Burza wokół obietnic Nowackiej. "Gdzie są wiarygodne dane?"
Ministra edukacji Barbara Nowacka przekazała, że już od kwietnia część uczniów będzie mogła pożegnać się z pracami domowymi. - Na jakiej podstawie ta decyzja została podjęta? Gdzie poza tym, że ktoś ponarzekał w mediach społecznościowych, że jest ich za dużo, są wiarygodne dane na ten temat? - pyta dr Iga Kazimierczyk, prezeska Fundacji "Przestrzeń dla Edukacji".
1. Prace domowe odejdą do lamusa?
W piątek (19 stycznia) ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała w programie "Tłit" Wirtualnej Polski, że już od początku kwietnia wejdzie w życie rozporządzenie dotyczące rezygnacji z prac domowych.
Na początku będzie ono obowiązywało jedynie szkoły podstawowe. W przyszłości ma zostać rozszerzone.
- Jestem pewna, że po kilku latach funkcjonowania braku prac domowych w szkołach podstawowych, w szkołach średnich też to będzie zniesione - podkreśliła ministra.
Przypomnijmy, że jest to jedna z obietnic wyborczych Koalicji Obywatelskiej.
"Zlikwidujemy prace domowe w szkołach podstawowych" - czytamy w "100 konkretach KO" na pierwsze 100 dni rządów.
Nie wszyscy są jednak tym pomysłem zachwyceni.
- Szkoła powinna być przestrzenią, w której staramy się coraz mniej nakazywać i zakazywać. Wprowadzanie w niej zmian poprzez zakazy nie jest właściwym rozwiązaniem. Szkoła powinna być oparta na współpracy, zaufaniu, autonomii, szacunku do praw uczniów, nauczycieli i rodziców. W tych koncepcjach nie mieści się centralistyczne i odgórne zakazywanie czegokolwiek - podnosi w rozmowie z WP Parenting dr Iga Kazimierczyk, pedagożka, działaczka edukacyjna i prezeska Fundacji "Przestrzeń dla Edukacji".
W podobnym tonie wypowiada się Tomasz Kosmalski, były nauczyciel, a obecnie aktywista z inicjatywy "Wolna Szkoła".
- Ograniczenie prac domowych to dobry kierunek, ale już całkowity ich zakaz jest bardzo radykalnym rozwiązaniem. Mam wątpliwości czy ten projekt bez konsultacji ze środowiskiem edukacyjnym i bez podparcia decyzji badaniami naukowymi faktycznie przyniesie polskiej szkole ulgę - podkreśla aktywista.
2. Kazimierczyk: gdzie są badania na ten temat?
Dr Kazimierczyk wyjaśnia, że zadawanie prac domowych w pierwszych latach nauki (klasach I-III) służy przede wszystkim temu, by dzieci nauczyły się, że są za coś odpowiedzialne.
- Uczniowie są proszeni, by np. przynieść na kolejne zajęcia słoik albo napisać kilka wyrazów. Tu prace domowe powinny być proste, nie mogą polegać na bezsensownym zadawaniu ćwiczeń. Natomiast w klasach IV-VIII służą temu, by powtórzyć materiał np. z matematyki czy języków. Oczywiście tu nie chodzi o to, żeby uczeń siedział nad zadaniami pięć godzin. Nauczycielom zależy na tym, aby pomóc uczniom ćwiczyć umiejętność samodzielnego uczenia i znajdowania informacji. Rozsądne prace domowe są czymś, co pomaga w procesie edukacji. Natomiast ich brak, zwłaszcza ogłoszony w ten sposób, nie jest niczym dobrym. My nawet nie wiemy, co będzie zakazane - wyjaśnia ekspertka.
I dodaje, że już teraz pojawiają się pytania, co zostanie uznane za pracę domową.
- Czy prośba o przeczytanie wiersza lub lektury to będzie praca domowa? Czy zadanie słówek do powtórzenia zostanie za nią uznane? Zgadzam się z tym, że nadmiarowe prace domowe to jest bezsens. Tylko zadaję sobie pytanie - na jakiej podstawie decyzja o braku prac domowych w szkołach podstawowych została podjęta? Gdzie poza tym, że ktoś ponarzekał w mediach społecznościowych, że jest ich za dużo, są wiarygodne dane na ten temat? - pyta dr Kazimierczyk.
- Nie neguję, że w temacie zadawania prac domowych dochodziło do nadużyć. Uczniowie byli przeładowani zadaniami, zadawano im ćwiczenia na weekend lub takie, których nauczyciel potem nie sprawdzał. Ale zastanawiam się, gdzie są badania, które pokazują, że jest to masowy problem i opisują, na czym on polega - dodaje.
Natomiast Kosmalski wyjaśnia, że często zadawanie przez nauczycieli prac domowych wynika z faktu, że muszą oni realizować program nauczania.
- Przekazywane w szkołach treści reguluje odpowiednie rozporządzenie, czyli podstawa programowa. Dużo się ostatnio o niej mówi. I dobrze, bo jest niedoskonałym dokumentem. Gdzie nauczyciele i nauczycielki mają z nią pierwszy kontakt? Na studiach. Podczas zajęć rozbierają ją na czynniki pierwsze. A gdy pytają o jej sensowność i sporą ilość treści słyszą: "taki mamy klimat". Jako przyszli nauczyciele musimy się nauczyć tak gimnastykować, żeby wszystko, co jest w tym dokumencie, było zrealizowane - wyjaśnia.
3. "Zastanawiam się, jak to pogodzić"
Kolejnym problemem, na który zwracają uwagę eksperci, jest fakt, że zapowiadane przez ministrę Nowacką rozporządzenie dotyczące rezygnacji z prac domowych ma wejść w życie od 1 kwietnia, a to dotyczące odchudzenia podstawy programowej o 20 proc. dopiero od września.
- Zastanawiam się, jak to pogodzić. Powinniśmy zadać sobie również pytanie, jak odchudzić podstawę programową. Czy to będzie bezwzględne cięcie o 20 proc. niezależnie od tego, czy to będzie miało sens, czy nie? Faktem jest, że program w polskiej szkole jest dramatycznie przeładowany. Jednak ten proces "odchudzenia" również trzeba przeprowadzić w sposób bardzo odpowiedzialny. Rozporządzenie dotyczące zmian w podstawie programowej planowane jest na wrzesień. Kiedy wydawnictwa mają przygotować nowy program? Pytań jest wiele, niestety brakuje odpowiedzi. Na szybko da się wszystko zrobić. Tylko czy chcemy zmian szybkich, czy dobrych? - pyta dr Kazimierczyk.
Ekspertka podnosi również, że jej zdaniem wprowadzanie takich zmian w trakcie roku szkolnego jest ryzykowne.
- Zapowiadanie zmian w mediach czy na konferencjach prasowych nie jest dobrą praktyką. Najpierw chcielibyśmy zobaczyć założenia do tego rozporządzenia, analizę problemu, a potem rozmawiać o wprowadzaniu zmian. W kwietniu pedagodzy zaczynają już planować, co będą robić w kolejnym roku szkolnym. Dlatego to nie jest dobry moment na wprowadzanie takich zmian, bo nie będzie czasu, żeby zrozumieć sens tego rozporządzenia - tłumaczy naukowczyni.
Pytam, jak zatem rozwiązać problem nadmiarowych zadań domowych?
- Po pierwsze należy międzyresortowo z udziałem MEN-u i MNiSW podjąć działania w kierunku naprawy kulejącego systemu szkolnictwa wyższego w celu zwiększenia kompetencji przyszłych nauczycieli. Po drugie ministerstwo odpowiedzialne za edukację powinno każdą zmianę opierać o badania. Po trzecie odchudzić podstawę programową w rzeczywistej współpracy z osobami eksperckimi, w szczególności z nauczycielkami i nauczycielami - wylicza Kosmalski.
- Należy zapytać nauczycieli, rodziców i uczniów: które prace domowe są niezbędne, które są potrzebne do powtórzenia i utrwalenia materiału. Nie wyobrażam sobie uczenia angielskiego lub matematyki bez ich zadawania. W jaki sposób mamy się uczyć słówek, jeśli nie będziemy powtarzać ich w domu? Można się też pokusić, by przy pomocy badania sprawdzić z grupą rodziców, które prace domowe ich zdaniem najbardziej obciążają ich dzieci i ich samych. Z taką wiedzą można podejmować konkretne decyzje dotyczące tego, jakie prace domowe nie są rekomendowane. Sam zakaz w edukacji niczego nie rozwiązuje - podsumowuje dr Kazimierczyk.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl