Trwa ładowanie...

Zła Matka (recenzja)

Avatar placeholder
26.01.2015 13:13
Zła Matka (recenzja)
Zła Matka (recenzja)

Nie zawsze jest kolorowo. O kontrowersjach macierzyństwa

Nie jest to poradnik psychologiczny o tym, jak nie być złą matką. Nie jest to również dramat psychologiczny czy thriller z mrożącymi krew w żyłach scenami znęcania się nad dziećmi. „Zła Matka” autorstwa AyeletWaldman jest na poły książką autobiograficzną i na poły publicystyczną. Jest do bólu szczerym wyznaniem matki czworga dzieci.

AyeletWaldman z zawodu jest prawniczką. Pracowała jako obrońca z urzędu. Należała do tego typu adwokatów, którzy pracują więcej niż powinni, a ze swoimi klientami wchodzą w zażyłe relacje, przenosząc często ich ciężar przewinień na własne barki.

Sytuacja się zmieniła, gdy urodziło się pierwsze dziecko: Waldman zrezygnowała z pracy, w zamian za to zaczęła pisać poczytne artykuły i książki. Jej mężem jest Michael Chabon – wzięty amerykański pisarz. Niewątpliwie małżeństwo z takim człowiekiem pozwoliło autorce wypłynąć na szerokie wody anglosaskiej publicystyki.

Lekkość z jaką pisze da się wychwycić już od pierwszych stron książki. I choć czasem można się nie zgodzić w niektórych kwestiach, to jedno trzeba przyznać: książkę czyta się szybko i dobrze.

Waldman w „Złej Matce” podejmuje dyskusję z wieloma kontrowersyjnymi tematami dotyczącymi macierzyństwa (i nie tylko). Zastanawia się, co to znaczy być Dobrą Matką i czy takowa w ogóle istnieje. Z Dobrym Ojcem sprawa jest o wiele prostsza: zarabia na rodzinę, pobawi się z dziećmi, zje wspólną kolację, nie obrzydza go widok pieluszki z cięższą zawartością…

A Dobra Matka? Za długo czy za krótko karmiła piersią? Potrafi postawić granice we właściwym miejscu czy jest zbyt pobłażliwa? A co gdy zdarzy jej się na chwilę stracić cierpliwość? Ile jej powinna mieć? Matki są pod ciągłym obstrzałem opinii publicznej. Matki, choćby nie wiadomo jak się starały, zawsze będą złe. Bo Dobre Matki po prostu nie istnieją Waldman na własne potrzeby przeprowadziła sondę, w której pytała, jaka jest Dobra Matka i kto nią jest.

W odpowiedzi zawsze podawano postacie fikcyjne… Zaś społeczny ostracyzm skierowany w stronę tych matek, które dopuściły się straszliwych nadużyć wobec swoich dzieci, jest tak kąśliwy, bo pozwala na odwrócenie uwagi od własnej osoby i uczucie ulgi w postaci stwierdzenia: „No, ja nie jestem aż tak ZŁĄ Matką”.

Ayelet Waldman została określona tytułowym epitetem po tym, jak w jednym z artykułów przyznała, że bardziej kocha swojego męża niż dzieci. Gdy wystąpiła w znanym talk show, kobiety chciały ją pobić. Tymczasem autorka otwarcie przyznaje się do tego, o czym często głośno się nie mówi: że po rzuceniu pracy odczuwała dojmującą nudę, gdy każdy jej dzień spędzony z dzieckiem wyglądał tak samo; że momentami była wykończona, że wciąż uprawia seks ze swoim mężem i czerpie z niego wiele radości (fragment, w którym opisuje potencjalne przyczyny „oziębłości” kobiet po porodzie powinni przeczytać wszyscy mężczyźni, nawet ci, którzy jeszcze nie są ojcami, ale zamierzają nimi być), że choć pragnie mieć piąte dziecko, to jednak rezygnuje na rzecz wygody, jaką daje fakt, iż wszystkie dzieci chodzą do szkoły i większość czasu spędzają poza domem.

Wytacza także ciężkie działo, opisując uczucia, jakie towarzyszyły jej przed i po dokonaniu aborcji…

Walkman z pochodzenia jest Żydówką, córką feministki i feministką, przed wyjściem za mąż miała kilkudziesięciu partnerów seksualnych, a dziewictwo straciła w wieku 14 lat; mieszka w bardzo liberalnym stanie w USA i jest zanurzona w kulturze amerykańskiej, choć niejednokrotnie ją krytykuje.

Przytacza seriale i programy telewizyjne, których nie znamy, powołuje się na postacie historyczne i polityczne, o których nie mamy pojęcia, jej dzieci bawią się zabawkami, które być może nigdy do nas nie dotrą, korzysta ze stron internetowych, o których nikt u nas nie słyszał i wreszcie – osiągnęła stabilizację finansową, o jakiej wielu Polaków może tylko marzyć.

To wszystko sprawia, że daleko jej do realiów polskich czytelników. Jest to także przyczyna mojego sporadycznego i prostackiego wkurzenia na autorkę (a może na wydawcę, że zdecydował się na publikację takiej książki w dość zapyziałym, nietolerancyjnym i skrajnie katolickim kraju). Jednak jeśli przymknąć na to oko, to mamy rzecz, nad którą warto się pochylić i zastanowić.

Nie napiszę, że książka jest świetna albo beznadziejna. Nie, jest po prostu kontrowersyjna i bardzo osobista. Co jednych może zachęcić, a innych zniechęcić do jej przeczytania. Jedno wiem na pewno: otrzymałam naukę, która pomogła pogodzić mi się z mniej jasnymi stronami macierzyństwa, a także zgodę na to, by być matką najlepszą dla swoich dzieci, niezważającą na opinię publiczną. Kobieta (mam na myśli autorkę), która urodziła czworo dzieci, ma jednak JAKIEŚ pojęcie o wychowywaniu dzieci.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze