"Jak prawie każda mama jedynaka wszystko robiłam za dziecko" - wywiad z Agnieszką Hyży
Agnieszka Hyży przyznaje, jak wiele musiała przejść, żeby znowu zostać mamą. Razem z dziećmi i mężem Grzegorzem tworzą szczęśliwą patchworkową rodzinę. Prezenterka zdradza nam, jak zmieniło się jej podejście do macierzyństwa po drugim porodzie oraz czy wierzy w ciążowe przesądy i talizmany.
Anna Klimczyk, WP parenting: Cofnijmy się w czasie o kilka lat. Czekasz na narodziny wymarzonej córki. Jaki był ten okres przygotowań? Czy zanurzyłaś się w poradnikach o rodzicielstwie i przepytywałaś znajomych, którzy są już rodzicami?
Agnieszka Hyży: Zawsze obracałam się w starszym gronie, więc temat dzieci funkcjonował i przewijał się w moich rozmowach ze znajomymi. Jak prawie każda przyszła mama, chciałam dowiedzieć się jak najwięcej, zadawałam dużo pytań. Chyba największą potrzebę rozmowy odczuwałam, gdy córka pojawiła się na świecie i konfrontowałam swoje wątpliwości z doświadczeniami moich koleżanek i przyjaciółek.
To bardzo ważne, aby mieć osoby, z którymi możemy podzielić się swoimi wątpliwościami.
Zdecydowanie, ale też moim "macierzyńskim odkryciem" jest to, że bardzo dużo rzeczy robi się intuicyjnie. Ja przy pierwszej ciąży czytałam wiele poradników i książek, chciałam być taka wyedukowana, natomiast potem życie to bardzo szybko zweryfikowało i wyrobiłam swój wewnętrzny poradnik, który najbardziej pasował mi i mojemu dziecku. Każde dziecko jest inne. Widzę to, patrząc na moją starszą córkę i synka, którego niedawno powitałam na świecie.
Jak zmieniło się twoje podejście do macierzyństwa w trakcie drugiej ciąży?
Gdy Marta przyszła na świat, chciałam zapewnić jej wszystko, co najlepsze i trochę zatraciłam się w świecie nowości, gadżetów i ubranek. Były nawet takie, z których moja córka nie zdążyła skorzystać. Popełniłam kilka błędów jak każda mama. Natomiast przy drugim dziecku jest już zupełnie inaczej.
Czyli wiesz już, co jest potrzebne, a co nie?
Tak, przestaliśmy otaczać się tylko modnymi rzeczami. Obecnie patrzymy na funkcjonalność. Moja rada dla przyszłych rodziców - kupujmy tylko naprawdę sprawdzone i najbardziej potrzebne rzeczy. Po to też powstał ten serial (przyp. red. Niebła(c)he rozmowy o rodzicielstwie). Bo ilość rzeczy na rynku jest przytłaczająca.
Masz na myśli, że nowości zalewają rynek i krzyczą do rodziców "kup mnie!"?
Czasami jest tego tyle, że można zwariować. Przyszli rodzice, patrząc na ten przeładowany nowościami i gadżetami rynek, mogą zadawać sobie pytanie - czy stać mnie na dziecko? A ja wychodzę z założenia, że to nie jest kwestia tych wszystkich gadżetów tylko bycia z dzieckiem. Warto zainwestować w podstawowe rzeczy jak wózek itp., ale do reszty podchodzić z głową. Zachęcam też, aby kupować rzeczy z drugiej ręki. Bardzo mi się podoba to, że wiele marek widzi tę potrzebę i zachęca do wymiany przedmiotów między sobą.
A co z błędami, które popełniamy jako rodzice? Masz takie doświadczenia?
Jak prawie każda mama jedynaka wszystko robiłam za dziecko. Byłam kucharką, służącą, asystentką i to się obróciło przeciwko mnie, ale też przeciwko mojemu dziecku. Potem maluch jest przyzwyczajony do takiej asysty i gdy idzie do przedszkola, to następuje zderzenie z rzeczywistością. Bo nikt buta nie zawiąże, nikt nie założy kurtki i co teraz? Wiele osób zwracało mi uwagę, że za dużo rzeczy robię za córkę, wyręczając ją, ale ja i tak działałam po swojemu. Przy drugim dziecku na pewno już nie popełnię tego błędu.
Czyli mamy taki zwyczaj ratowania dziecka z opresji? Matka bohaterka?
Czasami wydaje nam się, że jak zrobimy coś za dziecko, to przecież mu pomagamy. Bo będzie szybciej, lepiej, dokładniej. A tak naprawdę je krzywdzimy. Ostatnio czytałam reportaż o ojcu, który postanowił zrobić eksperyment i pojechał z dzieckiem do jednego ze skandynawskich krajów, gdzie zapisał córkę do tzw. przedszkola leśnego. I ten ojciec, który jest też dziennikarzem i pedagogiem obserwował z boku, jak funkcjonuje takie przedszkole.
Zupełnie inny model wychowania?
Autor reportażu wspomina, że początkowo to było dla niego bardzo trudne przeżycie. Przez pierwsze dni jak córka się przewróciła, nie potrafiła zrobić sobie kanapki, to gnał z pomocą. Za każdym razem, gdy on próbował interweniować, to wychowawczynie go zatrzymywały. Wspominał, że serce mu pękało, gdy widział, jak jego córka jest nieporadna, bo nie potrafi zrobić tej kanapki, albo włożyć rękawiczki, która upadła na ziemię. Po tygodniu dziewczynka wszystko robiła sama i doszedł do wniosku, że to jest bardzo dobry model wychowawczy.
Czasem mija bardzo dużo czasu, zanim znajdziemy ten najlepszy, skrojony pod nasze dziecko model wychowania. Serial, o którym mówiłaś wcześniej, powstał w konwencji rozmowy z bliską osobą. Skąd pomysł na taką formę?
Chcieliśmy pokazać, że znane osoby, które nie oszukujmy się, występują tam by przyciągnąć uwagę, są jednocześnie zwykłymi rodzicami z pytaniami i wątpliwościami. Myślę, że odbiorcy są zmęczeni tym, że osoby popularne stawiają się w roli ekspertów, którzy udzielają porad praktycznie w każdym temacie. Ten serial ma pokazywać, że wcale tymi ekspertami nie jesteśmy, że my też potrzebujemy eksperckich porad. Dlatego pytamy lekarzy, psychologa, specjalistę od laktacji, kogoś, kto się zna na wyborze wózka. Mam nadzieję, że udało nam się trochę przełamać ten stereotyp bycia instamamą i instatatą. Ponadto większość z nas szuka teraz informacji w internecie i nie zawsze trafiamy na fachowe i etyczne porady. Chcieliśmy stworzyć przestrzeń, gdzie rodzice nie znajdą szkodliwych fake newsów.
Wierzymy nie tylko w fake newsy, ale również w mity, które przekazywane są nam z pokolenia na pokolenie. Spotkałaś się z nimi?
Z mitami może nie, natomiast na pewno słyszałam bardzo dużo różnych traumatycznych historii, o tym, jak to jest ciężko i źle, więc też byłam tym nasiąknięta i gdzieś to w mojej głowie rezonowało. Dlatego uważam, że lepiej takich historii nie słuchać. Przyszłe mamy nie powinny się nakręcać. Po tym, czego się nasłuchałam, byłam przygotowana na cesarskie cięcie, ale dzięki położnej, która jest dla mnie bardzo ważną osobą, uwierzyłam, że mogę urodzić naturalnie. Natomiast każda kobieta musi podejść do tego tematu indywidualnie. Bo nie wszystkie jesteśmy stworzone do szybkiego, naturalnego porodu. Ja jestem zwolenniczką porodów rodzinnych, chociaż naszym towarzyszem wcale nie musi być partner, czy ojciec dziecka. To może być ktoś bliski - przyjaciółka, mama. Ktoś, komu ufamy w takim momencie, jest bardzo łagodzący.
A jakieś "dobre rady" od przysłowiowej cioci, która wychowała już swoje dzieci i przecież wie najlepiej?
Jest wiele osób, które chcą dzielić się ze mną swoim doświadczeniem, ale ile ja sobie z tego biorę na poważnie, to wiem tylko ja (śmiech). Na pewno słucham mojej przyjaciółki fizjoterapeutki, która zajmuje się chorymi dziećmi. Ja mam dzieci zdrowe, ale to nie znaczy, że nie trzeba być czujnym. Jeśli chodzi o takie "złote rady" to słyszałam dużo dziwnych historii dotyczących karmienia. Jedni mówili, że na żądanie, inni, że to jest głupota i trzeba pilnować godziny.
Niektórzy ponoć ustawiają budziki w telefonie.
No właśnie. I jak to by miało wyglądać? Nie wyobrażałam sobie, że będę karmiła dziecko o określonej godzinie, a jak będzie potrzebowało zjeść wcześniej, to trudno musi poczekać. Słyszałam też, że powinnam wybudzać dziecko w środku nocy, bo nadeszła już godzina karmienia. Takich "rad" absolutnie nie słucham. Czy wyjdzie nam to na dobre, tego nie wiem. Przy córce też zaufałam swojej intuicji i to się sprawdziło.
A jeśli chodzi o przesądy, zabobony dotyczące macierzyństwa?
Raczej nie wierzę w takie rzeczy.
Nie było czerwonej wstążeczki przy wózku?
Czerwone wstążeczki mamy. Dostałam je od teściowej. Miałam ją też przy wózku córki i jakoś tak mi lepiej, że ona tam wisi. Natomiast absolutnie nie wierzę, że kształt brzucha, albo pora mdłości zwiastują płeć. Jestem daleka od takich przepowiedni i zabobonów. Wstążeczka rzeczywiście jest, natomiast cała reszta nie.
A w gronie swoich znajomych często słyszysz o takich przesądach dotyczących macierzyństwa?
Raczej nie. Jedyny przesąd, jaki funkcjonuje w naszym domu, to nie stawiaj torebki na ziemi, bo pieniądze uciekają albo nie stawiaj buta na stole, bo będzie kłótnia.
Czy istnieje złota recepta na to, jak być idealnym rodzicem? Szczególnie teraz, gdy opiekunowie muszą stawić czoła tak wielu wyzwaniom. Co według ciebie jest najtrudniejsze w wychowaniu dzieci w Polsce?
Czasy, w jakich żyjemy. I to jest tak wielowymiarowe. Jest wiele czynników, które mnie jako mamę przerażają i pokazują mi, że my wychowywaliśmy się w naprawdę cudownych czasach, teraz jest zdecydowanie trudniej. Mówiąc to, myślę np. o pandemii, o dzieciach, które są izolowanie, żyją w strachu. Dochodzę do takich wniosków, patrząc na moją córkę, która już unika tych wszystkich informacji, jest nimi przytłoczona, a ma dopiero 9 lat.
Jest jeszcze tak mała, a już zauważa, że te informacje bombardują ją z każdej strony.
Ona bierze pilota i mówi mamo, ja już nie chcę tego słuchać. Te wszystkie statystyki, wiadomości ze szpitali. My nie wiedzieliśmy, czym jest pandemia, maseczki, że nie możemy się ściskać z koleżanką. Przeraża mnie też stan psychiatrii dziecięcej w Polsce. Jestem żywo zainteresowana tym tematem i sama myślę, co w tej kwestii można zrobić. Ilość problemów psychicznych, z którymi zmagają się dzieci, jest nieprawdopodobna. Dzieci są dla siebie okrutne, hejt, który wylewa się z każdego możliwego miejsca. Internet dał te narzędzia, oczywiście jest on cudowną zdobyczą świata, natomiast ma też wiele zagrożeń.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl