Trwa ładowanie...

Robert chce się wymknąć statystykom. "Dają mi 15 miesięcy życia"

 Anna Klimczyk
Anna Klimczyk 23.04.2023 12:48
Robert chce wymknąć się statystykom
Robert chce wymknąć się statystykom (arch. prywatne)

Świat Roberta zawalił się w styczniu 2023 r. To wtedy mężczyzna dowiedział się, że choruje na glejaka wielopostaciowego czwartego stopnia. Statystyki dają mu 15 miesięcy życia, a w domu czeka na niego żona i trójka dzieci. - Rodzic zawsze planuje wychowanie potomków. Zastanawia się, co będzie za 20, 30 lat. Ja myślę o roku - przyznaje 42-latek.

spis treści

1. Ból, który nie pozwalał funkcjonować

"Jestem Robert. Mam 42 lata. Mam troje małych dzieci. Mam pracę, którą lubię. Mam pasję - piłkę nożną. Niestety mam też złośliwego glejaka czwartego stopnia" - czytamy w opisie zbiórki Roberta Pirosza na stronie Fundacji Rakiety.

- Przez lata myślałem, że jestem migrenowcem. Co kilka dni musiałem brać proszki na ból głowy. Jednak teraz już wiem, że ten ból to mógł być pierwszy objaw raka. Lekarz powiedział, że mój guz rozwijał się minimum osiem lat - mówi w rozmowie z WP Parenting Robert.

W grudniu 2022 r. bóle głowy stały się tak intensywne, że leki przestały je łagodzić.

- Pracuję jako kierownik produkcji w telewizji. Grudzień to najintensywniejszy czas w roku. W zapchanym po brzegi kalendarzu nie znalazłem miejsca na wizytę u lekarza. Jednak ból głowy nie pozwalał mi już funkcjonować. Nie mogłem nawet zajmować się dziećmi. 13 stycznia babcia namówiła mnie na wizytę u internisty. Trzy dni później czekałem już w poczekalni szpitala Bielańskiego na rezonans - wspomina mężczyzna.

Robert Pirosz z córką
Robert Pirosz z córką (arch. prywatne)

16 stycznia 2023 r. - tego dnia zaczęła się walka o zdrowie Roberta.

- Wróciłem do domu i miałem czekać na konsultację. Jednak jeszcze tej samej nocy trafiłem do szpitala. Okazało się, że mam czterocentymetrowego guza w lewym płacie czołowym i tak duży obrzęk mózgu, że według lekarzy mogłem nie przeżyć nocy. Przyjęli mnie na oddział, dostałem sterydy. Niestety lekarze nie zdecydowali się na przeprowadzenie operacji - opowiada.

2. Podczas operacji rozwiązywał krzyżówki

Dwa dni później Robert został przeniesiony do szpitala MSWiA, w którym 30 stycznia lekarze dokonali cudu.

- Mimo trudnej lokalizacji guza wycięli go w całości. Operacja była bardzo ciekawa. Na sali ja i dwudziestu lekarzy. Przez cały zabieg byłem świadomy, rozwiązywałem testy, krzyżówki, rozmawiałem z medykami. Dzięki temu nadal mówię i nie mam niedowładu. Lekarze wysłali zmianę do badań histopatologicznych - relacjonuje 42-latek.

A potem przyszły wyniki.

- Badania wykazały, że mam glejaka. Najgorszego z możliwych - wielopostaciowego czwartego stopnia. Okazało się, że operacja to promil w morzu tego, co mnie czeka. Nawet przy zastosowaniu leczenia operacyjnego, radioterapii i chemioterapii statystyki dają mi 15 miesięcy życia. Lekarze stwierdzili, że leczenie to odsuwanie problemu w czasie. Wtedy zrozumieliśmy, że musimy szukać pomocy poza granicami kraju - wyjaśnia Robert.

Robert Pirosz
Robert Pirosz (siepomaga.pl)

3. Kosztowne leczenie

Szansą jest immunoterapia.

- 26 kwietnia kończę standardowe w przypadku glejaka leczenie - radioterapię i chemioterapię. Potem miesiąc przerwy. A następnie sześć miesięcy samej chemioterapii. Chciałbym skorzystać z immunoterapii, która zwiększa moje szanse na dłuższe życie. Mój przypadek jest konsultowany w dwóch klinikach: Immun-Onkologisches Zentrum w Kolonii oraz Universitätsspital w Zurychu. Niestety bez względu na wybór placówki koszty leczenia są ogromne. Musimy zebrać ponad 300 tys. zł. Dlatego założyliśmy zbiórkę. Aby terapia zadziałała, muszę rozpocząć leczenie pod koniec maja - mówi mężczyzna.

W domu na Roberta czeka żona i trójka dzieci.

- Walczę dla nich. Kornel ma pięć lat, Jeremi niespełna dwa, a pięć miesięcy temu na świecie pojawiła się Nina. Wymarzona córeczka. Najgorszy był czas zaraz po operacji. Nie chciałem być czwartym dzieckiem w domu. Po wyjściu ze szpitala wprowadziłem się do mojej babci. Jej dom znajduje się 200 metrów od naszego mieszkania - wspomina.

Robert Pirosz z synem
Robert Pirosz z synem (arch. prywatne)

Przez pierwsze tygodnie dzieci codziennie odwiedzały Roberta.

- Mogłem się nimi zająć godzinę, dwie, a potem cztery, pięć odpoczywałem. Kornel nie znosił widoku mojej głowy. Nawet nie chciał na mnie patrzeć. Jeremi cały czas mówił - "tata ma coś na głowie" i pokazywał na moją ranę - relacjonuje mężczyzna, który przyznaje, że ograniczenie kontaktu z dziećmi było dla niego bardzo trudne.

4. "Nie czytam i nie pytam"

Robert całe życie pomagał innym. Teraz czuje, że dobro do niego wraca.

- Z najstarszym synem jesteśmy wolontariuszami w schronisku w Pruszkowie. Bardzo nam brakuje spotkań ze zwierzętami. Po zakończeniu leczenia zamierzamy do tego wrócić. Mam niesamowite wsparcie w rodzinie i przyjaciołach. Wszyscy zaangażowali się w akcję ratowania mojego zdrowia. Wbrew pozorom ta choroba dużo mi dała. Poprawiła relacje, zmieniła moje podejście do pracy. Kiedyś nawet nie myślałem o urlopie - wyjaśnia.

Zobacz film: "Matka ocaliła życie dziecka dzięki informacjom z sieci"

Ale również wiele zabrała...

- Rak odebrał mi siłę, sprawność i pewność siebie. Jestem facetem, który od najmłodszych lat pracuje. Zawsze zależało mi na niezależności. A teraz ja muszę prosić o pomoc. To dla mnie trudne. Na początku czułem nawet wstyd. Ale zrozumiałem, że są momenty, w których nie poradzimy sobie bez wsparcia innych. Podejrzewam, że może już nigdy nie odzyskam formy fizycznej, którą miałem. Ze sportem trochę wyhamuję, ale chcę tylko móc zajmować się dziećmi i zapewnić im bezpieczeństwo.

Robert przyznaje, że jest wiele momentów w ciągu dnia, gdy patrzy na swoje pociechy i się rozkleja.

- Wiem, że one to widzą. Rodzic zawsze planuje wychowanie potomków. Zastanawia się, co będzie za 20, 30 lat. Ja myślę o roku. Gdyby moje leczenie się nie powidło - a muszę zakładać taką możliwość - to wiem, że moja żona i dzieci sobie poradzą. Gorzej z moją mamą i babcią, dla których jestem oczkiem w głowie - przyznaje.

Robert chce się wymknąć statystykom
Robert chce się wymknąć statystykom (arch. prywatne)

42-latek ma kilka zasad, którymi kieruje się w swojej walce o zdrowie.

- Po pierwsze nie czytam o chorobie. Dzięki temu mniej się denerwuje. Moi bliscy trzymają za to rękę na pulsie. Informują mnie o kolejnych krokach w leczeniu, szukają nowych terapii. W centrum radiologii śmieją się ze mnie, że nie zachowuje się jak pacjent. Ja tam przychodzę z radością i nadzieją. Chorobę traktuję jak lekcję - podsumowuje.

Jeśli chcesz wesprzeć Roberta w walce o zdrowie, możesz zrobić to TUTAJ.

Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze