Mama wraca do pracy - jak podjąć decyzję?
Jest matką i jej świat zawirował o 360 stopni. Przez ostatnie dziewięć miesięcy rozmawia: o laktacji, pieluchach, worach pod oczami (żaden korektor nie przykrywa), treningu nocnym, (którego nie umie przeprowadzić), strachu przed rotawirusem (synek przyjaciółki ma), sąsiadce, która ma ładniejszy wózek (dlaczego sama kupiła przez Internet?), mężu, który ją denerwuje, bo wychodzi do pracy, a ona nie.
No właśnie. Ona nie. Dlaczego?
Powodów, dla których mama ma trudności z powrotem do pracy, jest wiele. Oto niektóre z nich:
Po pierwsze: nie wie, czy to dobry moment, by zostawić dziecko. Czy nie wpłynie to niekorzystnie na jego rozwój.
Wiele kobiet próbuje znaleźć idealny czas na powrót do pracy. Nie wiem, czy taki w ogóle istnieje, bo każde dziecko chciałoby być z rodzicem jak najdłużej (może oprócz nastolatka). Przez pierwsze miesiące obecność mamy jest bardzo ważna dla budowania więzi między dzieckiem a nią, ale także nim a światem. Dziecko, którego mama jest obecna, patrzy ufnie na ludzi i nie boi się eksplorować otoczenia. Aż do czasu, gdy... potrzebuje ono więcej przestrzeni. Jego potrzeby się zmieniają, zaczyna separować się od rodziców i budować w sobie poczucie sprawczości, czyli przekonania, że ono samo, bez pomocy innych, może wpływać na własne życie. Każde dziecko rozwija się w swoim tempie, więc w różnym momencie daje swojej mamie sygnał, że jest gotowe do częstszych rozstań z nią.
Poza tym ogromne znaczenie mają też potrzeby kobiet. Jedne z nich są z natury bardzo aktywne i marzą o tym, by ich życie biegło w szybszym tempie i było bardziej urozmaicone. Inne zaś odpoczywają w trybie macierzyńskim i wręcz przeciwnie – na samą myśl o powrocie do pracy mają ciarki na plecach.
Moim zdaniem, dobry moment to ten, który mama określi sama. Biorąc pod uwagę swoje potrzeby, ale także poziom gotowości dziecka.
Po drugie: bardzo często kobieta obawia się, czy uda jej się pogodzić role mamy i pracownika.
To prawda, że doba ma 24 godziny, a zegarek nie jest z gumy. Jednak doświadczenie wielu z nas pokazuje, że większy zakres obowiązków wykształca w nas nowe umiejętności: lepszą organizację czasu, planowanie, ustalanie priorytetów.
Poza tym satysfakcja z pracy, akceptacja ze strony innych, poczucie samospełnienia powodują gwałtowny wzrost energii i pozytywnych uczuć, które przekładają się na atmosferę w domu i jakość czasu spędzanego z dzieckiem. Nagle spacer z nim przestaje być nużący, przygotowywanie posiłków zamienia się w celebrowanie jedzenia, a wspólne czytanie bajek jest okazją do nadrobienia tulenia i śmiechów.
Po trzecie: wszystkie mamy obawiają się zostawić dziecko pod opieką innej osoby. Stają przed dylematem, kim ma być nowa opiekunka dziecka.
Najczęściej mówimy, że „najlepszą instytucją opieki“ jest babcia. Nie do końca zgadzam się z tym stwierdzeniem. Babcia także musi spełniać kilka warunków. Najważniejszy z nich: musi chcieć. A nie każda babcia chce w wymiarze codziennym zajmować się wnukami i ma do tego prawo. Ponadto, nie każda ma podobne poglądy na wychowanie, co rodzice. I nierzadko uważa swoje za najwłaściwsze. A jeśli do tego nie jest otwarta na sugestie rodziców i bywa bezkompromisowa – codzienna opieka staje się przestrzenią konfliktu i rosnącego napięcia, które nie wpływa dobrze ani na dziecko, ani na całą rodzinę. Z tych powodów, albo też z braku dziadków w miejscu zamieszkania, rodzice bywają zmuszeni poszukać niani.
A znalezienie tej najwłaściwszej nie musi być takie trudne, jeśli nasze oczekiwania nie będą zbyt wygórowane. Ktoś się oburzy, że przecież chodzi o nasz najukochańszy skarb! To prawda. Tylko, czy ten skarb potrzebuje od maleńkości języka angielskiego, metod stymulacyjnych rozwój, dogłębnej wiedzy o wychowaniu? Chyba nie. Małe dziecko potrzebuje przede wszystkim ciepła i odpowiedzialności. Te dwie cechy powinna spełniać każda ciocio-niania. I jeśli taka jest, powinna dostać od mamy kredyt zaufania. A wtedy może okazać się, że zyskujemy nie tylko opiekunkę do dziecka, ale też jakby członka rodziny, dzięki któremu mama może spokojnie zajmować się swoją pracą zawodową.
Po czwarte: wielu kobietom towarzyszą wyrzuty sumienia. Powrót do pracy określają w kategoriach egoizmu.
Nic bardziej mylnego. Egoizmem jest pozostać z dzieckiem i być sfrustrowaną, pełną żalu mamą. Każde dziecko chce, by jego rodzic był szczęśliwy, nawet jeśli nie umie jeszcze o tym powiedzieć wprost. Nasze potrzeby nie są wynikiem egoizmu, ale naturalnych mechanizmów rozwoju każdego człowieka. Wszyscy czerpiemy energię i poczucie zadowolenia z różnych obszarów życia. Nikt nie musi ograniczać tego tylko do rodzicielstwa, bo płynące z niego pozytywne emocje nie pokrywają sie z tymi, które niesie ze sobą rozwój zawodowy.
Mimo takiej świadomości wiele mam czuje nieustające poczucie winy, a walka z nim nie jest łatwa. Warto jednak zadać sobie pytania, czego się obawiam, gdy myślę o podjęciu decyzji powrotu do pracy? Tego, że dziecko przywiąże się innej osoby? Będzie nieprawidłowo się rozwijać? Że jestem złą, egoistyczną matką? Nazwanie swoich obaw może być punktem wyjścia do obalenia nierealistycznych, jak powyżej, myśli.
A najważniejsze, nie zapominajmy, że każda mama jest także kobietą, która ma swoje potrzeby i nie wszystkie dotyczą dziecka. Ma prawo rozwijać się i mieć pasje. Ma prawo wychodzić z domu, by wracać do niego szczęśliwsza. Ma wręcz obowiązek nieustająco marzyć i te marzenia mogą dotyczyć tylko jej samej.
Łatwiej to zrobić, jeśli wcześniej odpowiednio pomyśli się o zabezpieczeniu przyszłości swojej rodziny. Dowiedz się więcej.