Wzruszająca historia. W Wenezueli pielęgniarka uratowała głodującą dziewczynkę
Zdjęcie wygłodzonej 2-latki z Wenezueli wstrząsnęło światem. Dziecko otrzymało pomoc pielęgniarki, która na własny koszt zorganizowała żywność, leki i suplementy dla dziecka. Oto poruszająca relacja z pogrążonej w kryzysie Wenezueli.
1. Dramat 2-latki i pomoc pielęgniarki
Zdjęcie dziewczynki, która leży w samej pieluszce i rozdzierająco płacze, stało się symbolem wenezuelskiego kryzysu. Fotografię autorstwa Meridith Kohut, przedstawiająca 2-letnią Anailin Nava opublikowano w "New York Times".
Wstrząśnięta tą sytuacją pielęgniarka Fabiola Molero autostopem ruszyła z paczką żywności i leków dla dziecka. Zdrowe jedzenie czy podstawowe farmaceutyki są poza zasięgiem obywateli wyspy Toas, skąd pochodzi 2-latka.
Dawniej był tu turystyczny raj. Dziś większość mieszkańców realnie boryka się z głodem. Co pięć miesięcy na wyspę trafiają racje żywnościowe od rządu. Wystarczają na tydzień. Bez turystyki mieszkańcy nie mają żadnych dochodów.
Pielęgniarka Fabiola Molero przyznała, że dziewczynka waży o połowę mniej, niż zdrowe dzieci w tym wieku. Przed przybyciem Fabioli z jedzeniem, rodzina karmiła dziecko tylko raz dziennie.
Anailin Nava była żywiona niekiedy samym ryżem lub porcją mąki kukurydzianej. Matka bała się, że maleństwo umrze. Dziś dziecko odzyskało humor i powoli odzyskuje siły. Będzie wymagać specjalistycznych konsultacji, ale musi się wzmocnić, aby móc odbyć podróż do placówki medycznej.
Fabiola Molero podkreśla, że dziecko cierpi na problemy neurologiczne, ma niekontrolowane skurcze mięśni i zaburzenia trawienia. To pogarszało sukcesywnie jej stan zdrowia.
2. Tragiczna sytuacja na wenezuelskiej wyspie
Inni ludzie na Toas również cierpią z powodu braku dostępu do leków. Lokalne szpitale i kliniki nie są w ogóle zaopatrywane w środki medyczne, nawet te służace do pierwszej pomocy.
Turyści, dawniej wspierający lokalną gospodarkę, przestali odwiedzać Toas na morzu karaibskim, m.in. z powodu przerw w dostawach prądu i problemów z zasięgiem sieci telefonii komórkowej.
Fabiola Molero spotkała się również z innymi dziećmi. Dziesięcioro oceniła jako niedożywione. Część cierpiała na problemy skórne. To efekt słabego odsalania wody na wyspie. Planowana jest kolejna wizyta wolontariuszy, aby nieść pomoc i suplementy dla większej grupy dzieci na Toas.
- Nie jest to efekt aktualnych sankcji gospodarczych - takie informacje płyną z Wenezueli. To proces, który trwa od lat. Jest ogromny problem ze służbą zdrowia. Powszechne są sytuacje, że pacjenci sami muszą przywozić swoje leki. Dostają w szpitalu tylko łóżko i pomoc medyczną. Są problemy nawet z najprostszymi środkami farmakologicznymi. Nawet chorzy na raka muszą sami organizować sobie leki, bo nic nie ma. To jest dramat - podkreśla dla WP parenting osoba przebywająca aktualnie w Wenezueli.
3. Kryzys w Wenezueli
Wenezuela jeszcze niedawno była turystycznym rajem. Krajobrazy na wyspach i na karaibskim wybrzeżu wyglądały jak z bajki. Najwyższy na świecie wodospad Salto Angel i lokalna bujna roślinność zachwycały turystów. Do czasu.
Od kilku lat sytuacja gospodarcza w Wenezueli drastycznie się pogarsza. Szaleje inflacja, w polityce - coraz wyraźniejszy rozłam.
- Najniższa pensja wynosi 15 tys. boliwarów. Paczka papierosów kosztuje 14 tys. Myślę, że to obrazuje skalę kryzysu. Czarny rynek ma się świetnie. Żeby dostać produkty spożywcze lub inne środki codziennego użytku, trzeba kombinować. Kolejki są wszędzie. Kryzys jest ogromny. Największe dramaty dzieją się w szpitalach. Lekarze mówią, że to trwa już dłuższy czas - podkreśla nasz rozmówca i dodaje, że osoby zamożne korzystają z prywatnych placówek medycznych, w których sytuacja jest korzystniejsza.
Fabiola Molero zwróciła uwagę, że brakuje tam nawet mleka dla niemowląt. Mówi się o konieczności ingerencji Stanów Zjednoczonych, ale większość obywateli obawia się wówczas dalszej destabilizacji.
- Jest duże rozwarstwienie społeczne. Klasa średnia przestała istnieć. Ludzie pogrążają się w ubóstwie. Ale zamożni Wenezuelczycy normalnie funkcjonują - dowiadujemy się od naszego rozmówcy.
Dochodzi do konfliktów, w których bywają ranni i zabici. - Znajomy widział chłopaka, który w zamieszkach został zraniony w twarz. Szpital państwowy nie mógł nic zrobić, bo nie mieli nic, żeby go opatrzeć. Nie mieli nawet prądu. Znajomy na swój koszt zawiózł rannego do prywatnej kliniki. Tam jedyne, co mogli zrobić, to przemyć mu twarz - dodaje osoba przebywająca w Wenezueli.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl