Recenzja książki "Historia pewnej dziewczyny" Lindsey Kelk
Nieszczęścia chodzą parami, prawda? A jeśli zwala się kilka rzeczy naraz i wydaje się nam, że gorzej już być nie może, to okazuje się w niedługim czasie, że jednak może! Znacie to? Są różne sposoby na kłopoty – można je przeczekać, można napić się kawy, pomyśleć w spokoju i podjąć odpowiednie działania, a można też zdać się na przypadek, wyjechać na Hawaje, podszywając się pod wredną współlokatorkę i rozpocząć pracę fotografa.
Tak właśnie zaczyna się fascynująca opowieść Lindsey Kelk wydana przez Zysk i S-ka Wydawnictwo jako „Historia pewnej dziewczyny”. Młoda pracownica agencji reklamowej Tess Brookes miała otrzymać awans i samodzielne stanowisko dyrektora kreatywnego, zamiast tego zostaje zwolniona w trybie natychmiastowym. Na spotkaniu rodzinnym kłóci się ze swoją mamą i „przesypia” z odwiecznym przyjacielem, w którym podkochuje się od 10 lat, co niestety nie kończy się happy endem. Co jeszcze może się stać? Praca i Charlie byli dla niej wszystkim i nagle z dnia na dzień została ich pozbawiona. Zostawanie po godzinach wcale się nie opłaciło, a w mieszkaniu czeka na nią okropna współlokatorka, która na dodatek uwiodła miłość jej życia. I wtedy dzwoni telefon... Spontaniczna decyzja, walizka spakowana i Tess jako Vanessa wylatuje na Hawaje, gdzie ma zrobić sesję zdjęciową znanego choć ekscentrycznego projektanta mody. Oczywiście pojawia się też przystojny mężczyzna, liczne zbiegi okoliczności i kłamstwa, które nie mogą przecież wyjść na jaw.
Książkę czyta się bardzo dobrze, szczególnie, że uwielbiam taką babską literaturę, w której dużo się dzieje, jest z czego się pośmiać i wzruszyć. „Historia pewnej dziewczyny” jest lekturą idealną na okres wakacyjny i nie tylko. Łakoma Tess, jej zwariowana przyjaciółka Amy, Kekipi - nowy kolega gej, Nick - wrażliwy macho i lekko pokręcony projektant mody Al – wszyscy oni w połączeniu z Hawajami sprawiają, że książka kończy się aż za szybko mimo swoich prawie 450 stron.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę to przede wszystkim piękna okładka: kolorowa z wytłoczonymi literami i oddająca klimat. Już samo to sprawiło, że chciałam mieć tę książkę na swojej półce. Kolejnym powodem, dla którego o niej zamarzyłam, była świetnie opowiedziana historia pełna wesołych dialogów i zaskakujących sytuacji. Potoczysty język, który pozwolił przenieść się na Hawaje wraz z bohaterką i wczuć się w jej sytuację, totalnie mnie wciągnął i sprawiał ogromną przyjemność.
Ale czy „Historia pewnej dziewczyny” to tylko czysta rozrywka? Oczywiście, że nie. W Tess możemy odnaleźć siebie! Zapędzenie w pracy może czasem sprawia, że zaniedbujemy swoje życie prywatne albo gubimy swoją drogę. Niby czujemy się spełnieni i bezpieczni, ale czy na pewno jesteśmy szczęśliwi? Może taki porządny „kopniak” od życia jest potrzebny, by na nowo odkryć siebie i po prostu odważyć się? Życie jest bardzo krótkie, więc warto w nie zainwestować i cieszyć się każdą chwilą.