Historia życzliwości, która wraca
Żona rodziła, on nie miał biletu parkingowego i głowy do niczego. W ostatniej chwili za szybą samochodu zostawił krótką prośbę. Tak się zaczyna ta historia…
"Jestem w szpitalu. Moja żona rodzi! Kupię bilecik/przestawię samochód najszybciej jak to tylko możliwe. Proszę o wyrozumiałość".
Kartka zrobiła karierę w sieci, a teraz zyskała drugie życie m.in. dzięki udostępnieniu zdjęcia przez Krystynę Jandę. Słynna karteczka ma już trzy lata. Dziś pytamy dumnego tatę 3-letniego Henia, skąd wziął pomysł i czy jako społeczeństwo zdaliśmy test na życzliwość?
Katarzyna Grzęda-Łozicka, WP parenting: Jak było z tą karteczką? Napisał ją pan wcześniej czy pod szpitalem?
Damian Michałowski, ojciec 3-letniego Henia, prezenter radia ZET, twórca bloga "Ojciec Redaktor": Ta karteczka była wcześniej przygotowana. Chodziliśmy z żoną na szkołę rodzenia i to była jedna z rad, które zapamiętałem. Mówili o suchym prowiancie, który trzeba wziąć dla żony na czas po porodzie i o tym, żeby przygotować karteczkę. W razie, gdyby nie było gdzie zaparkować, to ją zostawiamy. Tak też zrobiłem.
Wszystko działo się bardzo szybko. Żonie odeszły wody, przyjechaliśmy do szpitala. Stwierdziłem, że zostawię karteczkę, bo nie wiem, ile to potrwa, najważniejsze, żeby jak najszybciej dotrzeć na izbę przyjęć. To było nasze pierwsze dziecko, więc sama pani rozumie. Ten stres...
A kiedy pan wrócił, okazało się, że ktoś kupił za was bilet parkingowy?
Tak, za wycieraczką pojawił się bilecik z parkometru. I pomyślałem sobie wtedy, że to jest kraj wspaniałych ludzi. Są cudowni. Endorfiny wtedy też robiły swoje. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. I wpadłem na pomysł - zrobię zdjęcie i opiszę tę historię. I nagle zrobił się z tego totalny szał, polubienia, udostępnienia, zupełnie nieprawdopodobne.
Były tylko miłe reakcje?
No niestety, była też koszmarna fala hejtu. Zarzucano mi, że w czasie, kiedy pisałem kartkę, mogłem kupić bilet. Pojawiały się komentarze w stylu "co za cwaniak", nawet oskarżano mnie, że to próba wyłudzenia darmowych szczepień albo leków.
Od tego czasu minęły trzy lata. Jak to się stało, że historia powróciła?
Też się nad tym zastanawiam. Nagle zaczęły mi wyskakiwać ciągłe powiadomienia, że ktoś skomentował moje zdjęcie, ktoś udostępnił. Może to ma związek z tym, że właśnie była rocznica. Henio skończył trzy lata.
I sytuacja się powtórzyła. Były miłe słowa i gesty, ale ludzie zaczęli też pisać, że jakiś gwiazdor szuka popularności. Pisali przykre rzeczy. Zupełnie tego nie rozumiem jako ojciec i mąż.
Ale ostatecznie dzięki temu, że temat powrócił, udało się panu w końcu odnaleźć swojego "anioła stróża"?
To prawda. Od dawna próbowałem go odszukać. Byli nawet tacy, którzy się pod niego podszywali. Ostatnio na Instagramie zahaczyła mnie pewna mama i napisała: "To mój mąż kupił ten bilecik, ale nikomu, poza rodziną, do tej pory się nie chwalił". Odezwałem się do niego.
Okazało się, że dokładnie tego samego dnia jemu też urodził się syn, w tym samym szpitalu. To był ich drugi poród, więc mieli do wszystkiego większy dystans i więcej czasu, żeby wszystko opłacić. Spotkaliśmy się "na żywo" kilka dni temu. Umówiliśmy się na wspólne bieganie, wkrótce mamy się też spotkać z całymi rodzinami. To był mały wielki gest.
Opowiadał pan już synkowi tę historię?
Nie, jest jeszcze za mały, ale w któreś urodziny albo święta na pewno ją usłyszy. I on, i jego 3-miesięczna siostra.
Ma pan jakąś receptę na to, jak własne dziecko nauczyć tych dobrych postaw?
Trzeba być dla niego miłym i życzliwym, mówić: proszę, dziękuję, kocham cię. To wszystko wróci. Wychowuje się w domu. Szkoła czy przedszkole nie wychowują, wszystko zaczyna się w domu.
Rok temu założył pan blog "Ojciec Redaktor". O swoich ojcowskich doświadczeniach chętnie opowiada pan też na Instagramie. Skąd pomysł?
Tak, pokazuję, że są nie tylko szalone instamatki. My jako ojcowie nie pomagamy - my jesteśmy w tym w całości. Jak ktoś pyta moją żonę: ''Damian ci pomaga?", to ona odpowiada: "Nie, on nie pomaga. On po prostu jest ojcem". Chcę pokazać, że można być fajnym ojcem, że nie zawsze wszystko jest słodko-różowe, że bywają chwile trudne, awantury, ale wszystko da się pokonać. Bo warto! Ja w ogóle jestem urodzonym optymistą, a moje motto brzmi: "Nie ma złych doświadczeń".
Damian Michałowski – prezenter radia Zet, bloger. Na swoim blogu "Ojciec Redaktor" pisze po męsku o tacierzyństwie "bez lukru". Pisze o nieprzespanych nocach (tak, także ojcowie zarywają nocki), o kupach niemowlaka i podawaniu mleka. I o tym, co najważniejsze - wspólnym spędzaniu czasu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl