Cyfrowe imperium Walta
Przyglądamy się, jak Myszka Miki i jej młodsi bracia radzą sobie w świecie gier wideo.
Kreskówki Walta Disneya zna każde dziecko. Do dzisiaj maluchy z fascynacją patrzą na starsze filmy z Kaczorem Donaldem i Myszką Miki, a najmłodsi już od pierwszych świadomych lat mogą oglądać Klub Przyjaciół Myszki Miki. Wraz z oglądaniem przychodzi jednak potrzeba bardziej aktywnego spędzania czasu w świecie Disneya. Po które disneyowskie gry warto sięgnąć?
1. Dwóch na huśtawce
Najgorętszym tytułem Disneya ostatnich dni jest Epic Mickey 2: Siła dwóch, czyli druga część tytułu, w który niemal nikt w Polsce nie grał, bo wyszedł jedynie na Nintendo Wii.
Gra nadaje się przede wszystkim dla rodzeństwa. Daje się w nią grać samotnie, ale w parze jest znacznie wygodniej: jeden z graczy kieruje Myszką Miki, a drugi królikiem Oswaldem, który pozostawiony sam sobie zachowuje się koszmarnie i bardziej przeszkadza niż pomaga.
Niestety nie da się go zignorować, bo dysponuje umiejętnościami wymaganymi do kończenia kolejnych, wcale niebanalnych poziomów. O dziwo jednak, Siła dwóch nie nadaje się dla młodszych dzieciaczków, co wynika z fabuły pierwszej części gry - animki zostały popsute i naprawione elementami mechanicznymi.
Mamy więc Goofy'ego-zombiaka, Donalda z laserowym okiem i całą masę postaci, które umysłom przyzwyczajonym do cukierkowego Klubu Przyjaciół Myszki Miki będą śniły się po nocach.
Nie wiem, jaki cel przyświecał autorom tej gry, w wypadku moich dzieci osiągnęli taki cel, że gra została uznana za produkcję dla dorosłych, więc „niech tatuś gra”, a dzieciaki zza poduszek oglądają horrorowe wersje swoich ulubionych bajek.
I nawet nie pomagają genialnie nagrane w polskiej wersji głosy i piosenki, ba, groteskowo kontrastują z tym, co widać na ekranie.
2. Bezpieczna wyprawa
Zamiast zatem straszyć dzieci podziurawionym Plutem, lepiej wybrać się na wirtualną wycieczkę do Disneylandu w Kinect: Disneyland Adventures. Tutaj nie gramy żadnym z animków, poruszając się po disneyowskim parku rozrywki w ciele młodego zwiedzającego.
Samo to byłoby zajęciem dosyć nudnym, ale twórcy dołożyli całkiem sporą porcję magii. Z naszym bohaterem witają się i rozmawiają wszystkie postacie z filmów Disneya (już bez elementów mechanicznych), a nasza rola nie ogranicza się do banalnego zwiedzania, bo pełno tutaj misji i innych zajęć.
Ta gra to niezłe wprowadzenie dzieci w tytuły z otwartym światem - mamy wprawdzie jakąś mikrofabułkę, prowadzącą nas od zadania do zadania, ale najlepsza zabawa to myszkowanie po wszelkich zakamarkach lunaparku (twórcy zapewniają, że to wiernie odwzorowany Disneyland w Kalifornii).
Obsługa pada nie jest wymagana, bo wszystko osiągamy poprzez machanie do Kinecta lub przyjmowanie odpowiedniej pozycji. Pod tym względem tytuł jest znacznie zdrowszy niż gry z klasycznym sterowaniem, bo dzieciaki bezwiednie przy nim ćwiczą - i oczywiście mogą bawić się we dwójkę.
W ramach misji grają w prawdziwą masę najróżniejszych minigier, wśród których znalazły się też wyzwania taneczne. Takie urozmaicenie świetnie działa na młodzież dość prędko nudzącą się każdym powtarzalnym zajęciem.
Mamy zatem połączenie otwartego świata, elementu zwiedzania, dużej ilości zbieractwa, a także ulubione postaci, przyjemną dla oka grafikę i sterowanie ruchem - dzieci zafascynowane światem Disneya będą się tutaj wspaniale bawić, zwłaszcza jeśli są fanami Kinecta (a wszystkie dzieci są fanami Kinecta).
3. Trochę poważniej
Disney od paru lat inwestuje też w trochę poważniejsze marki, wychodząc ze słusznego założenia, że dzieci wychowywane są inaczej niż trzydzieści lat temu. Stąd wzięli się choćby Piraci z Karaibów, którzy wprawdzie nie mieli wielkiego szczęścia do gier, ale gdy sprawy w swoje ręce wzięło Lego, skrzynka nieboszczyka otwarła swoje wieko.
Lego Piraci z Karaibów fascynowało moje dzieciaki przez wiele długich godzin. Nie jest to najlepsza z gier Lego, ale zawiera sprawdzone rozwiązania, lubiane przez młodych graczy. Mamy więc plejadę postaci o najróżniejszych umiejętnościach wykorzystywanych do rozwiązywania prostych zagadek. Trochę walki, świat złożony z klocków - i magia działa!
Zabawa nie kończy się tutaj po pierwszym przejściu gry, wtedy dopiero zaczynamy odblokowywać niedostępnych wcześniej bohaterów i zabierać ich ze sobą do ukończonych już poziomów, tym razem po to, żeby dostawać się w miejsca wcześniej niedostępne. Brzmi banalnie, ale na dzieci - wiecznie ciekawe świata i zagadek - działa znakomicie.
4. Pixar w grze
Część założeń „legogier” kopiowana jest też w grach opartych na ostatnich filmach Pixara (a więc Disneya). Brave, czyli Merida Waleczna to produkcja o dość ponurej kolorystyce, skupiająca się przede wszystkim na walce i nieszczególnie udana, ale kooperacja stanowi tutaj istotny element zabawy.
Zdecydowanie lepiej wypada Toy Story 3, gdzie obok świetnego trybu fabularnego mamy jeszcze ogromny tryb swobodny, w którym można do woli jeździć na mustangu, szaleć zabawkowymi samochodzikami, robić zdjęcia mieszkańcom miasteczka i wypełniać dziesiątki króciutkich misji. Wymarzona rzecz dla fanów serii.
Up, czyli po naszemu Odlot, to jedna z ulubionych gier moich dzieci, mimo tego, że za filmem nie przepadają. Tutaj mamy do czynienia z wierną adaptacją założeń gier Lego: para bohaterów, każdy z nich z zestawem swoich umiejętności, rozwiązywanie przede wszystkim zagadek logicznych... no i polska wersja językowa, co niestety wciąż nie jest standardem w wydawanych w Polsce grach dziecięcych.
Patrząc na rozwój Disneya w dziedzinie elektronicznej rozrywki, można mieć nadzieję na coraz lepsze tytuły. Już Disney Universe, podobny w założeniach do LittleBigPlanet, pokazał, na co firmę stać. Mam tylko nadzieję, że następnym razem postacie z gry Disneya przemówią do moich dzieci tak wspaniałym polskim dubbingiem jak w Epic Mickey 2. I że nie będzie eksperymentowania z mechadonaldem.