"70 proc. składu matki to wyrzuty sumienia. Ja jestem tego typowym przykładem". Rozmowa z Patrycją Markowską
Patrycja Markowska otwarcie mówi o tym, że w pewnym momencie w jej życiu nagromadziło się zbyt wiele. Pomoc znalazła u psychoterapeuty. Teraz, jako ambasadorka kampanii "Zdrowie na Szpilkach" zachęca inne kobiety do tego, by zawalczyły o siebie. Co zmieniło w jej życiu macierzyństwo? O tym w naszej rozmowie.
Wirtualna Polska, Magdalena Bury: Opowiadasz wprost o tym, że korzystasz z pomocy psychoterapeuty. Dla Polaków to jednak wciąż temat tabu...
Patrycja Markowska: I właśnie - czego się boimy? Raz na jakiś czas robimy przegląd samochodu, dbamy o ciało, dietę. A przecież to głowa jest najważniejsza. To, co czujemy i myślimy. Dla mnie to była naturalna kolej rzeczy. W pewnym momencie w życiu nagromadziło się zbyt wiele.
Oczywiście, czasem pomoże rozmowa z przyjaciółką, z mamą czy z kimkolwiek bliskim. Ale to nigdy nie będzie do końca obiektywny głos.
Pomoc specjalisty jest konieczna?
Każda forma tego, że sobie pomagamy, że dbamy o siebie jest niezbędna. Jesteśmy matkami, partnerkami, kobietami. Spełniamy wiele ról. Chcemy dobrze wyglądać, robić karierę, być dobrymi kochankami. I czasem zapominamy o sobie. Nie warto. My, kobiety jesteśmy warte wszystkiego.
I nie tylko pomoc psychoterapeuty jest ważna. Musimy pamiętać o zdrowiu, o regularnych badaniach kontrolnych. Kiedyś np. wyczułam u siebie w piersi guzka. Byłam przerażona, ale nie wyobrażałam sobie nie pójść do lekarza ze strachu. A tak właśnie, niestety, czasem się zdarza.
To też masz pod kontrolą?
Tak! Nie wyobrażam sobie, żeby mogło mnie zabraknąć. Mam wrażenie, że każdego dnia pokazuję synowi świat tak, jak nikt inny tego nie zrobi. Czuję, że dzięki mojej wrażliwości i doświadczeniom zobaczy więcej.
A co z wyrzutami sumienia, które tak często nas - kobiety dopadają?
Jest nawet takie powiedzenie, że skład matki to w 70 proc. wyrzuty sumienia (śmiech). Ja jestem tego typowym przykładem. Na terapii dowiedziałam się jednak, że dałam sobie przekroczyć wiele granic. Chciałam wszystkich zadowolić, trochę kosztem siebie.
To zła droga. Swoją strefę komfortu trzeba sobie przede wszystkim "wychodzić". A to wcale nie jest łatwe.
"Jestem za gruba, znowu mam pryszcze, od jutra przechodzę na dietę"- mówimy. Co z naszą akceptacją samych siebie?
Kiedyś usłyszałam: "Widzisz, drzewa w lesie są bardzo różne. Chciałabyś mieć las złożony z identycznych drzew?". Teraz wielu kobietom zależy na akceptacji i podziwie facetów. A przecież każdemu podoba się co innego. W Indiach im kobieta jest bardziej pulchna, tym bardziej pożądana. Jesteśmy inne i to jest piękne.
Ale częściej zauważamy wady...
Faceci ich nie mają? (śmiech). Akceptujmy siebie, lubmy siebie. To podstawa.
Miałaś taki okres, w którym nie podobałaś się sobie?
Byłam bardzo zakompleksioną nastolatką. Miałam nadwagę, byłam źle uczesana, źle ubrana. Nie mieliśmy za bardzo pieniędzy. Mieszkaliśmy w Józefowie, małym mieście. Nie było u nas etosu wielkiego miasta, dobrobytu.
W liceum, do którego chodziłam, było sporo pięknych dziewczyn. Pamiętam to. Nie czułam się wtedy dobrze. Miałam duże kompleksy związane z moim głosem. Był niski, zachrypnięty. Zazdrościłam tych pięknych, wysokich głosów. Dopiero z czasem zaczęłam doceniać siebie i to, co mam.
Narodziny dziecka wiele zmieniają. Też to odczułaś?
Na pewno zmieniły się priorytety. Syn jest dla mnie najważniejszy. Ale mam być szczera? Mój apetyt na życie się nie zmienił. Tak samo jak kiedyś potrzebuję muzyki, spotkania z interesującymi ludźmi. Czasem chcę się dobrze bawić.
Wiele kobiet po porodzie zaniedbuje siebie i swoje pasje...
Tylko przez kilka miesięcy nie pracowałam, karmiłam Filipa piersią. Jednak powrót do pracy był dla mnie rzeczą całkowicie naturalną. Oczywiście, nie będzie tak u każdej kobiety. Jesteś szczęśliwa, siedząc w domu? Rób to. Pamiętaj jednak, że jeżeli sama o siebie nie zadbasz, nikt za ciebie tego nie zrobi.
Poza tym, naprawdę nie musimy być idealne. Świat też nie jest.
Niedawno ukazała się twoja "Krótka płyta o miłości". Ciężko było godzić pracę nad nią z wychowywaniem syna?
Ta płyta to trzy lata mojej ciężkiej pracy. Powstawały intymne teksty, nagraliśmy kilka wspaniałych duetów, m.in. z Rayem Wilsonem czy Leszkiem Możdżerem. Byłam obecna ciałem i duchem przy powstawaniu tej płyty na niemal wszystkich jej etapach.
To wyczerpuje. Czasem wracałam do domu, ledwo patrząc na oczy. A Filip właśnie wtedy najbardziej mnie potrzebował. Bywało bardzo ciężko, ale na nic bym tego nie zamieniła. Trudne drogi są najwięcej warte.
Rozmowa z artystką odbyła się podczas konferencji kampanii społecznościowej "Zdrowie na Szpilkach".