Odwiedzają groby dzieci codziennie. Matki mówią, co sądzą o zamknięciu cmentarzy
Przeżyły śmierć własnych dzieci. Groby synów i córek odwiedzają niemal codziennie. Na znak pamięci i żeby dodać sobie otuchy. Rząd zabrał im możliwość spotkania z nimi we Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny. Matki mówią, co sądzą o zamknięciu cmentarzy.
1. Zamknięcie cmentarzy na okres Wszystkich Świętych
30 października rząd ogłosił decyzję o zamknięciu cmentarzy na 3 dni - w tym dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki - by uniknąć gromadzenia się w dużych grupach. Powód? Dynamicznie zmieniająca się sytuacja epidemiologiczna.
"Za wszelką cenę chcemy odsunąć wizję całkowitego zamknięcia gospodarki. Podejmujemy kolejne kroki w celu zmniejszenia przyrostu zachorowań. W walce z koronawirusem musimy ograniczyć mobilność społeczną i przestrzegać zasad bezpieczeństwa" - czytamy na rządowej stronie internetowej.
Decyzja ta spotkała się ze sprzeciwem i rozczarowaniem matek, których dzieci nie żyją. Kobiety odwiedzają ich groby niemal codziennie. Zaduszki i święto Wszystkich Świętych to dla nich szczególny czas, którego nie wyobrażają sobie spędzić bez wizyty na cmentarzu, bez zapalenia znicza i bez chwili milczenia przy pomniku zmarłego dziecka.
2. Matki o decyzji ws. cmentarzy
Pani Marlena Lipka, mama Tymona, który żył zaledwie 3,5 miesiąca, na wieść o zamknięciu cmentarzy przepłakała piątkowy wieczór. Po pogrzebie odwiedzała grób syna nawet kilka razy dziennie.
- Byłam zła. "Jak to zamknięty? Nie będę mogła pójść i zapalić znicza?!" - myślałam. Wielka rozpacz, nie mogłam sobie z tym poradzić. W piątek pojechaliśmy na cmentarz, długo siedzieliśmy u Tymcia. Jak wróciłam, było mi przykro - relacjonuje w rozmowie z WP parenting.
Dla pani Marleny decyzja rządu jest bolesna tym bardziej, że pobyt chłopca w szpitalu przypadł na początek pandemii i zakaz odwiedzin w tych placówkach. Tymon zmarł 12 kwietnia. O zgonie rodzice dowiedzieli się telefonicznie. Po wielu prośbach dostali zgodę, by się z nim pożegnać. Mieli na to pół godziny.
Ciąża pani Marleny rozwijała się prawidłowo do 26. tygodnia. Wtedy nastąpiło cesarskie cięcie z powodu zespołu HELLP, który cechuje się anemią, uszkodzeniem wątroby i małopłytkowością. Występuje bardzo rzadko - raz na 1000 ciąż. Przyczyny tego powikłania położniczego nie są znane.
- Lekarze ratowali moje życie. Niestety Tymcio miał hipotrofię. Ważył 490 gramów, był skrajnym wcześniakiem. Za tym idą różne choroby: wylewy do mózgu, nierozwinięte narządy, zapalenie jelit i dużo, dużo więcej… - wspomina.
Reakcja Joanny Koguciuk na wieść o zamknięciu cmentarzy jest podobna do opinii pani Marleny:
- Byłam bardzo zła i zdenerwowana, ponieważ skumulowało się ostatnio wiele trudnych wydarzeń i wspomnień. Dokładnie pół roku temu straciłam dwie córeczki, bliźniaczki, więc jest to dla mnie jeszcze bardziej bolesne. Przepłakałam pół wieczoru, ciężko jest mi to wszystko zrozumieć.
Pani Joanna uważa, że pamięć o bliskich można wyrażać odwiedzając groby nie tylko w pierwsze dni listopada, ale chodzi o coś innego.
- To taki szczególny czas, który poświęca się na wspomnienie bliskich zmarłych, zapalenie symbolicznego światła, czas emocjonalnie bardzo trudny, a zarazem bardzo potrzebny - stwierdza w rozmowie z WP parenting.
Joanna Koguciuk uważa, że decyzja o zamknięciu miejsca spoczynku "nie miała żadnego sensu z tego względu, że ludzie i tak wyruszyli w piątek tłumami na cmentarze".
- Jeżeli to miało mieć na celu ochronę społeczeństwa przed wirusem, myślę, że taką informację powinno się podać dużo wcześniej - twierdzi. Sama odwiedziła grób córek z potrzeby serca wraz z mężem ponownie w piątek wieczorem, mimo że w ciągu dnia była na cmentarzu, by uporządkować pomnik.
Ciąża mnoga pani Joanny była ciążą wysokiego ryzyka ze względu na jedno łożysko. Wyniki badań były w porządku, dziewczynki dobrze rozwijały się do 22. tygodnia, nie było dużych różnic między bliźniaczkami. Dwa tygodnie później sytuacja stała się tragiczna.
- Lekarz wykonujący USG prawie płakał, gdy przekazywał mi informacje. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Okazało się, że to TTTS, czyli ostry zespół przetoczenia pomiędzy płodami, najgorsze powikłanie ciąży mnogiej.
W krótkim czasie stan dziewczynek bardzo się pogorszył, więc podjęto decyzję o rozwiązaniu. Nie było szans na ich uratowanie, a życie pani Joanny było zagrożone. Kobieta do końca miała nadzieję, że to tylko zły sen i wszystko będzie dobrze.
- Nie było, nie jest i nie będzie, pomimo że mamy w domu prawie 2-letnią córeczkę - przyznaje ze smutkiem.
Martyna Chęcińska, która straciła dziecko w 15. tygodniu ciąży, w rozmowie z WP parenting, podobnie do pani Joanny, twierdzi, że "decyzja rządu jest bez sensu, ponieważ ludzie zaczęli zaraz po niej jeździć na cmentarze, żeby zdążyć być przy swoich bliskich, więc i tak były tłumy".
Dla pani Martyny dzień Wszystkich Świętych wiąże się z silnymi emocjami i wieloma wspomnieniami.
- Nie wyobrażam sobie nie pójść w tym dniu na cmentarz do synka, za którym tęsknię i myślę o nim każdego dnia. Dla mnie to znak, że z mężem o nim pamiętamy. Rząd nie powinien nam tego zabraniać. Nie powinien zamykać cmentarzy... Byłam w piątek u synka, ale niektórzy rodzice pracują, chcieli w sobotę pojechać posprzątać i zapalić świeczkę, posiedzieć przy swoim dziecku w ciszy, ale nie mogą, bo rząd ma swoje wymysły - mówi, nie kryjąc oburzenia.
3. "Nikt nam nie zabroni spotkać się z dziećmi"
Na pytanie WP parenting o to, czy mimo zakazu wybierze się na cmentarz do synka, Martyna Chęcińska przyznaje:
- Sądzę, że będę chciała. Nikt nam nie zabroni spotkać się z dziećmi. To, że nie żyją, nie znaczy, że nie są nasze. One są z nami cały czas w naszych sercach, a odwiedzanie ich ma cmentarzu dodaje otuchy.
Syn pani Martyny zmarł w 4. miesiącu ciąży. Lekarze wykryli u niego śmiertelną wadę genetyczną - bezczaszkowie z bezmózgowiem.
- Rodziłam kilkanaście godzin. Nasz synek był taki malutki i bezbronny, a już od pierwszych dni życia pod moim serduszkiem cierpiał z bólu, ponieważ wody płodowe naciskały na mięśnie głowy - wspomina.
Ciąża pani Martyny mogłaby się utrzymać maksymalnie do 6. miesiąca. Przez te tygodnie dziecko rozwijałoby się w brzuchu i coraz bardziej cierpiało. Zagrożone było też jej życie. W każdej chwili mogła dostać krwotoku.
- Co by było, gdybym go dostała i nie otrzymała pomocy na czas?! Mój mąż i najstarszy syn zostaliby sami. W tym momencie (Strajk Kobiet, decyzja TK w sprawie aborcji - przyp. red.) wszystko wraca... To jak dowiedziałam się, że synek jest chory, szpital, poród i pogrzeb... To nie jest tak, że lekarz stwierdzi, że trzeba zakończyć ciążę i idziesz na drugi dzień do szpitala. Trzeba przejść przez proces. Jest genetyk sądowy, później jeszcze jeden lekarz. Wszystko od diagnozy do pójścia do szpitala trwa 3 tygodnie. Życzę wszystkim, aby nigdy nie byli w takiej sytuacji jak rodziny, które straciły dzieci.
Pani Marlena Lipka też odwiedzi grób syna w dniu Wszystkich Świętych i Zaduszki, tak jak to robiła do tej pory
- Mąż często powtarzał: "Teraz już możemy go odwiedzać, kiedy chcemy. Tu nikt nie zabroni nam przyjść". Po decyzji premiera już wzięłam się w garść i powiedziałam sobie, że i tak pójdę na cmentarz. Codziennie chodzę i nie będę się podporządkowywać "widzimisię" rządu - zapowiada pani Marlena, mama Tymona.