Trwa ładowanie...

5 błędów rodziców

Avatar placeholder
18.08.2019 10:49
5 błędów rodziców
5 błędów rodziców (123rf)

Nasze dzieci urodziły się już w świecie, w którym istnieje Internet, powszechny dostęp do informacji, a gadżety są na wyciągnięcie ręki i nie trzeba ich podziwiać przez szybę sklepu w Berlinie Zachodnim. Ale rodzi to problem różnic pokoleniowych, zwykle wynikający z tego, że sami nie rozumiemy, w jaki sposób można technologię konsumować i czy dzieciaki robią to w taki sposób, który nie wyrządza im krzywdy. Oto pięć błędów, które popełniamy najczęściej.

spis treści

1. Gry są dla dzieci

Błąd, z którym stykam się w zasadzie codziennie ze względu na swoje zainteresowania (czyli gry wideo/komputerowe). Rodzice dzieciaków, które chodzą z moim synem do klasy, dają im grać we wszystko, bo przecież gry są dla dzieci.

Jasiek przychodzi więc do mnie codziennie i czyni mi wyrzuty, że nie pozwalam mu grać w Hitman: Rozgrzeszenie ani Assassin's Creed III, bo jego koledzy dawno już obie gry skończyli i mówią, że są świetne. Staram się mu tłumaczyć, że sam fakt, iż kawałek oprogramowania jest grą to za mało, by uznać go za odpowiedni dla dzieci.

Wyobraźmy sobie powszechny dostęp dzieci do wszelkiego rodzaju książek i filmów. Czy dalibyśmy ośmiolatkowi do poczytania „50 twarzy Greya”?

Zobacz film: "HydePark: W co grają nasze dzieci?"

Czy posadzilibyśmy go przed telewizorem i obejrzeli z nim wszystkie części „Piły”? Nie bo te media znamy i rozumiemy, że są jedynie formą przekazu, którą może płynąć treść nadająca się wyłącznie dla dorosłych. Z grami jest identycznie: są gry dla dzieci i są gry dla dorosłych. W przytoczonych wyżej przykładach mamy do czynienia z produkcjami przeznaczonymi wyłącznie dla dojrzałych graczy.

W Hitmanie gramy zawodowym zabójcą, który pozbawia ludzi życia na najróżniejsze sposoby, a w Assassinie cóż również zabójcą, z tym że tutaj mamy sporą dozę okrucieństwa, bo życia pozbawia się w tej grze głównie najróżniejszymi ostrzami. Proszę państwa, gry nie są dla dzieci, tak samo jak żadne inne medium, włącznie z kreskówkami.

2. Telewizor to tło dla życia

Dzieci siedzą przed telewizorem przez znaczną część swojego życia i sami im na to pozwalamy. Mają też w czym wybierać: kiedyś my czekaliśmy z utęsknieniem na dobranockę i jakiś fajny film animowany, teraz nasze dzieci mają dobranocki i fajne filmy animowane dwadzieścia cztery godziny na dobę na dziesięciu różnych kanałach, oczywiście z dubbingiem.

Dlatego też u wielu rodziców zauważyłem podejście włączenia telewizora i zostawienia go na cały dzień przecież zawsze wyświetlane będzie coś, co się dla dziecka nadaje i gdy dziecko będzie czymś zainteresowane, to na telewizor spojrzy. To prawda, ale jest druga strona medalu. Postępując w ten sposób, uczymy dziecko, że telewizor to coś, co traktujemy mimochodem, na czym się nie skupiamy; coś, co robi za tło naszego życia. W efekcie dzieciaki nie oglądają bajek, nie śledzą fabuł, a podnoszą jedynie wzrok, gdy na ekranie coś migocze.

Stają się na tyle biernymi konsumentami sygnału telewizyjnego, że nie wiedzą nawet, o co chodzi w bajce, w którą się od dziesięciu minut wpatrują. Dlatego też telewizor należy dawkować w rozsądny sposób. A już na pewno nie można z niego robić urządzenia, które jest włączone 16 godzin na dobę.

3. Informacja z internetu jest prawdziwa

Gdy dzieciaki zaczynają czytać i pisać, korzystanie z Internetu staje się dla nich równie naturalne jak dla nas sprawdzanie rzeczy w encyklopediach czy słownikach.

Jakkolwiek jednak nad opracowaniem encyklopedii i słowników pracowały całkiem spore zespoły redaktorów, tak w Internecie każdy może napisać wszystko. Nie można zatem dziecku pokazywać Internetu jako prawdy objawionej i na każde zadane przez nie pytanie odpowiadać, żeby sprawdziło sobie odpowiedź w Internecie owszem, w ośmiu przypadkach na dziesięć uda mu się znaleźć prawidłową odpowiedź czy definicję, ale te dwie okazje, przy których przepisze czyjąś niemądrą wypowiedź z jakiegoś forum wystarczą, żeby podważyć rzetelność informacji znajdowanych w sieci.

Najlepsze wyjście?

Pokazać dziecku strony, którym może zaufać, takie jak chociażby Wikipedia zdając sobie oczywiście sprawę, że wiele, zwłaszcza niszowych tematów potraktowanych jest tutaj po łebkach lub nawet tendencyjnie. Wytłumaczyć, że nie wszystko, co ludzie wypisują w Internecie to prawda, ba, znacząca większość to bzdury. I zachęcić do weryfikowania przynajmniej najważniejszych informacji w książkach.

4. YouTube jest bezpieczny

Wiele osób traktuje YouTube jako uniwersalny kanał z filmami przeznaczonymi dla dzieci. Faktycznie, można tu znaleźć morze odcinków „My Little Pony”, mnóstwo animacji, których nie ma (już albo jeszcze) w telewizji... ale na tym powinniśmy się zatrzymać. Bo gdy nasze dziecko interesuje się jakąś grą lub produktem, zaczyna po YouTube podróżować w poszukiwaniu poświęconych mu materiałów i prędzej albo później trafi na vlogi, czyli blogi video, w przerażającej większości przepełnione pustką. Samo to jeszcze nie jest niebezpieczne, gorzej gdy vlogerzy, zakładając, że trafiają do widzów dorosłych, zaczynają posługiwać się dorosłym językiem.

Sam monitoruję już filmy o Minecrafcie, które ogląda moje dziecko, bo mimo że gra jest świetna i rozwijająca, to mówiących o niej na YouTube ludzi nie powinny słuchać dzieciaki. Trzeba też pamiętać, że poza światem gier i produktów nadających się dla dzieci, na YouTube funkcjonuje również galaktyka filmów przeznaczonych dla dorosłych widzów. Owszem, aby obejrzeć część z nich, należy się zalogować, ale sporo przykładowo okrutnych fragmentów dziełek hongkońskiego kina akcji dostępnych jest dla wszystkich. Moja rada po sesji dziecka przy komputerze przejrzeć historię oglądanych filmów na YouTube. I w razie zauważenia czegoś podejrzanego zamienić parę słów.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze