Ahoj, przygodo!
Dzieci najbardziej lubią te gry, w które mogą bawić się razem ze swoimi rodzicami. Co jednak zrobić, gdy maluch nie ma wprawy w posługiwaniu się dżojpadem albo myszką? Nic prostszego – grać w przygodówkę według jego wskazań. Będzie siedział w skupieniu, którego się nawet po nim nie spodziewamy.
1. Gatunek, który nie chce umrzeć
Śmierć gier przygodowych wieszczono już dziesiątki razy. Ten gatunek pochodzi z zamierzchłych czasów komputerowej rozrywki i polega z grubsza na rozwiązywaniu zagadek logicznych (to tylko nazwa, czasem zagadki są absurdalne i niewiele mają wspólnego z logiką) bez żadnych zręcznościowych elementów. Wywodzi się to wprost z pierwszych gier bez grafiki, w których czytaliśmy opis danego miejsca, a następnie z klawiatury wpisywaliśmy, co chcemy zrobić. Gry przygodowe rozwinęły ten pomysł o oprawę graficzną, ale potem pojawiły się niezbędne elementy zręcznościowe i gatunek mocno podupadł.
Do dzisiaj jednak przygodówki rozpalają wyobraźnię wielu graczy, zwłaszcza tych, którzy nie śledzą wszystkich odsłon wszystkich serii gier i którzy nie urodzili się z padem w ręku. Gry przygodowe są spokojne, wymagają mozolnej eksploracji i kolekcjonowania przedmiotów, ale pobudzają to, na czym najbardziej zależy współczesnym rodzicom: wyobraźnię.
2. Jaskinia
Przygodówki czasami odnoszą się do rzeczywistości i zwykle są wtedy nad wyraz ponure i przeznaczone dla dorosłych, jak choćby seria gier o Sherlocku Holmesie. Częściej jednak autorzy sięgają po groteskowe koncepty po to, aby opowiedzieć coś zwariowanego: choćby króciutką fabułkę o podróżowaniu w czasie. Ten pomysł pojawia się w znakomitym The Cave, gdzie skacząc po trzech różnych epokach historycznych, tworzymy zależności czasowe tak groteskowe, jak choćby położenie trupem niesympatycznego dinozaura w konkretnym miejscu tylko po to, żeby wiele milionów lat później w tej samej jaskini znaleźć ropę naftową niezbędną do uruchomienia silnika spalinowego. Weterani gier komputerowych rozpoznają tu echa pomysłu z Day of the Tentacle sprzed dwudziestu lat i będą mieli rację, bo to ten sam autor.
Szukanie rozwiązań tego typu problemów to dla dzieciaków idealna rozrywka, na dodatek intelektualna. Co maluchy widzą w przygodówkach? Przede wszystkim nie ma tutaj elementu bezpośredniej rywalizacji – czy to z czasem, czy z wygenerowanymi przez grę przeciwnikami. Gracze nie muszą się ani spieszyć, ani uważać, żeby ich postać nie zginęła, za to mogą pogłówkować, w jaki sposób rozwiązać jakąś zagadkę. Co ciekawe, zupełnie nie przeszkadza im poziom absurdu – moje dzieciaki najchętniej grają w Wallace & Gromit, przygodówkę znacznie przerastającą pod tym względem dowolne filmy z sympatycznym plastelinowym panem i jego psem.
3. Co trzy głowy to nie jedna
Dzieciaki nie lubią jednak grać w przygodówki samotnie, bo czasami ciężko jest wyjść poza ramy własnej wyobraźni. Dużo lepiej idzie im zabawa z kolegą, rodzeństwem, a już najlepiej z rodzicem, który swoją dawkę absurdu w życiu przyjął i jest w stanie wymyślić coś kompletnie niesztampowego, względnie odtworzyć tok myślenia innego dorosłego, który grę wszak pisał. Przy okazji zwykle lepiej od dziecka steruje, dlatego też młodzież najchętniej usadawia się w tylnych rzędach, a następnie całe towarzystwo rozpoczyna dyskusję na temat tego, czy użyć małpy na pompie, czy może przeczesać jeszcze raz wszystkie pomieszczenia w poszukiwaniu nowych przedmiotów.
Bariera językowa w wypadku przygodówek oczywiście istnieje, ale od tego jest osoba dorosła, żeby wytłumaczyć, o co chodziło w dialogu. Niektóre gry przygodowe są jednak na tyle dialogami przeładowane (i od dialogów zależne), że nie warto w ogóle siadać do nich z dziećmi. Z drugiej strony nawet dzieci grające bez rodziców mają też do wyboru wiele tytułów, w których autorzy posługują się umownością i symbolami, dzięki czemu do sprawnej zabawy nie jest wymagana znajomość żadnego języka. Do takich gier zaliczają się choćby dwie przepiękne przygodówki – Machinarium oraz Botanicula – gdzie postacie komunikują się z graczem nawet nie za pośrednictwem słów, a jedynie komiksowych dymków wypełnionych grafiką. Do grania w te gry niepotrzebna jest umiejętność czytania, za to poziomem skomplikowania zagadek (zwłaszcza w Machinarium) potrafią pokonać niejednego dorosłego.
Dzieciaki lubią przygodówki z jeszcze jednego, szalenie ważnego powodu – o ile w grach zręcznościowych prawdopodobieństwo pokonania starszego rodzeństwa lub dorosłego jest niewielkie, tak w przygodówkach na pomysł rozwiązania zagadki może wpaść czterolatek, zakasując wszystkie pomysły brata, a nawet rodzica. Satysfakcja malucha z odnalezienia wyjścia jest nie do opisania.
Lubię gry przygodowe, mniej jako gracz, znacznie bardziej jako rodzic. W moim odczuciu to nowoczesny odpowiednik książek w zalewie kolorowych, przeładowanych zdjęciami czasopism. Skupiają się przede wszystkim na fabule, wymagają wysilenia wyobraźni i zmuszają do kreatywnego, niesztampowego myślenia. A przecież to właśnie najlepsze elementy wpływające na rozwój naszych dzieci.