Kicia Kocia (recenzja)
Tytułowa Kicia Kocia to wesoła kotka, która błyskawicznie zjednała sobie sympatię naszego trzyipółlatka. Po pierwszym wysłuchaniu książeczek „Kicia Kocia gotuje” oraz „Kicia Kocia zakłada zespół muzyczny” Szymon domagał się ich ponownego przeczytania.
Wydawało się, że powtórkom nie będzie końca. Nasz synek za każdym razem zapamiętywał też coraz więcej i uprzedzał to, co miało zaraz nastąpić.
Szymon szybko zapamiętał na przykład to, że na przedzie orkiestry strażackiej szedł tamburmajor. Błyskawicznie też rozpoznawał nazwy instrumentów występujących w orkiestrze oraz tych których używano w zespole muzycznym Kici Koci. Bezbłędnie pokazywał je też na ilustracjach.
Z dużym zainteresowaniem - wraz ze swoją sześcioletnią siostrą - śledził też strony opowiadania „Kicia Kocia gotuje”. Żywo reagował też na tam same zasady, o których słyszy często w domu. Na przykład „nie podchodź do kuchenki i nie dotykaj garnka. (…) Nie dotykaj piekarnika”.
Wszystkie te ważne uwagi są w tekście wyróżnione inną czcionką. Proste ilustracje przypominają dziecięce obrazki. Książeczki bardzo spodobały się dzieciom i szybko zauważyły (na tylnej okładce) zapowiedź innych tytułów („Kicia Kocia na basenie”, „Kicia Kocia jest chora”) pytając, czy możemy je kupić.