Recenzja filmu na DVD „Tajemnice lasu” od Disneya
Baśnie Braci Grimm zawsze mnie trochę przerażały, ale jednocześnie nie do końca podobają mi się takie unowocześnione, dostosowane dla malutkich dzieci, wygładzone i rozświetlone. Baśnie Braci Grimm są mroczne i nie unikają rozlewu krwi. Dostęp do oryginalnych wersji jest jednak aktualnie dosyć ograniczony. Zazwyczaj, gdy widzę gdzieś w sklepie książkę z bajkami o Kopciuszku czy Roszpunce, pomijają one motyw obcinania pięty i palców złym siostrom oraz pozbawienia wzroku księcia. Filmy również z reguły są piękne i raczej optymistyczne.
Z „Tajemnicami lasu” – nową produkcją Disneya – jest nieco inaczej… To bardzo specyficzny musical. Łączy w sobie 4 różne baśnie: o Roszpunce, Kopciuszku, Jasiu i magicznej fasoli oraz o Czerwonym Kapturku. Ich losy splatają się z historią piekarza i jego żony, którzy nie mogą mieć dziecka z powodu klątwy rzuconej wiele lat temu przez Czarownicę.
Opowieść zaczyna się nawet zabawnie. Dawno, dawno temu do wioski opodal lasu sprowadziło się małżeństwo wraz z synkiem. Kobieta była w ciąży i miała swoje zachcianki. Ale nie marzyły jej się lody z bitą śmietaną, tylko warzywa… Zupełnie przypadkiem sąsiadka z naprzeciwka miała fantastyczny ogród nimi przepełniony.
Mąż, chcąc zadowolić swoją ciężarną żonę, nie pomyślał jednak o tym, by pożyczyć lub kupić warzywa od właścicielki, ale zwyczajnie zakradł się w nocy za parkan i zaczął je kraść. Pech chciał, że sąsiadką była Czarownica, która postanowiła się zemścić za tak nikczemny uczynek. Owszem, pozwoliła zabrać warzywa ze swojego ogródka, ale zaznaczyła, że dziecko, które się narodzi będzie należało do niej.
Mężczyzna na odchodne zabrał jednak coś bardzo cennego – ziarenka magicznej fasoli. Przez to Czarownica straciła swoją młodość i piękny wygląd. Zabranie dziecka już jej nie wystarczało, więc rzuciła klątwę bezdzietnośći na rodzinę. Po zabraniu jej córeczki (tak, to właśnie Roszpunka), kobieta zmarła, a mężczyzna uciekł, zostawiając syna samego i nieświadomego…
Po latach syn prowadził piekarenkę i miał żonę. Niestety nie mogli spłodzić dziecka. Nadszedł jednak dzień, w którym Czarownica przyszła do nich w odwiedziny i opowiedziała całą historię. Łaskawie zgodziła się zdjąć klątwę (od początku wiadomo, że jest coś jeszcze w jej propozycji), ale zaznaczyła, że małżeństwo musi dostarczyć jej kilka niezbędnych składników i mają na to 3 doby. Jakie to tajemnicze przedmioty? Krowa biała jak mleko, płaszczyk czerwony jak krew, pantofelek ze szczerego złota oraz włosy żółte jak kukurydza. Piekarz nie zastanawiał się. Ruszył do lasu.
W tym samym czasie do lasu wybrali się również: Kopciuszek w złotej sukni i złotych pantofelkach, by wziąć udział w 3-dniowym balu u księcia, Jaś z mlecznobiałą krową na sprzedaż i Czerwony Kapturek. Dodatkowo w środku lasu w wieży zamknięta była Roszpunka o włosach koloru kukurydzy. Wszystko pięknie się składa, prawda? I może byłoby pięknie, gdyby nie to, że ziarenek magicznej fasoli było 6, a nie 5…
Film został wyraźnie podzielony na dwie części. Pierwsza kończy się w momencie zdjęcia klątwy, kiedy to wszyscy wydają się szczęśliwi i spełnieni. Jednocześnie zaczyna się druga część, w której całych ich świat rozpada się. Robi się jeszcze mroczniej, pojawia się śmierć, zdrada, kłamstwo.
Widzimy, że spełnione marzenia nie zawsze jednak dają nam satysfakcję, bo znacznie bardziej pociąga nas nieznane, coś, co musimy gonić. Książę przecież zawsze będzie kochał dziewczynę, która mu uciekała, został wychowany po to, by być czarujący, a nie wierny. Szczęście jest złudne i często kończy się wzajemnym obwinianiem. Ale czy baśń jest pesymistyczna? Nie do końca. Pokazuje, że wspólnymi siłami można naprawdę dużo zdziałać, że nie wolno się poddawać, że trzeba żyć mimo wszystko i znajdywać drogę wyjścia nawet z najcięższych opresji.
"Tajemnice lasu"
Wiele scen „Tajemnic lasu” naprawdę mnie rozbawiło. Czerwony Kapturek, który kradł bułeczki i ciasteczka, Kopciuszek, który specjalnie zostawia bucik na schodach do pałacu, piekarz, który nieudolnie próbuje zabrać czerwony płaszczyk lub uciekająca biała krowa, która w końcu pada martwa w lesie.
Sama Czarownica – fenomenalnie zagrana przez Meryl Streep – również była zabawna. Pojawiała się w najmniej spodziewanym momencie i znikała równie szybko. Bardzo rozśmieszyli mnie również książęta, którzy porównywali swoje sytuacje miłosne i rozrywali swoje szaty.
Wilk grany przez mojego ulubionego aktora Johnny’ego Deppa był straszny i jednocześnie można było wyczuć podtekst seksualny w jego podejściu do Czerwonego Kapturka. Jego „Hello, little girl” było niesamowicie zmysłowe – nie spodziewałam się takiego przedstawienia historii.
Muzyka, która jest przecież nieodłącznym elementem tego musicalu niesamowicie mi się podobała. Piosenki wpadają w ucho i siedzą długo w głowie. Są melodyjne i niosą ze sobą ogromne znaczenie i ładunek emocji, którego zwykłymi słowami nie dałoby się oddać.
Film polecam wszystkim, którzy chcą czegoś więcej niż kolejnej historii miłosnej, kolejnej bajeczki czy kolejnego kryminału. Nawet osoby, które nie gustują w musicalach, myślę, że znajdą w nim wiele wartości.
Dziękuję Dystrybutorowi filmów Galapagos za możliwość obejrzenia i zrecenzowania filmu.