Tak wygląda poród w tym kraju. "Przez całą ciążę nie widziałam lekarza"
Jak rodzi się w Szkocji? Opieka nad przyszłą mamą w Wielkiej Brytanii często wygląda zupełnie inaczej niż w naszym kraju. Przekonała się o tym Anna, która z Polski wyjechała kilka lat temu. - Gdy porównuje swoje doświadczenia z doświadczeniami moich koleżanek, które rodziły w Polsce, to mogę powiedzieć jedno: niebo a ziemia. Gdybym miała ponownie wybierać, gdzie urodzę dziecko, to bezapelacyjnie odpowiedź brzmi: nie w Polsce - twierdzi 29-letnia mama w rozmowie z WP Parenting.
1. Jak wygląda poród w Szkocji?
Każdy poród jest inny - ile kobiet, tyle historii. Jednak o porodach w polskich szpitalach krąży wiele negatywnych opowieści. Najważniejsze zarzuty to: wieloosobowe sale, brak odpowiedniej poporodowej opieki i wszechobecna znieczulica. Za to porody w wielu innych krajach Europy - według relacji Polek - przypominają wakacje all inclusive. Jest profesjonalnie, przytulnie i czysto. Ile jest prawdy w tych opowieściach? Sprawdziliśmy, jak wygląda poród w Szkocji.
Przeżywanie ciąży - począwszy od jej prowadzenia, poprzez badania, aż po organizację porodu - w Wielkiej Brytanii różni się standardów panujących w Polsce.
- Gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, od razu pobiegłam do lekarza, żeby potwierdzić, że rzeczywiście zostanę mamą. I już podczas pierwszej wizyty przeżyłam szok. Trafiłam do położnej, która założyła mi "ciążową książkę" i to tyle. Zero badań. Poinformowała mnie wtedy, że dopiero w 12. tygodniu wykona mi pierwsze USG. Wcześniej ciąży nie traktuje się jak ciąży - opowiada 29-letnia Anna.
W Szkocji wizyty u położnej odbywają się regularnie od 10. lub 12. tygodnia ciąży, a poronienie we wcześniejszym okresie uważa się za coś naturalnego. W Polsce położna środowiskowa opiekuje się kobietą od 21. tygodnia ciąży.
2. "Nie widziałam lekarza przez całą ciążę"
- To właśnie położna prowadzi ciążę. Spotykałam się z nią co kilka tygodni. Na takich wizytach miałam np. wykonywane badanie moczu i krwi. Nie widziałam lekarza przez całą ciążę. Również ginekologicznie mnie nie przebadano. Wielu obcokrajowców może zaskoczyć fakt, że w Szkocji ciężarna nie wykonuje tak wielu badań jak w Polsce - wyjaśnia 29-latka.
Jakie badania przysługują przyszłej mamie w Szkocji?
- Za darmo mogłam wykonać dwa badania USG - pierwsze w 12. i drugie w 20. tygodniu ciąży. Miałam także wykonany test PAPP-A, aby ocenić ryzyko wystąpienia u dziecka chorób genetycznych. Wszystkie badania były bezpłatne i na wszystkie musiałam wyrazić zgodę - tłumaczy Anna.
Kobietom w ciąży zaleca się też wykonanie szczepień przeciwko krztuścowi i grypie, ale w Szkocji nie są one obowiązkowe.
- Moja położna nalegała na to, żeby się zaszczepiła, ale odmówiłam - wspomina kobieta.
Anna zaznacza, że położna pozostaje do dyspozycji ciężarnej przez cały okres ciąży.
- Położna poinformowała mnie, że w razie jakichkolwiek wątpliwości mogę do niej zadzwonić lub wybrać się do przychodni, w której przyjmuje. Jeśli mam być szczera, to ja nigdy z takiej opcji nie skorzystałam, ale czułam się bezpieczniej z myślą, że taka możliwość istnieje - opowiada 29-latka.
3. Opieka poporodowa w Szkocji
W Szkocji kobieta ma prawo wybrać rodzaj porodu. Anna opowiada, że ciężarna może rodzić w domu z położną lub w szpitalu. Dopuszczalny jest też poród w wodzie, który można zorganizować w domu lub w szpitalu. Oczywiście w trakcie akcji porodowej te założenia mogą się zmienić, gdyż najważniejsze jest dobro matki i dziecka.
- Dokładnie ustaliłyśmy plan mojego porodu. Zapisuje się go w książce, którą zakłada się podczas pierwszego spotkania z położną. Ja akurat bardzo chciałam rodzić w wannie, ale jak wiemy plany swoje, a życie swoje. Niestety okazało się, że mojemu synkowi podczas porodu zanikało tętno i mały uciskał na pępowinę. Dla dobra dziecka zrezygnowałam z wanny - wspomina Anna.
29-latka zaznacza, że każda rodząca w Szkocji ma do wyboru kilka metod łagodzenia bólu. To m.in. gaz rozweselający, zastrzyki przeciwbólowe albo znieczulenie zewnątrzoponowe. Wszystko to bezpłatnie.
- Dla mnie możliwość wyboru znieczulenia była szalenie istotna. Zdecydowałam się na gaz rozweselający i zastrzyki z morfiny. Mój poród trwał 18 godzin. Ale wbrew pozorom mogę powiedzieć, że wszystko poszło dość gładko. Urodziłam syna o 11:40, a następnego dnia rano wyszłam już ze szpitala - mówi 29-latka.
- Opiekę poporodową mogę opisać jednym słowem: profesjonalna. Czułam się zaopiekowana i zadbana. Położna odpowiedziała na każde moje pytanie. W szpitalnej wyprawce dostałam pampersy dla dziecka, opaski i paczuszkę z drobiazgami dla malucha - dodaje.
Przez pierwsze trzy dni położna odwiedzała Annę codziennie.
- Bardzo mnie wspierała. Wszystko spokojnie mi tłumaczyła i pokazywała. Po kilku tygodniach umówiłam się do lekarza na wizytę kontrolną. Gdy porównuję swoje doświadczenia z doświadczeniami moich koleżanek, które rodziły w Polsce, to mogę powiedzieć jedno - niebo a ziemia. Gdybym miała ponownie wybierać, gdzie urodzę dziecko, to bezapelacyjnie odpowiedź brzmi - nie w Polsce - podsumowuje młoda mama.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl