Sprzed tablicy do parlamentu. Najpopularniejszy nauczyciel w Polsce ma plan
Polska usłyszała o jego determinacji, gdy jako wicedyrektor szkoły, który nie mógł znaleźć nauczycieli, sam zaczął uczyć dziewięciu przedmiotów. Popularność wykorzystał, by punktować braki w systemie edukacji. A teraz zdobył mandat posła, ale szkoły nie zamierza porzucić. - Zmiany są potrzebne, ale róbmy je z głową, a nie na szybko i na kolanie - mówi w rozmowie z WP Parenting Marcin Józefaciuk.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Nauczyciel, wcześniej dyrektor, dziś wicedyrektor szkoły, społecznik, ultramaratończyk, prowadzący program w TVN, a teraz poseł. Dlaczego zdecydowałeś się kandydować do Sejmu?
Marcin Józefaciuk: - Dostałem taką propozycję i poczułem, że to jest okazja, żeby coś zmienić. Byłem dziesiątką na liście KO. Gdy zostałem dyrektorem szkoły, zacząłem zauważać wiele rzeczy, które "nie grają" w systemie edukacji. A w polityce brakowało mi osób decyzyjnych, które byłyby praktykami szkolnymi. Poza tym jako ultramaratończyk lubię wyzwania. Dlatego chcę zawalczyć o młodzież, nauczycieli, o pracowników niepedagogicznych, ale też o osoby z niepełnosprawnościami czy w kryzysie bezdomności.
Te rzeczy, które "nie grają w systemie edukacji", to?
- Przede wszystkim upolitycznienie szkoły i bardzo mocna indoktrynacja. Odebranie decyzyjności dyrektorowi, kadrze pedagogicznej i samorządowi uczniowskiemu. Rządzący decydowali za wszystkie społeczności. Przestańmy w końcu wtrącać politykę do szkoły. Kolejną bolączką jest fakt, że nauczyciele i uczniowie nie mają czasu, żeby zacząć pracować nad kształtowaniem umiejętności. Widać to szczególnie w szkole zawodowej.
Czy z racji zdobycia mandatu będziesz chciał porzucić zawód nauczyciela?
- W żadnym wypadku. Obecnie pracuję w Zespole Szkół Rzemiosła im. Jana Kilińskiego w Łodzi i jestem nauczycielem z powołania, pasji i serducha. Miałem tylko 1,5-roczny epizod, gdy zrezygnowałem z pracy w szkole. Nie ma takiej opcji, by to się powtórzyło, bo kocham to, co robię.
Tak jak już wspomniałem, to praktycy powinni decydować o tym, jak będzie wyglądał polski system edukacji. Uważam, że po dwóch latach poza systemem ma się tylko jakieś błędne wyobrażenie o tym, jak on funkcjonuje. Dlatego moim zdaniem stracenie kontaktu z edukacją jest równoznaczne z odebraniem mandatu do tego, aby o niej decydować. A jeśli mi odbije "od sławy" (śmiech) to moi uczniowie i współpracownicy szybko postawią mnie do pionu.
Jednak w szkole będziesz bywał rzadziej. Nie jest ci żal?
- Żal nie, bo ja to wszystko połączę. Na pewno będę miał ograniczoną liczbę godzin, ale zapewniam, że uczniowie na tym nie ucierpią. Stworzyliśmy już wstępny zarys planu lekcji, żeby to wszystko pogodzić. Ja - jako wicedyrektor - też nie miałem tych godzin przy tablicy aż tak dużo.
W szkole zostajesz, a co z telewizją?
- Kariera telewizyjna była epizodem. Moim zdaniem bycie posłem wymaga odejścia od rozrywki. Oczywiście nie mówię, że zmienię się w osobę poważną, która będzie chodziła pod krawatem. Nie ma takiej możliwości. Ale programu "Nastolatki rządzą... kasą" już nie poprowadzę. Poza tym nie znalazłbym tyle czasu. Gdy nagrywałem program, musiałem wziąć urlop. Wierzę, że produkcja znalazła na moje miejsce fajną osobę, która wprowadzi do programu coś nowego, bo on powinien się rozwijać. A ja skupię się na pracy w szkole i w Sejmie.
Co w tej sejmowej pracy będzie priorytetem? Co w polskiej szkole trzeba zmienić natychmiast?
- Ja bym teraz wprowadził jedną bardzo ważną zmianę - zero jakichkolwiek zmian. W tym momencie nie wiemy, jak tak naprawdę wygląda polski system edukacji. Trzeba to najpierw dobrze zbadać i wtedy skonstruować plan naprawczy. Musimy stworzyć duży panel obywatelski, w którym będą wszystkie strony zainteresowane - nauczyciele, uczniowie, rodzice, samorządy, cechy, izby rzemieślnicze, OKE itd. Dopiero wtedy stworzymy system pod zmiany.
A te zmiany to?
- Na pewno ujednolicenie przepisów. Następnie zdecydowane podwyżki dla nauczycieli. Koalicja Obywatelska obiecała pedagogom, że ich pensje wzrosną o 30 proc. w ciągu pierwszych 100 dni funkcjonowania nowego rządu. Ponadto podniesienie prestiżu zawodu nauczyciela, likwidacja HiT-u, zmodyfikowanie podstawy programowej i uelastycznienie planów nauczania.
Czyli nie jesteś za tym, żeby reformy Prawa i Sprawiedliwości naprędce odkręcać?
- Nie. Zapewniam, że w Ministerstwie Edukacji i Nauki pracuje kilka osób, które mają głowę na karku i niektóre z przepisów są naprawdę dobrze i logiczne zrobione, tylko ich egzekucja była dramatyczna. Więc zmiany są potrzebne, ale róbmy je z głową, a nie na szybko i na kolanie. Chcemy działać inaczej niż nasi poprzednicy.
Jak wygląda szkoła marzeń Marcina Józefaciuka?
- Nie chce być nieskromny, ale szkoła, w której pracuję, jest taką moją wymarzoną szkołą. A przynajmniej robimy wszystko, by taka była. To szkoła, do której uczeń, nauczyciel i pracownik niepedagogiczny przychodzi z uśmiechem. Jest w niej przestrzeń na rozmowę, kształcenie umiejętności, a nie na pamięciowe zakuwanie. To szkoła, gdzie nie ma wyścigu szczurów. Uczeń wychodzi z niej z poczuciem dobrze wykonanej pracy. To szkoła, po której uczeń nie musi siedzieć godzinami nad zadaniami domowymi. Wreszcie to szkoła, której każdy nam poza Polską zazdrości - pełna tolerancji, gdzie obchodzone są dni papieskie, ale również dni wolności LGBT. To szkoła zrozumienia i serca.
Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl