Recenzja książki "I co my z tego mamy?" od Wydawnictwa Znak
„- I co my z tego mamy?
- Miłość mamy!”
Małżeństwo z pięciorgiem dzieci? Przecież w dzisiejszych czasach to niemal nie do osiągnięcia. Zawsze nie ma albo pieniędzy, albo warunków, albo sił – szczególnie na tzw. „planowane” dzieci. Owszem, wiele par deklaruje, że nie chce mieć tylko jednego dziecka, jednak z reguły ich rozmyślania kończą się na dwójce, żeby była „parka” w domu. Aktualnie rodzina, w której mamy trójkę potomstwa jest już kwalifikowana jako wielodzietna. Czy istnieją jeszcze małżeństwa, które świadomie rozbudowują swoją rodzinę o kolejne dzieci?
Okazuje się, że tak i to nawet rodziny znanych osobistości z mediów i telewizji. Agata Puścikowska – dziennikarka, felietonistka i reportażystka – oraz Dominika Figurska – aktorka teatralna i telewizyjna – napisały wspólnie książkę „I co my z tego MAMY?” wydaną przez Wydawnictwo Znak. Obie panie są nie tylko popularne i spełniają się zawodowo, ale też są matkami piątki dzieci – każda z osobna (!) – żeby nie było niedomówień. Można? Można!
Książka ma formę dialogu poukładanego w tematyczne rozdziały. Panie rozmawiają ze sobą, dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem oraz wspomnieniami związanymi z ciążą i wychowywaniem dzieci. Obie też aktualnie mają dzieci w wieku niemowlęcym oraz starsze, które chodzą już do szkoły, są aktywne zawodowo i do tego wszystkiego – napisały książkę, która jest znakomitą lekturą zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn, dla matek i dla panienek, które jeszcze nie myślą o rodzinie. Okazuje się więc, że rodzicielstwo nie wyklucza dbania o siebie oraz kariery. Wszystko można pogodzić, jeśli dobrze zorganizuje się swój czas i… nie narzuci sobie idealnego wizerunku rodziny i domu. Tak, z piątką dzieci w domu nie tak prosto przecież zadbać o porządek i doskonały plan dnia. Ale to przecież nic złego! Spełniona mama nie musi działać pod zegarek, a wręcz przeciwnie – powinna być gotowa na zaskoczenia i nagłe zmiany akcji.
Po każdym rozdziale są przytaczane fragmenty encyklik, adhortacji, listów papieża Jana Pawła II, który stał się niejako patronem nie tylko książki, ale też rodzin autorek (najmłodsi synowie jednej i drugiej pani mają na imię Jan Paweł). Temat wiary i religii przewija się przez całą książkę, jednak nie jest uciążliwi, nie narzuca się i nie przeszkadza – myślę, że nawet osoby z innym systemem wartości nie będą bardzo zniesmaczone takim stylem publikacji. Rozmowa Puścikowskiej i Figurskiej nie układa się w poradnik dla mam kilkorga dzieci, dzięki temu właśnie nie przynudzają one i nie moralizują, a książkę dobrze się czyta, jakbyśmy podsłuchiwali dwie przyjaciółki, które mądrze i dowcipnie dzielą się swoimi doświadczeniami.
Dominika Figurska i Agata Puścikowska nie narzucają swojego zdania i swojego stylu życia. Zwyczajnie opowiadają o tym, jak jest u nich i co im się w tym wszystkim podoba, a co nie. Przyznają, że poród nie należy do przyjemności, że próbowały nawet porzucić pracę na rzecz ciągłej opieki nad dzieckiem, że ich dzieci chorują, potrzebują pomocy w odrabianiu lekcji i nie zawsze jest różowo. Obie panie zaznaczają jednocześnie, że wspólne podróżowanie jest niezapomnianą frajdą dla całej rodziny, a konsekwencja i dyscyplina są niezbędne do wychowania dzieci na porządnych ludzi. Zwracają też uwagę na stereotypy, jakie panują w naszym społeczeństwie. Okazuje się, że wiele osób myśli o rodzinie wielodzietnej jak o patologii, z którą należy walczyć. Bardzo podoba mi się w książce „I co my z tego MAMY?” właśnie pokazanie, że pięcioro dzieci w domu to nie jest nic nienormalnego, że tak też można żyć i że tak nawet bardzo dobrze się żyje.
Sama jestem matką jednego dziecka (i póki co nie myślę o większej ilości, choć nie wykluczam w przyszłości ponownego zajścia w ciążę) i szczególnie zaciekawiło mnie to, że obie autorki książki zgadzały się co do tego, że macierzyństwem zaczęły cieszyć się i je doceniać dopiero przy trzecim dziecku! Zbieg okoliczności, czy może taka jest kolej rzeczy, że dopiero trzecia ciąża pozwala kobiecie odkryć radość z wychowywania kolejnego maleństwa? Następną rzeczą, która zwróciła moją uwagę, jest rozumienie sformułowania „poświęcić się dla swojego dziecka”. Panie mają takie samo zdanie, jak ja, czyli poświęcenie rozumieją jako coś negatywnego wręcz, a dziecko nie powinno przecież zmuszać nas do poświęceń, do rzucania wszystkiego i zajmowania się tylko i wyłącznie nim. Owszem, wymaga uwagi, opieki, bezpieczeństwa, ale na pewno nie powinno nas unieszczęśliwiać!
Najważniejsza jest po prostu miłość i zrozumienie. Wtedy wszystko można przetrwać i wspólnie cieszyć się rodziną, mimo że nie wszystko będzie zawsze cukierkowe i piękne jak w kolorowych magazynach dla matek. W książce widzimy też próbę zwalczenia kilku stereotypów: rodziny wielodzietnej jako patologii, Matki Polki poświęcającej się dla rodziny czy też feministki jako kobiety całkowicie niezależnej i bezdzietnej.
Autorki podkreślają też indywidualizm i to, że każda kobieta jest inna i potrzebuje czego innego w swoim życiu. Jedna będzie szczęśliwa, opiekując się dziećmi i wypełniając obowiązki domowe, inna będzie wolała chodzić do pracy, a do pomocy w domu wynająć nianię lub gosposię. I co ważne – żadna z tych postaw nie jest zła! Pamiętajmy o tym i nie dajmy się zwariować i wciągnąć w jakieś stereotypy, które nas unieszczęśliwią.