Poszukiwacze Skarbów (recenzja)
W „Poszukiwaczy Skarbów” gra się w trzy, cztery lub pięć osób. Zwracam na to uwagę, ponieważ któregoś wieczora chciałam zagrać z mężem, a tu niespodzianka - we dwójkę grać się nie da. Z drugiej strony przy tej grze rodzina się integruje. Ponieważ nasze pociechy są jeszcze zbyt małe by zasiąść przy planszy "Poszukiwaczy Skarbów" (gracze muszą umieć liczyć), kolejny raz do gry zasiedliśmy z dorosłymi krewnymi.
Celem w "Poszukiwaczach Skarbów;", jak w wielu grach tego typu, jest zdobycie jak największej gotówki.
Sposobów na to jest kilka. Pieniądze można gromadzić sprzedając wyłowione z zatopionych wraków lub skradzione innym graczom skarby albo zarobić, wynajmując turystom żaglówki. Ta ostatnia metoda jest najprostsza, a jednocześnie zupełnie bezpieczna. Jednak turyści nie są zbyt hojni i fortuny dzięki nim w tej grze nie zbijemy. Każdy inny sposób daje znacznie większe szanse na zdobycie pieniędzy, ale jednocześnie wiąże się też z mniejszym lub większym ryzykiem. Jakim? W zatopionych statkach kryją się morskie potwory, które mogą pozbawić życia wynajętych przez nas nurków.
Ponadto koszt wynajęcia takiego nurka oraz zakupu odpowiedniego sprzętu dla niego może być wyższy, niż wartość skarbów, jakie wyłowi. Ryzykujemy nawet wtedy, gdy zlecamy rabusiom okradzenie współgracza. Opłata dla złodzieja może się też okazać większa, niż wartość łupu, jaki nam przyniesie.
Każda z opisanych czynności zajmuje oczywiście jakiś czas. A nie można jednocześnie pływać żaglówką z turystami, wynajmować rabusiów, wyławiać z pomocą nurków skarbów, handlować posiadanymi już bogactwami na targu, czy przesiadywać w karczmie, w której od starego marynarza dowiedzieć się można, gdzie grasują morskie potwory. Na rano i wieczór każdego z 10 "dni" gry, wybieramy tylko jedną z dostępnych czynności. Wybór, a także kolejność podejmowanych działań, należy dokładnie przemyśleć. Nie ma bowiem większego sensu, np. udanie się z pustymi rękoma na targ, gdzie sprzedaje się skarby albo bez pieniędzy do tawerny, w której wynająć można nurka czy złodzieja.
Warto też dodać, że w zatopionych na różnych głębokościach wrakach, znaleźć można skarby o różnej wartości (zasadniczo im głębiej, tym są one bardziej drogocenne). Ceny posiadanych przez nas bogactw wahają się w zależności od aktualnej podaży (czyli liczby graczy, którzy w danej chwili zjawili się na targu). Podobnie jest z cenami sprzętu dla nurków, który jest dostępny w sklepie "u Morskiego Wilka". Ponadto turyści za możliwość popływania żaglówką po zatoce płacą mniej w dni powszednie, a nieco więcej w weekendy. Wszystkie te czynniki - a także wiele innych - trzeba brać pod uwagę wyznaczając sobie plan każdego z 10 kolejnych "dni" gry.
Choć opisane pobieżnie zasady mogą się początkowo wydawać zawiłe (gdy czytaliśmy je na głos przed pierwszą grą, nie ogarniałam od razu wszystkich kolejnych prawideł), to w praktyce okazały się zupełnie czytelne.
Jak już wspomniałam, gra jest przeznaczona dla trzech, czterech lub pięciu osób. Rozgrywkę każdego kolejnego "dnia" rozpoczynają kolejni gracze (pierwszego "dnia" pierwszy, drugiego - drugi itd.). Jest to istotne szczególnie wtedy, gdy gra ma się ku końcowi. Skarbów pozostałych do wyłowienia jest bowiem coraz mniej, co rozpoczynającego grę danego "dnia" stawia w uprzywilejowanej pozycji. Dobrze byłoby więc, gdyby każdy z graczy był tym pierwszym tyle samo razy w całej grze. Tak jednak jest tylko wówczas, gdy gra pięć osób. Jeśli jest ich mniej, część grających jest znajduje się w lepszej, a część w gorszej sytuacji.
Dla zaawansowanych graczy przeznaczony jest jej rozszerzony wariant, w którym stosuje się dodatkowe karty. Ponieważ jednak wciąż jesteśmy graczami początkującymi, opis możliwości, jakie daje rozszerzona wersja gry, będziemy mogli zamiesić dopiero za jakiś czas. Jednak już w podstawowej wersji "Poszukiwacze…" są dobrą zabawą, i to nie tylko na zimowe wieczory. Na pełną ocenę w skali 1 do 6 będę mogła pozwolić sobie, gdy zapoznam się z wersją rozszerzoną.
Elementy gry (zarówno plansza, jak i pozostałe części) wykonane są solidnie. Pudełko z czterema przegródkami pozwala na posortowanie po grze poszczególnych jej elementów. Minusem jest natomiast to, że stosy kart, oznaczających wraki, układa się tylko w jednej części planszy. Ich zagęszczenie i to, że mają dość śliską powierzchnię sprawia, że mogą się przesuwać, co (szczególnie dla graczy znajdujących się w trudniejszej sytuacji niż pozostali) może być denerwujące. Korzystniej byłoby zapewne rozmieścić stosy tych kart w większych odległościach od siebie.