Były gwiazdor "Klanu" wychowuje dziecko w kamperze. "Noce bywały dramatyczne"
W 2019 roku aktor Jakub Tolak wraz z żoną zrezygnowali z pracy na etacie. Kupili samochód i przerobili go dom. Gdy na świecie pojawiła się ich córeczka, nie zrezygnowali z życia w podróży. - Małe dzieci płaczą niezależnie od tego, czy mieszkają w kamperze czy w domku jednorodzinnym - mówi Tolak w rozmowie z WP Parenting.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: W 2019 roku postanowiliście wraz z partnerką rzucić prace na etacie i ruszyć w drogę kamperem. Skąd taka decyzja?
- To był proces. Nie rzuciliśmy wszystkiego z dnia na dzień, nie "obraziliśmy się" na swoje życia. Ja pracowałem w uznanej agencji reklamowej, Zosia sprzedawała nieruchomości.
Już wtedy dużo podróżowaliśmy. Przez trzy lata wyjeżdżaliśmy na road tripy do USA i poczuliśmy, że życie w drodze jest czymś dla nas. Bardzo nas te podróże rozwinęły. Poznaliśmy siebie nawzajem, ale przede wszystkim samych siebie.
Jednak to nie była pierwsza zmiana drogi życiowej. Wcześniej zajmowałeś się aktorstwem. Polacy zapamiętali cię przede wszystkim dzięki roli w "Klanie".
- Byłem aktorem w młodości. Teraz raczej nim "bywam". Serial zostawiłem w 2007 roku po dziewięciu latach. Miałem poczucie, że do procesu powstawania tej produkcji wkradła się rutyna, która stała dla mnie w sprzeczności z twórczym aspektem aktorstwa. Później pracowałem jako architekt, a następnie jako copywriter.
Gdy kupiliśmy busa, poczułem, że zaczynamy nowy, kolejny etap w życiu.
Waszym nowym domem stał się Citroen Jumper.
- Przeróbka samochodu trwała dziewięć miesięcy. Kosztowała nas około 50 tys. zł (razem z samochodem). Skończyłem architekturę. Dzięki temu łatwiej było mi zaprojektować naszą nową przestrzeń, ale niektóre prace - np. instalacja elektryczna - okazały się sporym wyzwaniem.
W drogę ruszyliśmy nieskończonym samochodem. Na początku, ze względów czasowych i finansowych, nie mieliśmy ciepłej wody i ogrzewania. Obecnie w kamperze mamy wszystko, czego potrzebujemy. Jest kuchnia, łazienka, łóżka, szafa, przestrzeń dla naszej córeczki.
Jak mieszka się z dzieckiem na 7 mkw?
- Całkiem nieźle, choć jest wiele ograniczeń. Niedawno wróciliśmy z trzymiesięcznej wyprawy po Krecie, wcześniej byliśmy przez pół roku w Hiszpanii i Portugalii. Tosia ma niecałe dwa lata i podróżuje z nami. Oczywiście, gdy pojawiła się na świecie, sposób podróżowania się zmienił. Poruszamy się wolniej, robimy więcej postojów, raczej wybieramy łatwiejsze spacery, które nie wymagają wspinaczki i w danym miejscu zostajemy trochę dłużej.
Co sprawia wam najwięcej problemów?
- Czasami noce bywały dramatyczne. Oczywiście małe dzieci płaczą niezależnie od tego, czy mieszkają w kamperze, czy w domku jednorodzinnym. Jednak przy takiej małej przestrzeni nie mogliśmy sobie pozwolić na to, żeby wyjść do drugiego pokoju, gdy nasza córeczka potrzebowała ciszy. Często nasze wieczory kończyły się wraz z jej snem.
Wiele osób twierdzi, że dla dziecka ważna jest stabilizacja. Nie bałeś się, że nie zapewnicie jej Tosi? - Wiele osób oddaje dzieci do żłobka i mają one stałość, ale równocześnie nie mają kontaktu z rodzicami. U nas było odwrotnie. Tosia może nie miała w 100 proc. ułożonej rutyny, ale miała nas 24 godziny na dobę. Moim zadaniem to jest cenniejsze.
Trzeba pamiętać, że my nie mieszkamy w namiocie, tylko stworzyliśmy jej zorganizowaną przestrzeń, zmieniają się tylko krajobrazy. Uważam, że podróżowanie bardzo ją rozwinęło. Zresztą to nie tylko moje zdanie, ale także osób, które nas obserwują. Piszą, że Tosia doskonale funkcjonuje w podróży, jest ciekawskim dzieckiem, które odważnie odkrywa świat.
Otrzymujecie też negatywne komentarze?
- Oczywiście. Ale dostaje je chyba każdy, kto pokazuje swoje życie w social mediach. Jeśli krytyka jest konstruktywna, zawsze staramy się podejmować rozmowę. A hejtem się nie przejmujemy. Jednak proszę mi uwierzyć, że przeważają te pozytywne wpisy. Niektórzy przyznają nawet, że zainspirowaliśmy ich do tego, by zmienić swoje życie i zacząć więcej podróżować.
Nie mieliście oporów przed wprowadzeniem dziecka w ten wirtualny świat?
- To była kontynuacja tego, co robiliśmy wcześniej. Przed narodzinami Tosi dzieliliśmy się tym, jak wygląda nasze życie w drodze. Gdy na świecie pojawiła się nasza córeczka, to robiliśmy to dalej. Ciężko było unikać pokazywania dziecka. Oczywiście są różne szkoły, ale wydaje mi się, że my robimy to w miarę naturalnie i z poszanowaniem własnej i "Tosinej" prywatności.
Brakuje wam "starego życia"?
- Nie, ale nie wykluczamy, że ponownie coś zmienimy. Nie chcielibyśmy być niewolnikami decyzji. Staramy się patrzeć świadomie na to, gdzie się znajdujemy i cały czas zadajemy sobie pytanie: czy wciąż tak chcemy żyć? Nie wykluczamy powrotu albo zmiany sposobu podróżowania. Najważniejsze jest dla nas, by żyć w zgodzie ze sobą i potrzebami Tosi.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl