Trwa ładowanie...

Zmiany w systemie orzekania o niepełnosprawności dzieci? Dr Ławicka: "To jest cofnięcie się o 20 lat"

 Katarzyna Gałązkiewicz
06.12.2020 16:12
Zmiany w systemie orzekania o niepełnosprawności dzieci? Dr Ławicka: "To jest cofnięcie się o 20 lat"
Zmiany w systemie orzekania o niepełnosprawności dzieci? Dr Ławicka: "To jest cofnięcie się o 20 lat" (123 rf)

Minister Paweł Wdówik, Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, zapowiedział reformę systemu orzecznictwa o niepełnosprawności. Stwierdził, że mamy w Polsce "ogromną nadreprezentację dzieci z zespołem Aspergera". Rodzice i eksperci mówią krótko: "Ta wypowiedź jest oburzająca. Cofamy się o 20 lat".

1. Rozwiązaniem nowa instytucja?

Dotychczas, aby u dziecka stwierdzono niepełnosprawność, konieczne było posiadanie dwóch orzeczeń - "o niepełnosprawności", wydawanego przez specjalny zespół z Ośrodka Pomocy Rodzinie czy Ośrodka Pomocy Społecznej oraz o "potrzebie kształcenia specjalnego", wydawanego przez poradnie psychologiczno-pedagogiczne.

Minister Paweł Wdówik chce zmian w systemie orzekania. Orzeczenie ma być od teraz tylko jedno, a wydawać ma je powołana na mocy nowej ustawy instytucja zwana Krajowym Centrum Orzecznictwa, która ma zastąpić dotychczasowe komisje.

- Skutek jest taki, że mamy ogromną nadreprezentację dzieci z zespołem Aspergera w stosunku do tego, czego należałoby się spodziewać według danych statystycznych. Równocześnie jest też tak, że w tej chwili orzeczenia wydawane są przez poradnie, które prowadzą samorządy, a pieniądze wypłaca rząd, więc wygodnie jest orzec taką niepełnosprawność, która przynosi więcej pieniędzy, bo to nie samorząd pieniądze wykłada - mówił w czasie wystąpienia w Senacie.

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 2"

Zdaniem Pawła Wdówika problem nadmiaru kosztownych orzeczeń rozwiąże Krajowe Centrum Orzecznictwa, które będzie wydawać jedno orzeczenie dla wszystkich potrzeb danej osoby i "zadba o prawidłowe statystyki".

2. Co na to rodzice?

Joanna Piotrowicz, mama 2 młodych mężczyzn, z których jeden, 20-letni, cierpi na zespół Aspergera, a drugi, 23-letni, na autyzm, podkreśla, że dotychczasowy system orzecznictwa pozostawiał wiele do życzenia, jednak obawia się, że zaproponowane przez ministra Wdówika rozwiązanie, zamiast usprawnić procedurę, sprawi, że najmłodsi tylko na niej ucierpią.

- Przede wszystkim, jako rodzic dzieci ze spektrum, widzę w działaniach rządu wyłącznie troskę o pieniądze. Nie o nasze dzieci. Wszyscy rodzice niepełnosprawnych dzieci są przerażeni zmianami, które od lat idą w coraz gorszym kierunku. Diagnozowanie dzieci pod kątem niepełnosprawności przez niekompetentne osoby jest skandaliczne i nadzwyczaj często nieadekwatne do stanu faktycznego. Większość z nas musi się odwoływać od orzeczeń, często na drodze sądowej - przyznaje pani Joanna i dodaje:

- Naszego syna z zespołem Aspergera diagnozowano dwanaście lat. Jeździliśmy od poradni, do poradni, z badania na badanie. Nie mógł otrzymać odpowiedniego wsparcia w szkole, bo nie miał orzeczenia. A orzeczenia nie można było postawić, bo nikt go nie obserwował na co dzień w przedszkolu i szkole - opisuje kobieta.

Konsekwencje wprowadzenia zmian w orzecznictwie o niepełnosprawności mogą być tragiczne w skutkach
Konsekwencje wprowadzenia zmian w orzecznictwie o niepełnosprawności mogą być tragiczne w skutkach (123 rf)

3. Ograniczenie subwencji ciosem dla dzieci z zespołem Aspergera i autyzmem

Pani Joanna przyznaje, że pomysł ograniczenia subwencji przyznawanych na dzieci z autyzmem i zespołem Aspergera sprawi, że zostaną oni pozbawieni możliwości edukacji. Decyzja będzie więc dramatyczna w skutkach.

- Uczniowie ze spektrum dostają najwyższą subwencję. I jeśli mam być szczera, to czasami jest to jedyny sposób na znalezienie dla nich szkoły. Młodszy syn, ten, którego 12 lat diagnozowano bezskutecznie, trafił do podstawówki z klasami terapeutycznymi. Do szkoły integracyjnej nie przyjęto go, bo nie miał postawionej diagnozy. Diagnozy nie miał postawionej, bo nikt nie mógł go obserwować w normalnym, codziennym funkcjonowaniu. Nie dostał żadnego, podkreślę, żadnego wsparcia. Przez całą podstawówkę, po lekcjach, ponownie w domu przerabiałam z nim cały materiał szkolny, żeby był w stanie cokolwiek zrozumieć - wspomina kobieta.

Na dalszym etapie edukacji było podobnie.

- Po zdiagnozowaniu ZA, w wieku 13 lat, dostał subwencję, za którą szkoła zafundowała mu reedukację i logopedę. Gimnazjum - prywatne, które przyjęło go wyłącznie ze względu na subwencję. Zero wsparcia, zero pomocy. Rodzice na etacie reedukatorów plus terapia zalecana przez orzecznika - prywatnie. Gimnazjum rejonowe - subwencja wykorzystana na indywidualne zajęcia (syn miał orzeczone nauczanie indywidualne włączające, w szkole), reedukację i zajęcia z psychologiem. Liceum - prywatne, ze względu na subwencję przyjęto syna. Bez tego nie miałby szans, bo wymaga indywidualnej pracy. A po zlikwidowaniu przez rząd nauczania indywidualnego włączającego, szkoła musi zorganizować dodatkowe lekcje indywidualne, na które musi mieć środki. Czyli uczeń ze specjalnymi potrzebami, bez subwencji, po prostu ma ogromny problem ze znalezieniem szkoły, w której otrzyma odpowiednie wsparcie. A po zakończeniu obowiązku szkolnego, jest to niemal niemożliwe - twierdzi.

4. Rodzice są zdani sami na siebie

Pani Joanna od 12 lat pracuje jako nauczyciel specjalny. Zna więc środowisko szkolne od podszewki. Kobieta zwraca uwagę na to, że nikt nie kontroluje szkół i tego, na co przekazują środki z subwencji.

- Problem jest również taki, że nie do końca kontrolowane jest przeznaczenie pieniędzy z subwencji. W dwóch szkołach z subwencji naszego syna (i innych uczniów z orzeczeniami) finansowane były np. wymiany okien. A uczniowie nie mieli żadnego wsparcia ani pomocy.

- Dla rodziców ta subwencja to nie jest fanaberia, tylko logopeda, SI, nauczyciel wspomagający, psycholog, zalecane przez orzecznika terapie. Na to szkoła nie ma pieniędzy. Musi je dostać w ramach subwencji - wyjaśnia kobieta.

5. Dr Ławicka: "to jest cofnięcie się o 20 lat"

Pedagożka specjalna i terapeutka pracująca w fundacji "Prodeste" dr Joanna Ławicka w rozmowie z WP Parenting odniosła się do słów Pawła Wdówika, nie szczędząc krytyki.

- Ta wypowiedź, mówiąc krótko, jest oburzająca. Nie wyobrażam sobie, jak człowiek, który ma teoretycznie bronić praw uczniów z różnymi niepełnosprawnościami, czy odmiennościami rozwoju pozwala sobie na tego typu wypowiedź. Tym bardziej że fakty przeczą jego opinii. Pracuję w zespołach diagnostycznych od kilkunastu lat, w tej chwili diagnozujemy rocznie kilkaset osób ze spektrum autyzmu, od niemowląt do osób starszych. Niestety dramatem jest to, że wciąż rozpoznajemy spektrum autyzmu, a w szczególności zespół Aspergera, u nastolatków, co nie powinno mieć miejsca. Powinniśmy diagnozować dzieci, a nie nastolatków czy młodych dorosłych - zauważa dr Ławicka i wskazuje na konsekwencje, z którymi borykają się ci ludzie:

-To oznacza, że osoby te przeszły przez czas swojej edukacji bez wystarczającego wsparcia. Pół biedy, jeżeli miały wsparcie oddolne, ze strony nauczycieli i w rodzinie. Ale to niestety nie jest standard. Raczej jest to sytuacja wyjątkowa. W większości przypadków te dzieciaki dorastają i przechodzą przez system edukacji, doświadczając różnych traum. Gros tych dzieci, nastolatków, które diagnozujemy, jest już po pobytach w szpitalach psychiatrycznych. To są dzieci z myślami samobójczymi lub po próbach samobójczych. Nie z powodu spektrum autyzmu rzecz jasna, tylko z powodu depresji, zaburzeń lękowych i różnego typu problemów wtórnych, które rozwijają w wyniku braku specjalistycznego wsparcia - wyjaśnia terapeutka.

Dr Ławicka podkreśla, że rezygnacja ze wsparcia edukacyjnego dla dzieci ze spektrum autyzmu jest głębokim uwstecznieniem.

- Likwidacja pomocy systemowej, szkolnej, edukacyjnej, oświatowej dla dzieci ze spektrum autyzmu to jest tak naprawdę cofnięcie się o kilkanaście, jak nie 20 lat w zakresie systemowej pomocy dzieciom i młodzieży ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. To powrót do strasznych czasów, w których o tym, czy dziecko przetrwa okres edukacji szkolnej, właściwie stanowiło tylko i wyłącznie szczęście i tzw. "prawo dżungli". Mam nadzieję, że do tej sytuacji nie dojdzie, że rząd się opamięta i że tego typu procedury, które mają na celu ograniczenie wydawanie orzeczeń dzieciom z uwagi na spektrum autyzmu czy też ograniczenie subwencji, nigdy nie dojdą do skutku - mówi ekspertka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze