Trwa ładowanie...

Żona Damięckiego z synkiem u lekarza. "Nigdy tak na mnie nikt nie krzyczał"

Avatar placeholder
27.06.2019 15:51
Mateusz Damięcki opisał przykrą sytuację, która spotkała jego żonę w szpitalu dziecięcym w Poznaniu
Mateusz Damięcki opisał przykrą sytuację, która spotkała jego żonę w szpitalu dziecięcym w Poznaniu (Instagram)

Mateusz Damięcki na Instagramie zrelacjonował wizytę żony i dziecka u lekarza. Z opowieści aktora wynika, że nieuprzejmość personelu medycznego doprowadziła Paulinę Andrzejewską do płaczu.

1. Syn Mateusza Damięckiego w szpitalu

Mateusz Damięcki i jego żona, Paulina Andrzejewska, zderzyli się z publiczną służbą zdrowia. W emocjonalnym wpisie podzielili się sytuacją, która spotkała ich w szpitalu.

Ich półtoraroczny synek Franek po upadku miał wyraźnego guza. To skłoniło mamę dziecka do odwiedzenia szpitala dziecięcego w Poznaniu.

Jak pisze na Instagramie Damięcki, podczas badania RTG jego żona była potraktowana wyjątkowo nieuprzejmie. Osoba robiąca prześwietlenie, zwracała się do niej tylko słowem "mama", a nie "proszę pani". Sytuacja była tak nieprzyjemna, że, jak przyznaje Paulina Andrzejewska, po wyjściu z placówki medycznej nie mogła powstrzymać łez.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Paula moja napisała. Przeczytajcie, bardzo proszę. To chyba ważne, pomyślałem, że to od nas zależy jak będzie wyglądał w przyszłości nasz świat, i jak nasze dzieci będą go widzieć, a potem kształtować. Zwracajmy uwagę na szczegóły, ktoś może powiedzieć - nic przecież się nie stało, Pani miała gorszy dzień, odpuść, są większe tragedie... Nie o to chodzi. Nie bądźmy obojętni, zmieniajmy to co możemy. Oczywiście zacznijmy od siebie, ale jeśli już ogarniemy mniej więcej to co przed lustrem - zajmijmy się polem dookoła . Mamy prawo zmieniać świat na lepsze! #betterplace P: „Zastanawiałam się, czy opisać swoją ostatnią przykrą przygodę i w końcu doszłam do wniosku, że to ważne. Franuś przewrócił się na piłce i upadł na plecy, uderzył głową w kamieniste podłoże, płakał i od razu zauważyłam guza. Byliśmy akurat w Poznaniu, pomyślałam, że warto by lekarz go zobaczył. Tak się stało, podjechaliśmy do szpitala dziecięcego, Pani w rejestracji bardzo miła, potem Pani doktor zleciła zdjęcie i dopiero się zaczęło. Na początku nic nie wskazywało, że Pani od RTG tak się zachowa. „Jesteś w ciąży?” (myślę, o! po imieniu mówi Pani) ,ale za chwilę dodaje: „Mama, nie jesteś w ciąży?” Nie nie jestem - odpowiedziałam. Franuś grzecznie obserwuje, pani każe go położyć i przyciska mu twarz do maszyny. Dziecko zaczyna płakać. Pani krzyczy: „Mama stanie z drugiej strony, mama to nie czas na tulenie” (a ja go delikatnie kładłam, a on trzymał mi szyję). Pani krzyczy, Franek zaczyna płakać jeszcze bardziej, nieprzyzwyczajony, ja proszę, by Pani tak nie krzyczała. Pani: „Bo mama źle trzyma, a ja chcę zrobić dobre zdjęcie”, itd (nie pamiętam już, tak byłam zestresowana). Nie wiem gdzie Pani się śpieszyła, czemu taka nerwowa, przede mną nikogo nie było, a za nami tylko jedna osoba. Na szczęście okazało się, że wszystko z Frankiem dobrze, ale ja potem 20 minut w aucie płakałam. Już dawno, a w sumie nigdy chyba, tak na mnie ktoś nie krzyczał, ciagle mam wyrzuty sumienia, że w ogóle tam pojechałam i naraziłam dziecko na taki stres.” @pmandrzejewska

Post udostępniony przez Mateusz Damięcki (@mateuszdamiecki)

2. Rodzice narzekają na personel w szpitalu

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 2"

Wielu rodziców potwierdza, że również mają złe doświadczenia z placówek medycznych. Dużo osób narzeka na opryskliwość personelu, przedmiotowe traktowanie, lekceważanie, brak wyrozumiałości dla najmłodszych pacjentów np. w trakcie pobrań krwi.

- Takie sytuacje to niestety standard w szpitalach dziecięcych – przyznaje pani Kinga, mama 2-letniej Oli i 4-letniego Adasia. Z powodu chorób przewlekłych lub incydentalnych infekcji jej dzieci bywały hospitalizowane nawet kilka razy do roku, oprócz tego przechodziły dziesiątki różnych wizyt i badań kontrolnych.

- Kiedyś na Oddziale Chorób Zakaźnych Dziecięcych w lubelskim szpitalu usłyszałam od pana doktora, że jeśli moje roczne dziecko wyrwie sobie wkłucie, to nowego nie dostanie i umrze - Kinga wspomina nieprzyjemne doświadczenia.

- Tytułowanie "mamą" jest nagminne - ubolewa Kinga. - Jakbym w momencie choroby dziecka traciła własną tożsamość. Pielęgniarki notorycznie mówiły o mnie przy mnie, jakby mnie tam nie było, w stylu "mama histeryzuje", "mama nie umie nakarmić".

Dziś dzieci Kingi chorują mniej, ale nadal co najmniej raz w miesiącu odwiedzają szpital lub przychodnię. - Często mam wrażenie, że rodzic z chorym dzieckiem traktowany jest jak natręt, którego należy jak najszybciej się pozbyć.

Co na to ekspert?

- Jestem zdumiony, że lekarze mieliby mieć jakieś braki w kulturze. To od wieków zawód zaufania publicznego, elita intelektualna - wymienia Łukasz Walewski, autor książek o dyplomacji, trener etykiety biznesowej. - Osoby pracujące w służbie zdrowia muszą być uwrażliwione na kogoś, kto jest pacjentem. Klient firmy, źle traktowany, rezygnuje, idzie gdzieś indziej. Chory pacjent nie ma dokąd pójść.

- Jeśli z empatią i poszanowaniem pacjenta jest problem, to ja, jako trener etykiety, polecam swoje usługi. Być może czas odświeżyć pewne zasady, które powinny być postawą - zauważa Łukasz Walewski. - Ale potrafię sobie wyobrazić, gdzie tkwi problem.

- Jak sądzę, może być to wynik tej biurokratycznej machiny, która pacjenta odczłowiecza - wyjaśnia Walewski. - Pacjent staje się numerem w dokumentacji. Obsługuje się go jak w fabryce, na zasadzie "niech sobie pójdzie", "niech poczeka", bezosobowe zwroty. Pacjent staje się tylko elementem w machinie. Trzeba obsłużyć i wypluć - zauważa specjalista etykiety i sztuki dyplomacji.

3. Druga strona medalu

- Pewnie się zdarza, że personel czasami jest nieuprzejmy, ja sporadycznie się z tym spotykam - przyznaje Grażyna Latkowska, pielęgniarka z Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im. św. Jana z Dukli. - Oczywiście wynika to z przemęczenia personelu, braku czasu na uśmiech, na rozmowę z pacjentem. To jest bardzo ważne.

Pielęgniarka przyznaje, że źródłem tych problemów są przede wszystkim wady obecnego systemu opieki zdrowotnej.

- Jest za mało personelu - ubolewa Grażyna Latkowska. - To powoduje, że ograniczamy się w swojej pracy do zabiegów, do wypełniania dokumentacji. To, co jest bardzo ważne, czyli sfera psychiczna i dobry kontakt, zostają ograniczone do minimum. Pacjent czuje się zaniedbany i mówi, że personel jest nieuprzejmy, niemiły, traktuje chorego przedmiotowo. Chciałabym, żeby było inaczej - podkreśla pielęgniarka.

Zrzeszająca zaangażowanych ratowników medycznych stowarzyszenie Gotowi Do Ratowania podaje dokładne informacje w kwestii regulalacji kontaktów z pacjentem:

- Do niektórych rozmów z pacjentami służą nam konkretne wytyczne i algorytmy np. protokół SPIKES, który prowadzi lekarza czy ratownika w temacie rozmowy o bardzo złych rokowaniach czy śmierci. Jest też sporo zajęć i kursów, które uczą komunikacji na linii medyk-pacjent.

- Są też algorytmy, typowe do diagnozy, podczas rozmowy z pacjentem, dzięki którym zbiera się szybko informację o stanie zdrowia pacjenta. Medycy uczeni są poprawnej komunikacji i jej kultury. Ale wiadomo, to kwestia kultury osobistej. Z założenia, poszanowanie pacjenta i kultura w komunikacji to podstawa. Nie mówi się na "ty". Również jesteśmy uczeni komunikacji z różnymi grupami. Inaczej z dziećmi, a inaczej z osobami np. pod wpływem środków - wyjaśnia ratownik Grzegorz ze stowarzyszenia Gotowi do Działania.

- Do wszystkich pacjentów musimy się odnosić na "pan" lub "pani", każdy z nas: czy to ratownik, czy pielęgniarka lub lekarz – podkreśla ratownik Jerzy Woźniak.

Pracownicy szpitali zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt, a mianowicie emocje, jakie towarzyszą osobom chorym lub rodzicom chorych dzieci. To właśnie ich pryzmat powoduje negatywne odczucia, rzutuje na ocenę lekarzy czy pielęgniarek.

- Chory pacjent czy poszkodowany w traumie zupełnie inaczej odbiera rzeczywistość - zauważa ratownik Grzegorz. - Ale są też sytuacje, gdy mamy kontakt z rozszczeniowymi pacjentami czy ich rodzinami, szczególnie na szpitalnych oddziałach ratunkowych. Proszę sobie wyobrazić pielęgniarkę na SORze, na którą podczas dyżuru krzyczało 50 czekających osób. Taka pielęgniarka czy ratownik nie są ze stali i nikt o zdrowych zmysłach tego na dłuższą metę nie wytrzyma.

- Jeśli chodzi o sposób komunikowania się z pacjentami, to powinno być kontaktowo i zrozumiale, to jest podstawa. Lekarz jest tylko człowiekiem – dodaje proszący o anonimowość internista. - Od lekarzy oczekuje się więcej, niż od innych, więc rzeczywiście, czasem można się rozczarować. Pracujemy w bardzo trudnych warunkach. Zmęczenie, wypalenie, napięcie i stres sytuacyjny też robią swoje. To bardzo trudny zawód.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze