Trwa ładowanie...

Dziewczynki przestają być grzeczne. Psycholog mówi o "efekcie cheerleaderek"

 Marta Słupska
08.11.2023 09:58
Przemoc ze strony dziewcząt jest bardziej dotkliwa. Psycholog mówi o efekcie cheerleaderek
Przemoc ze strony dziewcząt jest bardziej dotkliwa. Psycholog mówi o efekcie cheerleaderek (Getty Images)

Przemoc wśród dzieci nie jest zarezerwowana wyłącznie dla chłopców, coraz częściej prowodyrkami są dziewczynki. Atakują, bo chcą być szanowane w szkole, zdarza się, że ich zachowanie chwalą też dorośli. - Takie przemocowe dzieci wracają do domu i słyszą od rodziców: "no i dobrze, że mu przywaliłeś" - mówi Igor Wiśniewski, psycholog dziecięcy.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski: - W Chorzowie grupa nastolatków znęcała się psychicznie i fizycznie nad 9-letnim chłopcem, który jest w spektrum autyzmu. Przewodziła im 14-latka. Dlaczego miała taki posłuch wśród chłopaków?

Igor Wiśniewski, psycholog dziecięcy z Łodzi: - Trudno powiedzieć. Mogła zdobyć pozycję lidera na różne sposoby. Może ci chłopcy, którzy się jej słuchali, chcieli jej zaimponować? A może ta dziewczynka chciała być jak niejaka Lexi, influencerka, która powiedziała, że "jest fanką dymów i patologii"? A może maltretowała wcześniej tych chłopców i ich sobie podporządkowała? To są nasze domniemania, ale to tylko wróżenie z fusów, bo powody mogą być rozmaite.

- Myśli Pan, że myślała o konsekwencjach tego, co robi?

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 3"

- Nastolatki mają ograniczone przewidywanie konsekwencji. Dużo zależy od środowiska, z którego się wywodzą. Jeśli jest ono patologiczne, np. hołduje się zasadom więziennym, to takie konsekwencje dziecka zbytnio nie przerażają.

Spotkałem np. dziesięciolatka, który powiedział, że chce być taki jak dziadek i ojciec: chce trafić do więzienia i grypsować. Dziecko nasiąknięte takimi wartościami wręcz będzie chciało, by zostać złapanym i trafić za kratki. Ale to skrajny scenariusz.

- Czyli mogła wynieść przemoc z domu?

- Tak. Część dzieci, które stosują przemoc, to dzieci, w których domach stosuje się choćby klapsy. To też forma przemocy. Stanowi komunikat: "jeśli coś mi się nie podoba, nie zgadzam się z tobą czy uważam że jestem silniejszy, to mam prawo użyć wobec ciebie przemocy".

Część jest natomiast ofiarą nieobecnych rodziców (którzy np. pracują do późna), zerwanych więzi z nimi, czasem spowodowanymi nadużywaniem przez dorosłych alkoholu lub narkotyków. Tacy rodzice odtrącają dziecko i dają mu do zrozumienia: "wszystko jest ważniejsze niż ty".

Z drugiej strony mogą to być też rodzice, którzy nie stawiają dziecku żadnych granic. Takie nastolatki mają zapewnione wszystkie zachcianki: nowoczesny telefon, modne i drogie ubrania czy buty, ale brakuje im miłości i bezpieczeństwa, które z takimi granicami się wiążą.

- Dlaczego więc atakują?

- Bo mają kompleksy, niskie poczucie własnej wartości, czują się samotne, smutne albo same są ofiarami przemocy. Niektóre dzieci są tak zalęknione, że chcą wyglądać jak najgroźniej i budzić respekt, po to, by nikt się do nich nie zbliżył i ich nie skrzywdził.

Po pandemii dzieciaki mają większe poczucie osamotnienia, separacji społecznej. Inicjują zachowania agresywne i obserwują, że to buduje ich pozycję w grupie i inni zaczynają się z nimi liczyć. Inni myślą wtedy: "boję się odezwać, bo jeszcze mi przyleją, lepiej ich popierać". Takie przemocowe dzieci wracają do domu i słyszą od rodziców: "no i dobrze, że mu przywaliłeś".

- Czyli jeszcze się im przyklaskuje.

- Zdecydowanie.

- Tylko po co wrzucają takie filmy do internetu?

- Służy to większemu upokorzeniu ofiary. Takie dziecko chce udokumentować swoje niechlubne zasługi wśród rówieśników, a obraca się w środowisku patologicznym, które to zaakceptuje i jeszcze pochwali.

Robi to też dlatego, że to się klika. Bardzo dużo patostreamerów zarabia ogromne pieniądze, wrzucając do sieci filmiki, w których biją się z własnymi matkami, wymiotują itp. A potem trafiają do patogal, na których zarabiają ogromne pieniądze. Takich influencerów kształtuje nam obecnie internet.

- Chcą więc być jak swoi idole?

- Jasne. Mamy w sobie naturalne dążenie do poszukiwania autorytetu. Jeśli dla dziecka nie jest nim rodzic, będzie szukać go gdzieś indziej. Gdy zobaczy, że taki przemocowy influencer jest w stanie zarobić dużo pieniędzy dzięki swoim patologicznym zachowaniom, to będzie chciał robić to samo, bo to jest łatwe i szybkie życie.

Jeśli natomiast chodzi o filmik z Chorzowa, na którym chłopiec jest maltretowany przez 14-latkę i jej bandę, to mam wrażenie, że jest nie tyle ofiarą jednorazowego aktu przemocy, ale dużo bardziej dotkliwego bullyingu, czyli przemocy nacechowanej przewagą siły, powtarzalnej i intencjonalnej.

Obserwuję obecnie wzrost tej formy przemocy zarówno wśród dziewcząt, jak i chłopców. Bardzo dużo dzieci, które do mnie trafiają, są ofiarami hejtu - zarówno w sieci, jak i w życiu realnym, np. w szkole.

Co znamienne, te dzieci są poszturchiwane czy przezywane przez więcej niż jedną osobę. Kiedyś konflikty dzieci dotyczyły dwóch osób. Teraz są to zwykle grupy, w których zazwyczaj jest jeden lider.

Igor Wiśniewski
Igor Wiśniewski (archiwum własne, Facebook)

- Dziewczynki też są agresorkami?

- Oczywiście, chociaż przemoc u dziewcząt przyjmuje zwykle nieco inne formy niż u chłopców. Kobiety, jeśli dokonują aktów przemocy, to bardziej dotkliwych. To nie jest przemoc impulsywna, ale intencjonalna, przemyślana, realizowana krok po kroku.

Przemoc u dziewczynek może też obejmować takie zachowania jak np. alienacja: odseparowanie jednej z przyjaciółek przez dwie inne dziewczynki. Często pojawia się też schemat, który nazywam roboczo "efektem amerykańskich cheerleaderek". Wygląda to tak: trzy dziewczynki idą środkiem korytarza i wszyscy schodzą im z drogi. One dominują, okręcają sobie chłopaków wokół palca. Może tak było z tą dziewczyną, która gnębiła chłopca w Chorzowie.

Nie zapominajmy, że rodzice takich "cheerleaderek" są przedstawiani na filmach jako bogacze w ogromnych posiadłościach, którzy nie poświęcają dzieciom zbyt wiele czasu. W takich domach nie było przemocy, ale brakowało więzi. Dziecko było zostawione samo sobie.

Obecnie coraz częściej jednak, także ze strony dziewczyn, dochodzi do przemocy fizycznej.

- No właśnie, według raportu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę skala przemocy rówieśniczej wśród dzieci zwiększyła się na przestrzeni ostatnich lat. 66 proc. ankietowanych określiło, że doświadczyła jej ze strony koleżanek i kolegów. Z czego może to wynikać?

- Pytanie, czy ona wzrasta, czy po prostu mamy obecnie większą świadomość jej istnienia. Kiedyś często zdarzało się, że dwóch chłopców umawiało się na "solo" po szkole, dawali sobie po razie, a potem godzili się i wszystko między nimi wracało do normy. Nikt tego nie nagrywał, nie zgłaszał, rodzice i nauczyciele zwykle o niczym nie wiedzieli. To wcale nie znaczy, że to było dobre, bo oznaczało brak właściwej komunikacji, ale to były spotkania rówieśnicze jeden na jeden. Teraz normą stają się starcia pięciu na jednego.

Wzrost przemocy rówieśniczej może się wiązać z większą impulsywnością dzieci, które dokonują aktów przemocy tu i teraz. Wzrasta też poziom zazdrości w szkołach, która jest związana z dysproporcją majętności rodzin. Pamiętam np. jedną dziewczynkę, która kupowała ubrania w sieciówce, a potem mówiła w szkole, że to Gucci czy inna znana marka. Taka zazdrość też budzi agresję. Dzieciaki, które ją stosują, nie umieją działać inaczej niż poprzez strach. Nie umieją też wykazać empatii i poczuć, że wyrządzają komuś krzywdę.

- Co my, dorośli, powinniśmy w tej sytuacji zrobić?

- W tej konkretnej sytuacji z Chorzowa myślę, że liderkę patogrupy trzeba otoczyć szczególną opieką psychologiczną i być może też psychiatryczną. W moim odczuciu nie ma jednoznacznych konsekwencji, które należałoby wobec tych sprawców wystosować bez przyjrzenia się przyczynom ich zachowania.

Patrząc na nagranie, które wypłynęło do sieci, widzimy ofiarę i sprawców. To, co powiem, jest kontrowersyjne, ale w kontekście psychologicznym mamy tak naprawdę do czynienia z samymi ofiarami. Z jednej strony chłopiec ze spektrum autyzmu padł ofiarą starszych dzieci, a z drugiej - te starsze dzieci też są ofiarami. Musiały mieć w swoim otoczeniu kogoś, kto je kiedyś mocno skrzywdził. To mogli być dorośli albo rówieśnicy.

My mamy naturalną tendencję do empatyzowania z ofiarą przemocy. To jest ludzkie. Chcemy ukarać sprawców. Musimy tylko pamiętać, że te dzieci coś doprowadziło do takiego momentu, w którym nie czują, że robią coś złego. Gdzieś zawiedliśmy my, dorośli. To przez nas te dzieciaki się tak zachowały.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze