Ojciec myślał, że nie przeżyje po wypadku. Leżąc we wraku auta wysłał do swojej rodziny wzruszające pożegnanie
To miał być zwykły poranek dla 47-letniego Nicka Copsona, ale w drodze do pracy doszło do potwornego wypadku. Mężczyzna doznał licznych załamań i obrażeń wewnętrznych. Kiedy leżał we wraku samochodu, myśląc, że niedługo umrze, postanowił nagrać wzruszające pożegnanie dla swojej rodziny.
1. Wypadek samochodowy
Brytyjczyk Nick Copson miał 47 lat, kiedy doszło do potwornego wypadku samochodowego. Jego auto zderzyło się czołowo z innym samochodem. Nick odniósł ciężkie urazy nóg, miał złamane żebra, obojczyk oraz przerwany rdzeń kręgowy.
Z miejsca wypadku był transportowany do szpitala helikopterem. Jak później przyznali ratownicy, byli przekonani, że z takimi obrażeniami Nick nie wyjdzie z wypadku żywy.
Nikki, żona 47-latka akurat była w drodze na wizytę do lekarza rodzinnego. Jak wspomina, poczuła przepływ mdłości, kiedy usłyszała, że komórkę męża odbiera policjantka.
"Wiedziałem, że jest źle - wpomina Nikki. - Zapytałam tylko: czy on nie żyje? Policjantka wyjaśniła mi, że mąż miał poważny wypadek samochodowy i został przewieziony drogą lotniczą do szpitala" - opowiada.
2. Ostatnie pożegnanie
Zanim jednak nadeszła pomoc, Nick znalazł w sobie siłę, by powiedzieć swojej rodzinie, jak bardzo ich kocha. Uznał bowiem, że to "ostatnia szansa" na pożegnanie. Więc leżąc we wraku samochodu sięgnął po telefon i nagrał wiadomość do Nikki ich 21-letniego syna Connora.
"Wiedziałem, że mogę nie przeżyć i po prostu pomyślałem: nie mogę opuścić planety bez pożegnania. Myślę, że każdy by to zrobił, gdyby miał taką szansę. Po prostu musiałem przekazać im wiadomość o tym, jak bardzo ich kocham" - wspomina Nick.
Nick przed wypadkiem był wielokrotnie nagradzanym szefem kuchni. Został wyróżniony przez Jamiego Olivera za pracę nad zdrowym żywieniem dla dzieci w wieku szkolnym.
3. Zakażenie koronawirusem w ośrodku
Lekarze musieli wprowadzić Nicka w stan śpiączki farmakologicznej. 47-latek stanął w obliczu paraliżu od klatki piersiowej w dół z powodu urazów kręgosłupa, sepsy, poważnego uszkodzenia płuc. Sześć dni po wypadku przeszedł poważną operację kręgosłupa, podczas której lekarze musieli go trzykrotnie reanimować. Następne 20 miesięcy Nick spędził w szpitalu lub placówkach rehabilitujących.
Żona stale była u jego boku. Jak wspomina Nikki, całe jej życie wywróciło się do góry nogami.
"Mąż stracił jedną nogę, a miesiąc później drugą, miał sepsę, niewydolność wielonarządową, krytyczne obrażenia płuc. Był tak bliski śmierci, jak tylko można. Jego ciśnienie krwi było tak niskie po wypadku, że lekarze po prostu nie wierzyli, że mu się uda" - wspomina Nikki.
Kiedy Nick już był w ośrodku rehabilitującym, zakaził się koronawirusem. Zdiagnozowano u niego COVID-19. Nikki również wykazywała objawy choroby. Na szczęście oboje wyzdrowieli i Nick mógł wrócić do domu. Sami lekarze przyznają, że to cud, że przeżył wypadek i tak dobrze funkcjonuje.
"Powrót do domu to ogromny krok. To dla mnie to kamień milowy, ponieważ mogę spędzać z rodziną więcej czasu, a także prowadzić nowe, normalne życie. Moja żona była i nadal jest moją opoką, zawsze przy mnie, każdego dnia" - mówi Nick.
Zobacz również: Bejrut. 3-letnia dziewczynka zmarła z powodu obrażeń. Wybuch w dosłownie wyrwał ją z ramion matki
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl