej policji świadczy o zbagatelizowaniu sprawy.
"Policja jak widać nic z tym nie robi, także pisze to na grupach, abyście uważali" - przestrzega Wójciak w swoim wpisie.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl