Trwa ładowanie...

Czas na weekend poza domem? Cztery planszówki na każdą pogodę

Avatar placeholder
26.05.2022 15:19
Czas na weekend poza domem? Cztery planszówki na każdą pogodę
Czas na weekend poza domem? Cztery planszówki na każdą pogodę

Wyjeżdżasz z rodziną lub znajomymi, by pomieszkać trochę w lesie lub może w domku letniskowym? Planowaliście rajdy, ogniska, spacery i kąpiel w pobliskim jeziorze. A tu leje. I na dodatek zasięgu w komórkach brak. Co robić? A może by tak zagrać w grę?

Partnerem materiału jest Egmont

Od kilku lat planszówki przeżywają renesans. Znudzeni niebieskimi ekranami, zdołowani naszą samotnością w sieci, często razem siadamy do stołu, by rywalizować, pośmiać się, pobawić albo czegoś nauczyć. A jest w czym wybierać. To już nie tylko chińczyk, warcaby czy monopol, ale setki, tysiące gier dla dzieci młodszych, starszych, jeszcze starszej młodzieży i zupełnie dorosłych. Mają piękne opakowania i mnóstwo interesujących różnorodnych elementów: pionków, nagród, kart czy nawet elementów scenograficznych. Na dodatek mnóstwo z nich sprawi radość nie tylko dzieciom, ale również rodzicom. Wiele tytułów nadaje się na towarzyskie spotkania przy lampce wina czy deszczowy wieczór pod namiotem.

Gra mieści się w plecaku

Gdy pakujemy się na krótszy wyjazd, najczęściej nie mamy na nie miejsca lub obawiamy się, że w bagażu zniszczymy pudełka czy pogubimy elementy naszych ekskluzywnie wydanych gier. Ale i na to jest rozwiązanie. Możemy kupić gry do plecaka, czyli turystyczne wersje okazałych i najciekawszych gier planszowych. Ważą niewiele, zajmują mało miejsca, na dodatek są tańsze od swoich odpowiedników o normalnych rozmiarach, a podczas grania dostarczają takiej samej, jeśli nie większej frajdy. I sprawiają, że spędzamy razem czas na fajnej, kreatywnej rozrywce. Gdy je mamy przy sobie, trudno się nudzić, nawet gdy nie dopisze pogoda. A w co grać? Mamy kilka fajnych propozycji.

Stonoga kocha buty

Skarpetki w paski? Domowe kapcie? Trapery zakrywające kostki, dizajnerskie tenisówki bez sznurówek czy eleganckie, choć żółte mokasyny. W jakich butach powinna chodzić stonoga? Może w każdych, ważne, by par miała jak najwięcej.

"Nogi stonogi" to gra dla 2–4 graczy. Mogą w nią grać nawet 4-letnie dzieci, choć dużą radość przyniesie także dorosłym. Zawodnicy muszą zdobyć jak najwięcej butów dla swojej stonogi. W tym celu rzucamy aż 4 kostkami, na których umieszczono wizerunki stonogowego obuwia. Po rzucie decydujemy, które kostki odkładamy na bok. Ważne, by zgromadzić jak najwięcej kostek z butami jednego rodzaju. Pomaga nam w tym także joker: ścianka kostki z piękną gwiazdką, która zastąpi wizerunek każdego obuwia. Rzutów mamy aż 3 w jednej kolejce. Od naszej strategii i szczęścia zależy, czy uda nam się obuć naszą stonogę. My podejmujemy decyzję, które kostki odkładamy, a którymi rzucamy.

(Agnieszka Kozłowska)

Wygrywa najdłuższa stonoga

Jeśli nam się uda – dokładamy kartonik z odpowiednią liczbą butów do naszej stonogi. Jeżeli zgromadzimy dwa jednakowe buty na kostkach – zabieramy kartonik z tymi dwoma butami i doczepiamy do naszej stonogi, jeśli 3 lub 4 – dodajemy stonodze analogicznie 3 lub 4 buty. Gdy na stole nie ma kartonika z butami o liczbie, którą udało nam się wyrzucić, możemy wziąć kartonik z mniejszą liczbą tych butów. Koniec gry (najczęściej partia zajmuje około 10 min) ogłaszamy wtedy, gdy wszystkie buty zostaną doczepione do stonóg zawodników. Wtedy je liczymy i już wiadomo, kto został zwycięzcą. Gdy zdarzy się remis, wygrywa ten, który ma więcej butów jednego rodzaju.

Gra ma warianty: da się w nią grać nawet w jedną osobę. Dla dorosłych wymyślono dodatkową regułę: zawodnicy mogą stonogom rywali zabierać kartoniki z butami, jeśli uda im się wyrzucić odpowiedni wynik na kostkach. Jest jednak pewne obostrzenie. Wolno nam zabrać tylko ostatni człon stonogi z butami. I w ten sposób skrócić stonogę naszego przeciwnika.

Ubongo lepsze od orzechów

Tę grę wymyślił Polak, Grzegorz Rejchtman, który mieszka za granicą. Studiował ekonomię i informatykę, ale to w grach o prostych, łatwych do zapamiętania regułach czuje się najmocniej. Ma ponad 50 lat i wymyśla zabawy, które wzmacniają nasze kompetencje i wyobraźnię. Nazwa jego najlepiej znanej gry – "ubongo" w języku suahili oznacza mózg. Bo nawet w wersji kieszonkowej, nazwanej "Ubongo Trigo", pozwala rozwijać wyobraźnię przestrzenną, skupienie na zadaniu i odporność na stres. Gra została doceniona przez specjalistów. Otrzymała nagrodę główną na Targach Gra i Zabawa w 2017 r. w AmberExpo w Gdańsku.

Ćwicz mózg, krzyknij Ubongo!

"Ubongo Trigo" przypomina trochę komputerowy "Tetris". Wszyscy zawodnicy dostają po 7 kartoników w różnych kolorach i o różnych kształtach. Ich zadaniem jest uzupełnić tymi elementami puste kształty, które znajdą na wylosowanych przez siebie kartach. Wszyscy zawodnicy odkrywają karty z kształtami w jednym momencie, bo w tej grze liczy się czas. Następnie uzupełniają, kombinują, dokładają, odwracają, aby wypełnić kształt swoimi kartonikami. Punkt zdobywa ten, kto zrobi to najszybciej i krzyknie "Ubongo".

(Agnieszka Kozłowska)

Ci, którym nie uda się uzupełnić kształtów nawet w dodatkowym doliczonym czasie, muszą oddać swoje karty – i tym samym punkty – zwycięzcy. Kształty na kartach mają różny stopień trudności, dla młodszych zawierają podpowiedzi, które z siedmiu kartoników wykorzystać do uzupełnienia. ("Ubongo" przeznaczone jest dla dzieci od lat 7). Dla starszych, dorosłych graczy figury są oczywiście bardziej skomplikowane.

Masz osiem rund na zwycięstwo

Gra liczy aż 8 rund, by każdy miał szansę na odrobienie strat, jeśli nie będzie sobie radził z uzupełniankami. Ma kilka wariantów, od wersji dla jednej osoby, po wersje „superhard” dla dorosłych i doświadczonych graczy. Wyobraźnia przestrzenna świadczy o inteligencji, dlatego warto ją trenować, ot, choćby grając w "Ubongo Trigo". Kontakt z pięknie przygotowanymi kartonikami, kartami, a przede wszystkim rozgrywki w większym gronie zawodników są dużo lepsze od tych komputerowych, które obserwujemy na ciekłokrystalicznych ekranach, a gramy w nie za pomocą plastikowych kursorów czy myszek.

Gra dla polonistów?

Gdy już poćwiczymy wyobraźnię przestrzenną, pora zabrać się za kompetencje językowe. W grze "Łap za słówka" sprawdzisz zasób swojego słownictwa, wyobraźnię i znajomość zasad gramatycznych. Brzmi nudno? Absolutnie tak nie będzie. Ta gra przypomina trochę "Państwa-Miasta".

Zawodnicy wypisują na swoich kartkach wszystkie słowa, które pasują do zadania (np. wymień zwierzęta afrykańskie, rośliny doniczkowe, wszystko, co kojarzy ci się z kawiarnią, podróżą, czy co kupisz u piekarza). Czas zadania odmierza klepsydra, zawodnicy nie mogą tego robić w nieskończoność. Potem deklarują (pokazując specjalne karty), ile słów przeczytają. Oczywiście wielu zawodników może wymyślić te same hasła, ale zalicza się je tylko pierwszemu czytającemu. Inni muszą te słowa wykreślić na swoich kartkach. Ci, którym uda się przeczytać tyle słów, ile zadeklarowali, przemieszczają się pionkami po zbudowanej z kartek planszy w kierunku mety o tyle samo oczek. Ci, którym się nie uda, stoją w miejscu.

(Agnieszka Kozłowska )

Liderzy rozgrywek, by zwiększyć szanse tych, którym się nie wiedzie, dostają dodatkowe zadania. W danej rundzie ciągną dodatkową kartę i wypisując słowa, muszą stosować się do umieszczonych tam zaleceń, np. twoje słowa nie mogą mieć litery N lub A, muszą być co najmniej 7-literowe. Gra kończy się w momencie, gdy choć jeden z pionów zawodników dotrze do mety. Właściciel tego pionka zostaje zwycięzcą tej rozgrywki.

Plansza zamiast sumowania punktów

"Wynalazcą" pomysłu, by zamienić dodawanie punktów na wyścig po planszy, jest autor tej gry –Wolfgang Kramer, Niemiec, ceniony projektant i wielokrotny laureat nagród za wymyślone przez siebie gry. By dobrze grać w "Łap za słówka", trzeba mieć wyobraźnię, być odpornym na stres (zdania realizujemy w określonym czasie), trzeba być też dobrym strategiem i przewidzieć, ile ze słów może znaleźć się także na kartach rywali.

Zdaniem firmy Egmont ta gra jest najodpowiedniejsza dla dzieci powyżej 10. roku życia. I doskonała dla dorosłych, którzy mogą pochwalić się swoją błyskotliwością, wiedzą i językowymi umiejętnościami. Towarzyskie spotkania także nabiorą uroku dzięki małej językowej rywalizacji. Atmosfera siada? Zacznijcie brać za słówka!

Zostań drugą Agatą Christie

Chciałbyś zostać pisarzem poczytnych kryminałów lub snuć opowieści, których słucha się z otwartą buzią? Wypróbuj turystyczną "Fabulę Rasę. Opowiedz swoją historię" w wersji marynistycznej lub kryminalnej. Obie turystyczne gry: "To jest kryminał" i "Morskie opowieści" nadają się najlepiej dla młodzieży i dorosłych. Wymagają od uczestników skupienia, wyobraźni i pamięci.

(Agnieszka Kozłowska )

Gracz rozpoczynający rozgrywkę losuje karty z obrazkami. Ich liczba zależy od wcześniejszego rzutu kostką. To, co na nich znajdzie, ma być dla niego źródłem inspiracji do opowiadanej historii. Tę opowieść muszą zapamiętać inni uczestnicy rozgrywek.

Ważna jest kolejność, bo karty zostają odwrócone i nie można z nich korzystać, a czas przygotowania do opowieści także jest ograniczony przez małą klepsydrę z przesypującym się piaskiem. Kolejny gracz wyciąga ze stosu użytych do opowieści kart jedną z nich. Będzie to jego nagroda. Podczas opowiadania historii musi pozbyć się wylosowanego elementu, a w zamian dołożyć do niej kolejne, które sam dla siebie wybierze. Gdzie tkwi haczyk?

Wylosowana karta nagroda przestaje być częścią opowieści. Pół biedy, jeśli to tylko rekwizyt lub mało znaczący element. A co zrobić z tą samą historią kryminalną, jeśli podczas snucia opowieści wyparuje nam trup, morderca czy pistolet, którym kogoś zastrzelono? Na początku na pewno nie jest prosto, ale z czasem można dojść w tym do perfekcji. I doskonale się przy tych rozgrywkach bawić.

(Materiały Partnera)

Recepta na udane spotkanie

Podobno w czasie deszczu dorośli i dzieci się nudzą. Podobno, bo kieszonkowe gry to doskonała propozycja rozrywki. Grywalizacja to szansa na zacieśnienie więzi rodzinnych, prawdziwe, nie markowane wspólne spędzenie czasu z naszymi mniejszymi i większymi dziećmi.

Dzięki takiej rozrywce uczymy się siebie nawzajem, potrafimy lepiej znosić swoje porażki i walczyć z zazdrością z powodu sukcesów innych. A przede wszystkim doskonale, kreatywnie spędzamy czas. Ale nie zapominajmy o towarzyskich walorach planszówek. Gry pudełkowe potrafią rozkręcić niejedną drętwą na początku imprezę, integrują szybciej niż wielogodzinne rozmowy. Bo zabawa i gra to klucz. Do poznania i akceptacji drugiego człowieka. W pudełkach poza pionkami, kostkami, kartami i instrukcjami kryje się obietnica fajnego spędzenia czasu w gronie przyjaciół lub znajomych. Warto do tych minipudełeczek, które zmieszczą się nawet w najmniejszych walizkach i plecakach, zajrzeć.

I znaleźć w nich receptę na udaną imprezę lub deszczowe popołudnie.

Partnerem materiału jest Egmont

Polecane dla Ciebie