Recenzja "Lena. Nocnikowe przygody braciszka" Fanny Joly i Roser Capdevila - Wydawnictwo Debit
Trening czystości jest jednym z najtrudniejszych etapów zdobywania nowych umiejętności przez małe dziecko. Powstało wiele publikacji na ten temat, są różne „szkoły” wprowadzania nauki czystości, ale każdy maluch w różnym wieku zaczyna wołać, że chce skorzystać z nocniczka lub toalety. Rodzice ciągle porównują swoje dzieci i zastanawiają się, kiedy jest ten najodpowiedniejszy moment. Ale nie chcę tutaj pisać o jakimś poradniku, tylko o niezwykle przyjemnej i wesołej książce od Wydawnictwa Debit: „Lena. Nocnikowe przygody braciszka”.
"Lena. Nocnikowe przygody braciszka" - Wydawnictwo Debit
Historia Fanny Joly i Rosera Capdevila bardzo mi się spodobała. Zresztą nie tylko mi – najbardziej powinno się tu liczyć zdanie najmłodszych czytelników (słuchaczy). Wystarczy więc, że wspomnę o tym, że moja trzy i pół letnia córeczka co najmniej dwa razy dziennie podbiega do mnie z książeczką o Lenie, żebym jej poczytała.
Jeśli dołożę do tego, że moja siostrzenica (nastoletnia już) zaśmiewała się, czytając tę niewielką lekturę, z pewnością również udowodnię, że książka warta jest nabycia.
To opowieść snuta przez kilkuletnią dziewczynkę, która od niedawna ma braciszka. Jest on jednak na tyle duży, że potrafi już chodzić i doskonale radzi sobie z utrzymaniem kredki i tworzeniem dzieł artystycznych na ścianach. Umie też co nieco powiedzieć i przechodzi etap zainteresowania materiałami sypkimi. Presja otoczenia sprawia, że matka Kubusia i Leny kupuje synkowi siedem par majteczek na każdy dzień tygodnia i wyciąga stary nocnik po córce, by rozpocząć sławny trening czystości.
Jak można się spodziewać i co z pewnością wie każdy rodzic, który uczył swoje dziecko załatwiania potrzeb fizjologicznych, Kubuś nie za bardzo chciał i potrafił zaakceptować nowe zasady. Tym sposobem na podłodze pojawiały się coraz to nowe kałuże, a zapas majteczek na każdy dzień tygodnia wyczerpał się już w niedzielę. Jak to więc czasami bywa, mama szybko się poddała. W domu był jednak ktoś, kto bardzo chciał pomóc – Lena. Jako starsza siostra poczuła się w obowiązku wytłumaczyć chłopcu, o co chodzi z tym całym sikaniem do nocnika. Hm… do nocnika czy może bezpośrednio do sedesu? No właśnie, bo kto lepiej zrozumie dziecko niż drugie dziecko?
Kolorowe i zabawne ilustracje, niezwykle wesoły i zrozumiały język, a do tego duże litery pisane ładną czcionką – to wszystko sprawia, że książeczkę czyta się bardzo dobrze. Doskonale poradzą sobie z nią dzieci rozpoczynające swoją przygodę z czytaniem, jak i dziadkowie ze słabszym nieco wzrokiem czytający wnuczętom różne opowieści. Lektura świetnie sprawdzi się również wśród dzieci, które nie bardzo mają chęć podjęcia treningu czystości. Myślę, że historia Kubusia i Leny pomoże im nabrać ochoty na zdobycie nowej umiejętności.
„Lena. Nocnikowe przygody braciszka” to kolejna już część historii o Lenie. Pierwsza – „Lena. Witaj, braciszku” była równie zabawna i sympatyczna. Polecam więc lekturę wszystkim – zarówno małym, jak i dużym. Z pewnością świetnie się będziecie przy niej bawić.