Recenzja płyty "Położna. 3550 cudów narodzin" Jeannette Kalyta
Do tej pory Jeannette Kalyta kojarzyła mi się jedynie z reklamą radiową, w której promowała jeden z produktów do higieny intymnej. Gdy dostałam do posłuchania jej płytę, postanowiłam dowiedzieć się, kim jest jej autorka. Szybko okazało się, że jest chyba najbardziej znaną w Polsce położną, która również prowadzi własną szkołę rodzenia. Zawodowo związana jest ze Szpitalem św. Zofii w Warszawie. Ma ponad 25-letnie doświadczenie w zawodzie położnej. Przyjęła ponad 3500 porodów, w tym wiele od znanych osób. Cieszy się ogromną popularnością wśród ciężarnych, wiele z nich chce, aby ich poród przyjęła właśnie Kalyta.
Uzbrojona w tę wiedzę zabrałam się do słuchania jej płyty. Jest to opowieść autobiograficzna, która również została wydana w wersji drukowanej. Ja miałam przyjemność słuchania głosu autorki, która osobiście czyta swoją książkę. A głos Jeannette Kalyta ma bardzo miły. Płyta na początku wydała mi się niezmiernie długa - ponad 8 godzin nagrań brzmiało jak wyzwanie. Jednak już po kilku pierwszych rozdziałach okazało się, że niepotrzebnie się martwiłam. Słuchanie jej było bardzo przyjemne.
"Położna. 3550 cudów narodzin" to opowieść nie tylko o porodach, które autorka odebrała, ale również o własnych porodach i o swoim życiu. Przedstawiona historia momentami bawi, śmieszy, ale też napawa strachem i przerażeniem, gdy słyszę o przywiązywaniu nóg podczas porodu - na szczęście lata temu. Kalyta opowiada o swoim życiu oraz o zmianach, jakie w nim następowały. Jak razem z jej życiem zmieniał się sposób podejścia do porodu i kobiety rodzącej. Jak ona jako położna dojrzewała i zmieniała swoje podejście. Jak próbowała nowych na ten czas rozwiązań i z jakimi oporami się wtedy spotykała.
Swoją historię Kalyta opowiada w bardzo prosty i niewydumany sposób. Jest to autobiografia, ale nie jest to samouwielbienie, czego początkowo się obawiałam. Autorka opowiada o swoim strachu, przerażeniu, a także najintymniejszych chwilach swojego życia - o porodach, które odbyły się w czasach obowiązkowego leżenia i przedmiotowego traktowania pacjentki.
Moim zdaniem "Położna. 3550 cudów narodzin" jest świetną propozycją dla kobiet, które spodziewają się dziecka. Dzięki tej lekturze dowiedzą się, jak psychicznie przygotować się do porodu i jak można go przeżyć w zgodzie ze sobą. Propozycja ta pozwala również oswoić się z porodem kobietom, które są w pierwszej ciąży. Uważam, że jest to również interesująca opowieść dla pań, które porody mają już za sobą, a chciałyby przypomnieć sobie o cudzie narodzin. Przede wszystkim jest to płyta dla każdego, kto chciałby dowiedzieć się, jak wyglądał i wygląda poród oraz jakie emocje mu towarzyszą.
"Położna. 3550 cudów narodzin" to historie wielu kobiet, które rodziły razem z Jeannette Kalyta. Każdy z opowiedzianych porodów był inny. Jedne krótkie i bezproblemowe, inne wielogodzinne i z komplikacjami. To właśnie świadczy o sile tej opowieści. Nie ma tutaj jedynie kolorowych przykładów prostych i nieskomplikowanych porodów. Kalyta spotyka się z wieloma problemami, zarówno fizycznymi, ale również psychicznymi u rodzących, co urealnia przedstawione zdarzenia. Przyjmowała porody zarówno w szpitalu, jak i w domu czy w wodzie. Gdy wiele lat temu położyła noworodka po porodzie na brzuch matki, wprowadziła niemałe zamieszanie na sali porodowej i oburzenie lekarzy tam pracujących. Kalyta opowiada wiele o nieludzkich warunkach panujących ówcześnie na salach porodowych. O tym, jak kobiety leżały przywiązane za pomocą skórzanych pasów do łóżka podczas porodu lub jak obowiązkowo zabierano im dzieci zaraz po porodzie, jak wszystkie kobiety ściągały mleko, które trafiało do jednego pojemnika, a potem z niego były karmione noworodki. Takie historie można usłyszeć właśnie na tej płycie. Ale są tam również przesympatyczne opowieści o udanych i szczęśliwych porodach, historie zadowolonych kobiet, którym udało się urodzić dziecko zgodnie z własnymi preferencjami. Te sytuacje wzbudzają radość i uśmiech na twarzy słuchającego.