Trwa ładowanie...

Jak wychowywać, by nie zniszczyć dziecku życia? Rozmowa z nauczycielem i pisarzem Mikołajem Marcelą

Avatar placeholder
01.04.2022 20:46
Jak wychowywać, by nie zniszczyć dziecku życia? Rozmowa z nauczycielem i pisarzem Mikołajem Marcelą
Jak wychowywać, by nie zniszczyć dziecku życia? Rozmowa z nauczycielem i pisarzem Mikołajem Marcelą (Materiały promocyjne/ Urszula Lubinska)

Mikołaj Marcela jest nauczycielem, który nie widzi sensu w stawianiu ocen, najchętniej zlikwidowałby klasówki, na dodatek pozwalałby uczniom korzystać z telefonów komórkowych i ściąg w trakcie lekcji. Autor książki "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku" zainspirowany jest osiągnięciami fińskiego systemu edukacji i podobny system chciałby wprowadzić w Polsce.

Mikołaj Marcela jest z wykształcenia literaturoznawcą (materiały promocyjne/ Urszula Lubinska)
Mikołaj Marcela jest z wykształcenia literaturoznawcą (materiały promocyjne/ Urszula Lubinska)

Nauczyciel uważa, że choć szkoła chce dobrze dla naszego dziecka, to bardzo mocno je ogranicza i krępuje. Hamuje wzrost naszej wiedzy i ogranicza kierunki działania. Nakłada na dzieci bardzo dużo obowiązków, które są niepotrzebne. Ogranicza im możliwość wyboru ścieżki rozwoju. Dlatego, cytując Olgę Tokarczuk, pisze w swojej książce, że szkoła robi z dzieci "nieszczęśliwe drzewka bonsai". Zamiast dać dziecku możliwość naturalnego rozwoju, stale się je "przycina".

Mateusz Gołębiewski, WP parenting: Kiedy po raz pierwszy zadałeś sobie pytanie zawarte w tytule?

Mikołaj Marcela, autor książki "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku": To pytanie zadałem sobie, kiedy rozmawiałem z jedną z moich uczennic. Prowadziłem warsztaty w szkole i ta dziewczynka była bardzo dobrą uczennicą, która miała same piątki, przeżywała czwórki, chciała mieć stypendium i świadectwo z paskiem. Ale szkoła ją męczyła, dostrzegała bezsens niektórych zajęć. Z drugiej strony była świetną pływaczką, która od rana miała treningi, później szkoła, a po południu przychodziła do mnie na warsztaty. Czasem była trzynaście godzin na zajęciach. I wtedy pomyślałem, że często ten system może spieprzyć życie. Mówiłem jej, żeby nie chodziła do mnie na zajęcia – widziałem, ile radości sprawia jej pływanie. Jak rozwija się na innych przedmiotach w szkole. A z drugiej strony ten przymus chodzenia do szkoły na wszystko i zaliczania wszystkich przedmiotów sprawiał, że ona była bardzo przemęczona. Wtedy pomyślałem, że należy przemyśleć system edukacji.

Zobacz też Jakie kary może nałożyc szkoła na ucznia?

W książce piszesz o tym, skąd wywodzi się nasz system edukacji. Czy tak stary model jeszcze ma szansę na zmianę?

Z wykształcenia jestem literaturoznawcą, a z praktyki kulturoznawcą. Więc wiem, że tak naprawdę to wszystko jest stworzone przez nas. Nie ma czegoś takiego jak naturalny model szkoły. Nawet klasówki i system oceniania zostały wprowadzone stosunkowo niedawno. My dzisiaj widzimy z jednej strony, że wszystko dookoła się zmienia, a z drugiej niektórych rzeczy nie można zmienić. W Finlandii nie ma na przykład podstawy programowej, a funkcjonują całkiem nieźle. Myślę, że jedyną grupą, która może coś zmienić są rodzice. Oni nie mają ograniczeń ustawowych czy prawnych. I to oni powinni pokazać dzieciom, co się liczy w życiu. Czy liczą się oceny, świadectwo, czy raczej istotne jest rozwijanie własnych talentów, pójście za tym, co mnie interesuje? Czy obdarzamy się zaufaniem, czy to jest relacja siły i przymusu? Zmiany mogą wprowadzić również nauczyciele, ale oni są w trochę trudniejszej sytuacji – są pomiędzy rodzicami a kuratorium. Są oczywiście nauczyciele, którzy wprowadzają nowe metody, ale czasem brak im po prostu wsparcia ze strony szkoły i rodziców.

Tylko, czy szkoły są dobrym miejscem na eksperymenty? W końcu chodzi o dzieci.

Sęk w tym, że to, co jest, też się nie sprawdza. Mamy drugie miejsce w Europie, jeśli chodzi o depresję i próby samobójcze wśród dzieci. Nawet w tych testach PISA wypadamy nieźle, ale jak się wczytało w te dodatkowe informacje, to okazuje się, że polska szkoła jest tym miejscem, gdzie dzieci nie czują się bezpiecznie. I w tych statystykach też przodujemy. Mamy jeden z najgorszych wyników na świecie w badaniu, które polegało na pytaniu dzieci, czy chodzenie do szkoły ma sens. Dzieci są wytresowane, żeby zdawać testy i egzaminy. Natomiast patrząc bardziej szczegółowo, dostrzegamy, że dzieci nie lubią chodzić do szkoły. Szczególnie licealiści. My też nie lubiliśmy chodzić do szkoły.

Zdaniem Marceli polska szkoła wymaga zmian (iStock)
Zdaniem Marceli polska szkoła wymaga zmian (iStock)

Nigdy nie zapomnę egzaminu z okresów geologicznych, który musiałem zdawać kilkukrotnie

No właśnie! To, co mnie zastanawia, to fakt, że wszyscy wiemy, że to nie działa, a nic z tym nie robimy.

Piszesz w książce, że jesteś szczęśliwy "nie dzięki szkole, a wbrew niej". Jak zmieniło się twoje podejście do szkoły, kiedy przyszedłeś do niej jako nauczyciel?

Myślę, że jeśli dobrze wspominamy szkołę, to raczej myślimy o znajomych, których w niej poznaliśmy, z którymi spędzaliśmy czas. Szkoła niewiele nam dała i każdy z nas w życiu zawodowym tego doświadczył. Wiedza teoretyczna i umiejętność zdawania egzaminów nie przydała nam się za bardzo. A brakowało nam wielu rzeczy, których nie było w szkole. Ja wiele czasu spędziłem na graniu w gry RPG, graniu na komputerze i graniu w orkiestrze. Cieszę się, bo dzięki temu zdobyłem umiejętności potrzebne w życiu. Cztery najważniejsze umiejętności, jakie powinniśmy kształtować w życiu to kreatywne i krytyczne myślenie, komunikacja i kooperacja. Ja nie uczyłem się tego na lekcjach. Uczyłem się tego, grając w gry. Jakbyśmy podsumowali to, czego uczymy się dzisiaj w szkole, to wyjdzie nam, że uczymy się bierności, uległości i lęku przed porażką. Ja jestem szczęśliwy wbrew szkole, ponieważ spotkałem kilku nauczycieli, którzy potrafili nas zdopingować i pokazać, że ta nauka potrafi wyglądać inaczej.

A jak zmieniło się moje podejście, kiedy przeszedłem na drugą stronę? Zawsze byłem tą osobą, która staje po stronie ucznia. Wchodziłem kilkukrotnie w spory z moimi przełożonymi, kwestionując testy i tym podobne rozwiązania. Zawsze staram się być bliżej studentów.

Zobacz też Szkoła waldorfska

A dlaczego nauczyciele zapominają, że sami byli kiedyś uczniami?

To chyba wynika z tego, że to jest też taki moment, że my się trochę możemy odegrać na systemie, co jest dość przykre. Zajmujemy też inną pozycję i człowiek szybko przyzwyczaja się do tego, że ma jakiś rodzaj władzy. Często nauczyciele chcą perfekcyjnie zrealizować program, nie podchodząc do tego krytycznie. Nie potrafią odpuścić, spojrzeć nieco inaczej, pozwolić sobie popełnić błąd. Ja nie postrzegam siebie jako nauczyciela, który ma czegoś nauczyć. Ja postrzegam siebie jako człowieka, który może pomóc w uczeniu się. Ale ja mam świadomość, że niczego nie nauczę. Bo ta chęć musi wyjść z wewnątrz. Ja mogę starać się tylko ją pobudzić.

Wspominasz w książce, że "nauka to sztuka", w takim razie, jak obudzić w nauczycielu artystę?

Po pierwsze trzeba mu pokazać, że można inaczej. Wydaje mi się, że za dużo rzeczy w szkole jest robionych trochę z przyzwyczajenia. Wszyscy tak zawsze robili i my nie chcemy robić inaczej. Warto dać szansę nauczycielom, żeby też oni spróbowali się uczyć inaczej. Dla mnie zawsze impulsem do przemyślenia tego, jak pracuję, są szkolenia, na które chętnie się zapisuję. To jest dla mnie moment, w którym orientowałem się, że mogę coś robić inaczej, że gdzieś popełniałem błędy. Albo nawet nie popełniałem błędów, ale po prostu można to robić inaczej. I mam wrażenie, że bez tego nauczyciele nie będą artystami. Bo artyści to są osoby, które eksperymentują. Wytyczają nowe drogi. Mam wrażenie, że to nie dotyka tylko nauczycieli. Nam po prostu potrzeba artystów w społeczeństwie.

Zdaniem autora, dobrym przykładem jest fiński system edukacji (iStock)
Zdaniem autora, dobrym przykładem jest fiński system edukacji (iStock)

À propos zmiany myślenia – jesteś fanem ściąg i używania na lekcjach telefonów komórkowych, dlaczego?

Szkoły nie powinny zakazywać telefonów, ale raczej uczyć, jak z nich korzystać. Telefony to świetne źródła informacji dla dzieci. I zamiast nauczyć jak weryfikować te informacje, szkoła chce ich zakazać. Próbując wykluczyć telefony ze szkół, próbujemy tworzyć fikcję. Te dzieciaki i tak będą z tego korzystać. One się tego nauczyły od nas. Jak czegoś potrzebujemy, to też sięgamy po telefon. Tak samo jest ze ściągami – to świetny sposób na uporządkowanie sobie wiedzy. Na ściągę nie przepiszemy całego podręcznika. Musimy dokonać selekcji i wybrać najważniejsze informacje. Z tego samego powodu nie rozumiem zakazu używania notatek. My dzisiaj powinniśmy testować uczniów z rozwiązywania problemów, a nie z odtwarzania wiedzy, którą mamy zawsze przy sobie.

O tym trochę mówiła Olga Tokarczuk w swojej mowie noblowskiej. Żyjemy w świecie opowieści. Dopóki nie będziemy mieli dobrej opowieści o szkole, która podważy dotychczasową opowieść, to nawet sto lat nie sprawi, że jakiś model edukacji stanie się bardziej popularny.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze