Recenzja gry planszowej „Było sobie życie”
Dziecko wpatrzone w ekran komputera lub wyświetlacz telefonu to coraz częstszy widok. Zazwyczaj urządzenia te są dla niego sposobem komunikacji, ale i źródłem rozrywki. Wiele gier, w które grają młodzi ludzie bawi, śmieszy, ćwiczy refleks, ale niestety nie uczy i nie niesie ze sobą większych wartości.
Coraz częściej zauważyć można również braki edukacyjne dotyczące znajomości ludzkiego organizmu i kwestii związanych ze zdrowiem. Nic dziwnego, skoro współczesny maluch wcześniej zaznajomi się z obsługą telefonu lub tabletu, niż dowie się, czym jest leukocyt lub hemoglobina.
Formułki ze szkolnych podręczników lub długie wykłady rzadko kiedy spotkają się z uznaniem młodego pokolenia. O wiele lepszym sposobem jest nauka poprzez zabawę. Jeśli dodatkowo uczestniczą w niej rodzice lub rodzeństwo, czynność staje się tym bardziej interesująca. Jedną z najlepszych form edukacji skupiających całą rodzinę jest wspólne granie w gry planszowe. Dzisiaj miałam okazję przetestować jedną z nich.
1. Kultowy serial inspiracją dla gry
„Było sobie życie” - hasło to wywołuje wiele wspomnień, zwłaszcza u osób urodzonych w latach 80. XX wieku. W 1988 r. pod tym właśnie tytułem w polskiej telewizji emitowany był bardzo wartościowy serial animowany, który przyciągał rzesze dzieci w różnym wieku.
Jego pomysłodawcą był Albert Barillé, który przedstawił ważne zagadnienia dotyczące ludzkiego organizmu w prosty i przystępny sposób. Niezwykle popularna w tamtych czasach kreskówka na szczęście nie odeszła w niepamięć. Po latach stała się bowiem inspiracją dla wydawnictwa Hippocampus, które postanowiło wznowić serial na płytach DVD oraz zachęcić całą rodzinę do wspólnego pogłębiania wiedzy poprzez granie w grę planszową.
2. Solidne wykonanie
Edukacyjna gra planszowa na podstawie kultowego filmu „Było sobie życie” jest zapakowana w solidne pudełko utrzymane w czerwonej kolorystyce. Na pudełku pojawiają się bohaterowie serialu. Wśród nich centralne miejsce zajmuje główny bohater – Mistrz. Jest to mędrzec z długą, białą brodą, który często utożsamiany jest z życiową mądrością.
Na opakowaniu pojawia się również informacja o adresatach gry. Dowiadujemy się, że w jednej rozgrywce może uczestniczyć od dwóch do czterech graczy w wieku od 7 do 107 lat. To bardzo dobra informacja, ponieważ oprócz dziecka w grze mogą uczestniczyć także rodzice lub dziadkowie, którzy będą mieli okazję odbyć małą podróż do przeszłości.
3. Co znajdziemy w pudełku?
Solidne opakowanie idzie w parze z zawartością. Po otwarciu pudełka moim oczom ukazała się twarda plansza, a także przedmioty niezbędne do rozpoczęcia gry: kostka, 8 tekturowych pionków, 4 podstawki na pionki, karty podpisane jako „pytania łatwe” i „pytania trudne” (po 53 sztuki), karty oznaczone jako „szansa” i „pech” (po 45 sztuk), a także plik żetonów przedstawiających Leukocyty (35 sztuk), Lekarstwa (25 sztuk), Globinki (84 sztuki), a także najbardziej wartościowe ze wszystkich żetony Hemo (30 sztuk).
Oprócz tego w pudełku znalazłam 4 karty informujące, jaki jest przelicznik wymiany poszczególnych żetonów oraz 4 detektory odpowiedzi, które – według informacji na pudełku – są magiczne. Dlaczego? To okaże się już w trakcie gry.
Oczywiście nie zabrakło również instrukcji, które wygląda niemal identycznie jak opakowanie i jest bardzo przydatna dla osoby, która będzie grała w „Było sobie życie” po raz pierwszy. Instrukcja ta jest dosyć krótka i napisana prostym, zrozumiałym językiem, dlatego przyswojenie zasad gry nie powinno stanowić najmniejszego problemu.
4. Na czym polega gra „Było sobie życie”?
Na planszy znajdują się cztery układy z przypisanymi do nich kolorami. Jest to układ trawienny, oddechowy, nerwowy i krwionośny. Co wyróżnia tę grę od innych gier planszowych? Ma ona 4 pola „Start” i ani jednej „Mety”.
Zwycięzcą nie jest bowiem osoba, która jako pierwsza przejdzie wszystkie pola, jak to bywa w wielu grach planszowych, a osoba, która jako pierwsza zbierze 7 żetonów Hemo. Można je zdobyć np. wyciągając kartę „Szansa” lub wymienić kilka mniejszych żetonów na jeden większy. Gracze są w ciągłym ruchu, a o ich przemieszczaniu decyduje liczba wyrzuconych oczek. Przekraczając kolejne pola, prowadzą walkę z bakteriami i wirusami, dostają szansę lub mogą mieć pecha.
Bardzo ciekawym sposobem na poszerzenie wiedzy o własnym organizmie jest odpowiadanie na pytania na zasadzie quizu. Gracz, który stanie na odpowiednim polu oznaczonym znakiem zapytania wyznaczony jest do udzielenia odpowiedzi. W tym celu wyciąga pierwszą kartę z brzegu, czyta pytanie oraz trzy warianty podpowiedzi.
Co ważne – na planszy znajdują się zarówno łatwe, jak i trudne pytania, a o ich wyborze decyduje sam uczestnik. To przydatna opcja, zwłaszcza, jeśli w grze biorą udział osoby w różnym wieku. Weryfikatorem poprawności danej odpowiedzi jest magiczny gadżet, o którym wspominałam na początku. Jest nim czerwona, grubsza folia, po przyłożeniu której naszym oczom ukazuje się poprawna odpowiedź.
Oprócz tego, gracze mogą brać udział w pojedynkach mistrzów (konieczne jest posiadanie karty Mistrz), atakować przy pomocy wirusów (po wyciągnięciu karty Wirus), a także zaryzykować, wybierając pytanie va banque. Po drodze mijają park, szpital, boisko lub aptekę.
5. Nauka poprzez zabawę
Gra „Było sobie życie” pozwala dziecku zapoznać się z podstawowymi pojęciami z zakresu anatomii człowieka. Uczy, że z wirusami i bakteriami trzeba walczyć, najlepiej natychmiast, a także pozwala sprawdzić swoją wiedzę poprzez udzielanie odpowiedzi na łatwe lub trudne pytania. Tym samym uczy podejmowania decyzji i daje możliwość podjęcia ryzyka. Pokazuje również, że każde ryzyko wiąże się z określonymi konsekwencjami.
Wspólna gra w „Było sobie życie” to świetny sposób na rodzinne spędzenie wolnego czasu, który z pewnością przyniesie wiele radości, emocji i wrażeń. Oprócz tego w kolekcji Hippocampus znajdziemy również inne gry tego typu. Są to m.in. „Był sobie człowiek”, „Byli sobie wynalazcy”, „Byli sobie podróżnicy”.