Hurtowe ilości sprawdzianów. "Dzieci nie mają się, kiedy uczyć"
W ostatnim czasie rodzice często skarżą się na sposób sprawdzania wiedzy w szkołach. Nie dość, że program jest przeładowany, wszyscy boją się ponownego zamknięcia i powrotu do nauki zdalnej, to jeszcze kartkówka goni kartkówkę, co zauważyli również rodzice uczniów. - Nie ma nakazu prawnego, który kazałby robić sprawdziany - mówi Przemysław Staroń, Nauczyciel Roku.
1. Sprawdziany, klasówki i kartkówki
Codziennie sprawdziany, kartkówki, testy, czy klasówki to codzienność uczniów. Rodzice apelują o rozwagę do nauczycieli. Sami nauczyciele też wyrażają swoje niezadowolenie, jednak często nie widzą innego rozwiązania niż narzucone wytyczne.
Największym problemem, na który zwracają uwagę zainteresowani, jest przeładowany program nauczania.
"Przy tak pełnym programie odczuwalny jest brak czasu na odpytywanie, stąd taka ilość kartkówek" - piszą nauczyciele.
"Szkoła przestała być miejscem, w którym uczniowie się uczą. Stała się miejscem, w którym są testowani. Uczyć mają się po szkole" – wyraża opinię jedna z matek.
Pod dyskusją, jedna z nauczycielek przyznała, że musi wystawić aż 12 ocen jednej osobie w semestrze. W efekcie wygląda to tak, że dzieci mają sprawdziany raz w tygodniu, a kartkówki codziennie.
"Według szkolnych wymogów muszę wystawić minimum 12 ocen na semestr na osobę i strasznie mnie to boli, że dzieci żyją od kartkówki do sprawdzianu. Staram się wstawiać większość ocen z pracy na lekcji" - napisała.
Nie wiadomo skąd się biorą wymogi szkół. Według rozporządzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej minimalna liczba ocen cząstkowych powinna wynosić 3.
"Mój 7-letni syn właśnie poszedł do pierwszej klasy. Po miesiącu nauki ma 28 ocen! Tak ocen, tak chory jest ten system" – przyznała jedna z matek.
2. Sprawdzian jako informacja zwrotna
Często stajemy przed pytaniem, czy sprawdziany są niezbędne do skutecznego nauczania. Przemysław Staroń, Nauczyciel Roku 2018 i doradca Szymona Hołowni, w rozmowie z WP Parenting przyznał, że nie stosuje takich metod sprawdzania wiedzy.
- Pytanie, czy da się nie robić sprawdzianów, jest pytaniem bardzo szerokim. Jednak w każdym aspekcie: technicznym, prawnym, czy metafizycznym, mówię, że tak, da się. Nie ma nakazu prawnego, który kazałby robić sprawdziany - mówi.
Nauczyciel zaznacza, że sama istota sprawdzianu jest mocno zakorzeniona w świadomości nauczyciela, rodzica i siłą rzeczy także ucznia. Wynika to z przestarzałego systemu edukacji.
- Skoro chodzimy do szkoły i zdobywamy tam wiedzę, to trzeba sprawdzić, czy ta wiedza weszła do głowy. Jest to założenie które mamy. To nie jest jakaś prawda objawiona, aksjomat itd. Wszystko to się bierze z wizji edukacji - mówi Przemysław Staroń.
- Moim zdaniem sprawdziany nie są potrzebne do pracy w szkole. Dzieci nie uczą się efektywnie np. angielskiego, wkuwając słówka do sprawdzianu. Same dostrzegają, że najszybciej uczą się, oglądając ukochany serial po angielsku, czytając książkę, nie mogąc się doczekać polskiego tłumaczenia, czy grając w grę - mówi. - Dlaczego my się uczymy procesów fizycznych, chemicznych, kiedy oglądamy świetne programy, patrzymy na nie w interaktywnych muzeach, czytamy książki? Bo tak wygląda proces zdobywania wiedzy. W komforcie, w ekscytacji.
Dodaje, że szkoła powinna uczyć dzieci, jak się uczyć, jak samodzielnie myśleć i przesiewać informacje, jak się komunikować zarówno na poziomie intrapersonalnym (rozumieć samego siebie), jak i interpersonalnym (z innymi ludźmi).
- To jest zestaw, który tak naprawdę człowiek powinien mieć, wychodząc ze szkoły. Cała reszta jest do uzgodnienia - mówi. - Jeżeli spojrzymy z lotu ptaka na polską edukację, to zobaczymy, że te założenia, które tkwią u jej podnóży, są dramatycznie inne, to okazuje się, że ten cały system, którego częścią są sprawdziany, jest kompletnie bez sensu. Matura nie wynika z istoty człowieczeństwa.
Według Staronia trzeba powiedzieć sobie jasno i szczerze, że tak naprawdę w edukacji nie chodzi o sprawdzanie. Edukacja jest od tego, żeby młodego człowieka przygotować do życia i rzeczywistości, w której się znajdzie. Biorąc pod uwagę, to jak bardzo intensywnie ten świat się zmienia, to trzeba mieć świadomość, że uczymy świata, którego już nie ma.
- Jest mnóstwo nauczycieli, którzy uczą w ten sposób. Nie dość, że ich uczniowie mają jakieś osiągnięcia naukowe, to tym dzieciom się po prostu chce. Powiem szczerze, że to nie jest tak, że się nie da. Nie da się trzasnąć obrotowymi drzwiami (chociaż przy odpowiednim podejściu pewnie i to się da). To jest kwestia taka, że trzeba sobie zadać pytanie, na ile ja jestem gotów podważyć to założenie. Często tak naprawdę z tego bierze się problem.
Przemysław Staroń mówi, że nie dziwi się temu marazmowi, w którym tkwią nauczyciele. Sytuacja polskiej edukacji jest bardzo problematyczna i nie sprzyja wychodzeniu z inicjatywą.
- Nikt nie może od nikogo wymagać heroizmu moralnego w momencie, kiedy rzeczywistość jest tak dramatyczna i uczymy w warunkach prawie że wojennych. Z drugiej strony jednak część nauczycieli się w tych warunkach odnajduje i działa - mówi. - Ja to zawsze porównuję do jaskini Platona: jeśli odważysz się wyjść z jaskini, to może faktycznie na początku cię to światło oślepi, zanim się przyzwyczaisz, ale gdy zaczniesz patrzeć dookoła, to zobaczysz, że tu jest prawdziwa rzeczywistość. To ma sens, ale trzeba ten krok zrobić. Trzeba podjąć ten wybór i zobaczyć, że się da inaczej - podsumowuje Staroń.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl