Mąż kibic
O matko! Zaczęło się! Przed nami miesiąc walki o pilota i miesiąc braku kontaktu domowego faceta z najbliższym otoczeniem. Mundialu czas nastał! Panowie, którzy na co dzień są raczej mało sportowi, teraz nie dają się od TV oderwać. Swoją drogą, mają mało absorbujący fizycznie sposób na uprawianie sportu – dresik, zimne piwko, coś na ząb, kumple obok, duuuży ekran i cała reszta traci na znaczeniu. Nawet film akcji tak ich nie angażuje.
1. Sytuacja w domu w trakcie Mundialu
W czasie takiej imprezy i my, kobiety, jakby schodzimy na dalszy plan. Zauważane jesteśmy, gdy należy uzupełnić braki w „zestawie podręcznym”, (chociaż panowie, o dziwo, w tym wypadku ograniczają potrzeby do minimum i potrafią sami się zorganizować!). Największą uwagę przykuwamy, gdy w ten czy inny sposób zakłócamy odbiór płynących z ekranu silnych wrażeń.
To, że jesteśmy ignorowane to jedno, a drugie to to, że zostajemy odcięte od możliwości decydowania, co chciałybyśmy zobaczyć. Niby mecze są max 3 razy dziennie i tylko na kilku kanałach, ale przecież są powtórki! I żeby nasza drużyna narodowa, chociaż jeden mecz w nich zagrała! Nie gra, a oni i tak oglądają z zapartym tchem zmagania Ghany z Hondurasem… fascynujące.
2. Jak się zachować w czasie mistrzostw?
Możemy iść w dramatyczne pozy. Odegrać godną Oskarów scenę, pt. ja albo football! Radzę tylko najpierw dobrze ten krok przemyśleć. Zawsze istnieje ryzyko, że wybierze nie nas. Co wtedy? Głupio rzucać słowa na wiatr. Głupio też rzucać, w gruncie rzeczy, porządnego faceta, tylko dlatego, że raz na jakiś czas ze sportem „poflirtuje”. Zatem odrobina refleksji przed wyrzuceniem walizek przez okno wskazana.
Możemy dokonać heroicznego wysiłku i wespół w zespół z naszym domowym sportowcem kibicować. Trzeba się tylko upewnić, że On ma na to ochotę. On i Koledzy jego (ci, co nachodzą nasze domostwo). Jeżeli chcemy uniknąć ewentualnej „burzy z gradobiciem”, przypomnijmy sobie wszystko, co o „nodze” wiemy, i nie zadawajmy tego samego pytania więcej niż raz. Panowie nie rozumieją, czemu my nie rozumiemy, o co chodzi w „spalonym”.
Niestety, nie wykazują (kompletnie nie wiem czemu!) chęci tłumaczenia tej kwestii przy każdej okazji w trakcie meczu. Szczególnie, jeśli to finał. Najlepiej kątem oka obserwować reakcje pana naszego i z wrodzoną subtelnością powielać je. Może da się nabrać, nie pogoni nas do kuchni… a może nawet się wciągniemy? Wtedy razem, przy zimnym piwie i orzeszkach będziemy falę meksykańską robić i krzyczeć "sędzia kalosz" wyzywać. Możemy „rozproszyć” mężczyznę naszego wdziękami naszymi.
Stopień skuteczności metody zależy głównie od rangi meczu. Niestety, możemy się nie przebić i efektu nie osiągniemy. Zatem odradzam, co by we frustracje ewentualnie nie popaść. Możemy wydelegować sportowca do kumpli sportowców. Pilot wtedy nasz, tylko żeby chłopinie w nawyk to przesiadywanie u kumpli nie weszło.
Możemy wyjść z domu. Kino, kawiarnia, zakupy, Spa, spotkania z „psiapsiółkami”. Jednym słowem, możemy poświęcić czas na własne przyjemności. Pan, na maksa zaangażowany w świat Mundialu, nawet wyciągu z konta dokładnie nie obejrzy. Nie będziemy sobie wzajemnie przeszkadzać, nadrobimy własne zaległości towarzyskie, przeczytamy książki, na które czasu nie było, zobaczymy filmy, na które on nie chciał nawet jednym okiem zerknąć. Musimy tylko trzymać rękę na pulsie, żeby pod nieobecność naszą się nam zbytnio chłopię nie rozpasało z nadmiaru swobody.
Możemy jeszcze jedno – zaakceptować stan rzeczy. Niech ogląda. Niech krzyczy. Niech spotyka się z kumplami. To tylko miesiąc. Później znów będzie „nasz”. Znów będzie chciał obiadek, kawę, kolację i… żebyśmy GO „rozpraszały”. Znów, gdy przyśnie oglądając „pasjonujący” program publicystyczny, będziemy mogły przejąć pilota i szaleć po kanałach, ile dusza zapragnie. Jesteśmy przecież dzielne i potrafimy się zorganizować, a on… on będzie nami zachwycony.