Mały Chopin (recenzja)
Czy pamiętają Państwo dobry, stary, wydawany jeszcze w Krakowie tygodnik Przekrój? Ten z Filutkiem i wierszykami Ludwika Jerzego Kerna na ostatniej stronie? Mam wrażenie, że osób pamiętających tamten Przekrój trzeba by szukać raczej wśród dziadków, niż wśród rodziców dzisiejszych dzieci. Wydana przez Znak nowa książka Michała Rusinka pt. Mały Chopin skojarzyła mi się z tamtym tygodnikiem sprzed lat - głównie ze względu na formę, ale nie tylko... Nie bez znaczenia było tu zapewne to, że i autor mieszka pod Wawelem, i wydawnictwo jest ze wszech miar krakowskie.
To pierwsza na polskim rynku książka o małym Frycku napisana i wydana z myślą o dzieciach. Dlatego też autor wyjaśnia swym czytelnikom wszystko od początku, łącznie z tym, dlaczego nazwisko kompozytora tak trudno przeczytać. Jego:
"Tata urodził się we Francji
gdzie słowa dziwnie się wymawia,
całkiem inaczej niż się pisze.
Widocznie im to radość sprawia"
Rusinkowi zaś najwyraźniej wielką radość sprawiało pisanie wierszowanej historii dzieciństwa Chopina. Autor bawi się zestawiając różne znaczenia tych samych słów, rymując dzielone wyrazy, czy nieoczekiwania zmieniając tempo wiersza. Jestem ogromnie ciekaw, jak z przekładem poradzili sobie tłumacze. Książkę o małym Frycku przetłumaczono już bowiem na 10 języków (w tym m.in. na chiński i japoński). Ma być naszą wizytówką na Rok Chopinowski 2010.
Ta słowna zabawa to coś, co ucieszyć może przede wszystkim dorosłego czytelnika, choć książka przeznaczona jest głównie dla przedszkolaków. Według mnie bardziej dla sześcio- niż czterolatków, choć moja córka Ula, która niedawno obchodziła 4. urodziny, wysłuchała jej z dużym zaciekawieniem. Wysłuchała i obejrzała. Autorka rysunków, Joanna Rusinek, bawi bowiem czytelników, a raczej odbiorców książki nie mniej, niż autor wiersza. By się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na portret małego Fryderyka wybrzydzającego przy jedzeniu, który uderzająco przypomina postać kompozytora, uwiecznioną na pomniku w warszawskich Łazienkach.
Wnikliwy czytelnik - ponownie raczej ten dorosły, niż maluch - zauważy zapewne także subtelną gorycz, z jaką autor porównuje czasy Chopina z naszą współczesnością. Oto, nawet gdy świat się już poznał na geniuszu małego Frycka, nic nie zburzyło jego dotychczasowego życia:
"Nie było wtedy dziennikarzy
co by wyssali go ze szczętem,
więc mógł się zająć zabawkami
oraz czasami swym talentem."
Te słowa, napisane przez sekretarza naszej noblistki,Wisławy Szymborskiej, nabierają szczególnej wymowy.